piątek, 27 grudnia 2013

Człowiek to nie brzmi dumnie

Czyli obiecany ciąg dalszy.

Na bliskim planie twierdzą więc wolnościowcy że "chcącemu nie dzieje się krzywda", więc, o ile jakieś działanie pozostaje bez wpływu na osoby trzecie - powinno być legalne.

 I znowu - pozornie wszystko się zgadza - tylko czy aby na pewno jest tak, że postępując w pewien sposób szkodzimy wyłącznie sobie. Czy to w ogóle możliwe - szkodzić wyłącznie sobie, żyjąc w tak bardzo zsocjalizowanym świecie? Ja uważam że nie - świadczą o tym w przypadku narkotyków - policyjne statystyki przestępstw związanych z próbami zdobycia narkotyków, bądź środków na ich zakup, liczba przestępstw popełnionych pod wpływem czy liczba osób poddawanych różnym formom terapii - w przypadku aborcji - liczba leczonych powikłań po zabiegu czy psychologicznych porad po aborcyjnej traumie. To wszystko są koszty społeczne - daleko wykraczające poza szkodzenie samemu sobie.

Ale nawet gdyby to była prawda - nawet gdyby założyć że pewne zachowania szkodzą wyłącznie samemu zainteresowanemu - to czy to może i powinna być jedyna przesłanka legalności tego zachowania? To co w takim razie powiemy o handlu ludzkimi organami? Jeżeli będę potrzebował pieniędzy, wytnę sobie jakiś parzysty narząd i go sprzedam - to państwo powinno czy też nie - mieć jakiś do tego faktu stosunek?

No dobrze - jak dotąd wykazałem że istnieją przynajmniej uzasadnione wątpliwości czy sposób myślenia,  który omawiam jest rzeczywiście rozstrzygający.

Na poziomie światopoglądowym ludzie używający argumentu - skoro coś i tak się dzieje - należy to zalegalizować - bardzo często - powiedziałbym że niemal zawsze, uważają że indywidualistyczne koncepcje człowieka mają wyjątkowy sens, a libertarianizm to szczyt rozwoju ustrojów społecznych.

Odrzucają więc państwo nieomal w całości, nie chcą znać instytucji, większości praw, norm społecznych,  itp itd.
To człowiek - wyjątkowa, indywidualna istota jest koroną stworzenia - i to jego indywidualne sumienie i indywidualne wybory są wartością najwyższą.

No dobrze - ale jak ocenić czy jakiś teoretyczny, generalny pogląd jest sensowny? Ano najprościej i najrzetelniej sięgnąć do takiego miejsca i takiego czasu na świecie, kiedy był on w jakiś sposób i w jakimś stopniu zweryfikowany w praktyce.

I tutaj kończy się moje gadanie - polecam lekturę kilku cytatów z książki "Dziki kontynent", kilku z wywiadu z autorem - oraz, rzecz jasna samą książkę.


"Historia Europy w pierwszych miesiącach po wojnie to przede wszystkim osuwanie się w anarchię. Na wielkich połaciach Europy panował chaos. Nie istniały prawie żadne instytucje. Nie było granic. Nie było rządów. Szkół, uniwersytetów. Od tygodni nie widziano gazety. Nie dochodziły listy. Niczego nie produkowano i na wielu obszarach całe rzesze głodowały, a nieraz umierały z głodu. Kobiety prostytuowały się w zamian za jedzenie. Prawo przestało istnieć, bo nie było ani policji, ani sądów."

"W samych Niemczech Rosjanie zgwałcili dwa miliony kobiet. W Austrii, na Węgrzech, w Prusach Wschodnich czy na Śląsku wcale nie było lepiej. To miało kilka przyczyn. Po pierwsze, jak już mówiłem, sami Rosjanie doświadczyli strasznych rzeczy. Po drugie, rosyjscy żołnierze nie mieli żadnych praw. Dowódcy byli wobec nich niezwykle brutalni. Jedyne osoby, na których mogli się wyładować, to byli cywile, a w szczególności kobiety. Tak więc skwapliwie korzystali z tej możliwości.

To nie wszystko: wskaźnik gwałtów utrzymywał się w pobliżu rosyjskich koszar na bardzo wysokim poziomie jeszcze przez kilka lat po wojnie. To pokazuje, że nie chodziło tu wyłącznie o zemstę za to co, zrobiono ich żonom, matkom czy córkom. Rosyjscy żołnierze gwałcili po prostu dlatego, że im na to pozwalano."

„Wyobraźcie sobie świat bez instytucji. Świat, w którym granice krajów wydają się rozmywać, tworząc jedną bezkresną krainę, zamieszkaną przez ludzi podróżujących w poszukiwaniu nieistniejących już społeczności” – pisze Lowe. „Zniknęły wszystkie rządy, zarówno narodowe, jak i lokalne władze. Nie ma szkół ani uniwersytetów, bibliotek ani archiwów, nie ma dostępu do informacji. Nie ma kin ani teatrów. Radio działa od przypadku do przypadku, ale sygnał jest słaby, zaś audycje nadawane prawie zawsze w obcych językach. Gazet nie widziano od tygodni. Nie ma pociągów ani samochodów, telefonów ani telegramów, nie ma poczty, żadnej komunikacji oprócz plotek przekazywanych z ust do ust. Nie ma też banków, chociaż to akurat nie jest wielki problem, bo pieniądze straciły jakąkolwiek wartość. Nie ma pieniędzy, gdyż nikt nie ma niczego na sprzedaż. Nic się tu nie produkuje: fabryki i przedsiębiorstwa zostały zniszczone lub rozebrane na części, podobnie jak większość innych zabudowań. Nie ma narzędzi: ocalało tylko to, co można wykopać spod gruzów. Nie ma jedzenia. Prawo i porządek praktycznie nie istnieją, nie ma bowiem policji ani sądów. W niektórych rejonach przestano odróżniać dobro od zła. Ludzie zabierają to, co chcą, bez oglądania się na prawo własności – w gruncie rzeczy pojęcie to straciło rację bytu. Rzeczy należą do tego, kto jest dość silny, aby nieść je ze sobą, i kto gotów jest ryzykować życie w ich obronie. Uzbrojeni mężczyźni przemierzają ulice, biorąc co im się podoba i terroryzując każdego, kto wejdzie im w drogę. Kobiety ze wszystkich sfer społecznych i w każdym wieku prostytuują się za jedzenie i ochronę. Nie ma wstydu. Nie ma moralności. Jest tylko walka o przetrwanie”.

czwartek, 26 grudnia 2013

Dziadunio o aborcji, narkotykach i całym bagnie świata.

czyli proszę przeczytać ze skupieniem albo wcale.

Przyglądając się, a czasem także uczestnicząc w dyskusjach światopoglądowych z przeróżnymi ludźmi, spotkałem się niejednokrotnie - właściwie ciągle się spotykam, z rodzajem argumentacji, który mocno mnie niepokoi - i o tej argumentacji będzie dzisiejszy tekst.

Za bardzo istotny, ba - mający rozstrzygać właściwie o wszystkim, argument - np w sprawie legalizacji narkotyków - ale także wracającej z wielkim hukiem ostatnio aborcji - uważa część dyskutantów taką oto konstrukcję - "zakazy nic nie dają, ludzie tak czy inaczej zażywają narkotyki/ usuwają ciąże - jedynym sensownym rozwiązaniem jest więc zlikwidowanie zakazów"

Zatrzymajcie się tu na moment - i spróbujcie sobie poradzić, rozprawić się z takim dictum. Prawda że bardzo trudno znaleźć w tym dziurę? Świętą prawdą jest przecież, że istnieje podziemie aborcyjne - co więcej - istniało, i, o ile aborcja nadal będzie nielegalna - zawsze będzie istniało. Wyłącznie kwestią ceny będą warunki i fachowość zabiegu - biedaczki będą chodziły "do baby, spędzić płód" - bogatsze do lekarskiego gabinetu. Nie inaczej z narkotykami - narkobiznes kwitnie gdzieś pewnie od końca XIX wieku - rozrasta się i w niczym sobie nie przeszkadza - pomimo bilionów wydanych przez państwa na walkę z nim, oraz drakońskich kar w niektórych krajach. No i powszechnej nielegalności właściwie na całym świecie.

Ludzie robią pewne rzeczy a kary powodują wyłącznie koszty finansowe i niczego nie zmieniają - a często wręcz odwrotnie - pogarszają sprawę  - czy jesteśmy skazani na pogodzenie się z takim sposobem relacji z rzeczywistości? Czy musimy uznać rację tych, którzy tak właśnie argumentując - nawołują i żądają legalizacji czy to narkotyków czy aborcji?

Ano - nie. Można się przed tym bronić - na różnych planach - i tym najbliższym - i tym całkiem szerokim. Ale po kolei.

Pierwszą, najbardziej oczywistą linią obrony jest konstatacja - no dobrze - ale niektórzy także kradną. Nie inaczej niż w przypadku aborcji czy narkotyków - nie powstrzymuje ich od tego powszechna karalność, nie powstrzymuje nic. Kradną i basta. Czy to, zgodnie z przedstawionym powyżej tokiem rozumowania - ma oznaczać legalizację kradzieży? A może zniesienie własności prywatnej?  Dla tych którzy rozpaczliwie szukają możliwości obrony swoich konserwatywnych przekonań - spokojnie - jeszcze niczego nie udowodniliśmy - liberałowie będą tłumaczyć że volenti non fit iniuria, że argument jest nie trafiony, bo w przypadku narkotyków i aborcji(o narkotykach będą to mówili głośno, prawie krzycząc - o aborcji cichutko, bucząc pod nosem) - zainteresowany nie wyrządza krzywdy nikomu, poza samym sobą - więc guzik to kogoś(państwo) powinno obchodzić.

Wiecie właśnie się zorientowałem że coś, co właściwie miało być tylko wstępem do zasadniczej mojej myśli, objętościowo zajęło już tyle co przeciętnej długości post na tym blogu - zrobię więc w tym miejscu przerwę - i dopiszę drugą część niebawem.

 Inaczej za jasną cholerę nikt nie przebrnie przez dłużyznę :):)

A poza tym - o ile będzie się Wam chciało nad tym pomyśleć - to to jest właśnie idealny moment żeby się zatrzymać.


wtorek, 24 grudnia 2013

Suka w rui

czyli lewacki terror moralny.

Wiem, wiem - temat kompletnie nie świąteczny. Przynajmniej z pozoru.
Przepraszam jeżeli komuś zabiorę odrobinę radości, czy też dobrego samopoczucia - ale, jak mawiał lokalny klasyk - milczeć już nie wypada.

Rzecz ma się tak - feministka Katarzyna Bartkowska, w programie telewizyjnym, podczas dyskusji o prawie antyaborcyjnym, zadeklarowała że właśnie jest w ciąży, i że "żeby było śmieszniej" podda się aborcji w Wigilię Bożego Narodzenia.

Cóż, czy stało się przez tą deklarację śmieszniej - oceńcie sami - do feministki napisał list kapłan - zakonnik,ojciec Grzegorz Kramer,  który zadeklarował że wystąpi ze stanu kapłańskiego, adoptuje i wychowa dziecko, jeżeli ona zdecyduje się je urodzić.

Feministka księdzu odmówiła - bo ją ciąża "będzie kosztować" zdrowotnie - ona zna nawet takie kobiety które ciąża wyniszczyła na lata - a całą sprawę skomentował jej kolega - socjolog - doktor habilitowany - Jacek Kochanowski. Napisał na Twitterze takie słowa :



"Bratkowska powinna wyskrobaną zygotę wsadzić w słój, zapeklować i wysłać panu księdzu. Niech kanonizują św. Zygotę. Patronkę oszołomów"


Dzisiaj Wigilia - więc daruję sobie większość komentarzy które przychodzą mi do głowy w tej sytuacji - powiem tylko, że nawet urodzona bardzo wiele lat przed wojną, babka mojej żony, w XXI wieku była w pełni świadoma istnienia środków antykoncepcyjnych. Przeróżnych. Feministce pewnie wiara  korzystania z nich zakazuje. Tak tak - to musi być wiara - przecież powszechnie wiadomo jak bardzo wiara ogłupia :/

Wiara uczyniła czuba.  A właściwie dwóch - Bartkowską i Kochanowskiego.
Cudza wiara - jak zawsze w podobnych przypadkach.

niedziela, 22 grudnia 2013

Życzenia świąteczne... dla siebie.

Publiczne składanie życzeń dużej, nieokreślonej grupie ludzi, kompletnie mnie nie przekonuje - strasznie jest pretensjonalne, mające w dodatku sugerować jakąś uprzywilejowaną, wyższą pozycję składającego takie życzenia.

Więc ja - nietypowo - składam życzenia samemu sobie. O prywatnościach rzecz jasna mówił nie będę - a w sprawach publicznych - mam jedno tylko marzenie. Otóż życzę sobie żeby najbliższy rok był ostatnim rokiem mojego zaangażowania w lokalną politykę. W jakąkolwiek politykę. Życzę sobie żeby zniknęły powody tego zaangażowania. Życzę sobie żebym, kurcze, żebym nawet nie znał imion i nazwisk radnych kolejnej kadencji. Albo inaczej - żebym nie musiał o nich ani czytać ani pisać. Życzę sobie żebym nie miał powodu przyglądać się poczynaniom kolejnego burmistrza.

Życzę sobie być całkowicie poza tymi sprawami.

Wiecie - polityka to nie jest intelektualne trudna sztuka. Większość spraw ogarnąć może każdy, dosłownie każdy człowiek. Jakiś nikły procent wymaga odrobiny finezji, wiedzy, czasami intuicji - ale to także nic bardzo trudnego. Polityka nie wymaga więc szczególnej mądrości - prawdziwym wyzwaniem jest strona emocjonalna i moralna politycznej gry. To poruszając się w sferze emocji i moralności, mało który z aktywnych graczy pozostaje w zgodzie z samym sobą. Najczęściej po prostu samego siebie przepoczwarza, zmienia w coś, kogoś, kim wcale zostawać nie zamierzał.

A ja? No cóż, może ja i jestem poczwara - ale to już końcowe stadium - już w nic innego zmieniać się nie chcę i nie będę :):)

Wszystkiego dobrego, spokoju na święta Wam życzę.


środa, 18 grudnia 2013

Uprzejmie dziękuję Ewie Filipiak

oraz Bożenie Flasz za dodatkowe 100 tysięcy na projekt ścieżkowy. To krok w dobrym kierunku - może cokolwiek nieśmiały, ale zawsze. Nadal będę się intensywnie przyglądał na poczynania UM w tym zakresie.

Jednocześnie pragnę poinformować iż raczyły Panie zmanipulować informację, zamieszczoną na portalu Wadowice24.pl - dotyczącą kwot pozyskanych przez gminę środków europejskich w perspektywie 2007-2013. Zmanipulować w sposób zasadniczy. Otóż wniosek do Funduszu Spójności WPWiK złożyło w roku 2004 - i pieniądze nie pochodziły z pierwszej perspektywy budżetowej, ale właśnie - z działającego na zupełnie innych zasadach - Funduszu Spójności.

Tak więc - z perspektywy 2007-2013 gmina pozyskała(zakładając że reszta prezentacji jest prawidłowa) nie 83 mln złotych, ale zaledwie dwadzieścia klika milionów. Z czego kolejne 5,5 mln póki co, w kasie u Marszałka Sowy.

I tutaj kolejna ciekawostka - czy ktokolwiek w UM wie, ilu tak naprawdę mieszkańców liczy sobie gmina Wadowice? W prezentacji p.Bożeny Flasz (a być może tylko w jej twórczym rozwinięciu przez Marcina Płaszczycę) - żeby osiągnąć kwotę per capita 2450 złotych, założono że jest nas 35 tysięcy. Podczas gdy dokumenty Urzędu Miejskiego w Wadowicach podają różnie - raz jest to 37 tysięcy, raz niemal 38 tysięcy - a czasami 38. 661 osób. Więc tak się zastanawiam - gdzie Wy do licha gubicie a czasami odnajdujecie, kilka tysięcy mieszkańców gminy?

poniedziałek, 16 grudnia 2013

Bożena Flasz i Ewa Filipiak wpychają miasto w nędzę

czyli co z tym budżetem?

Mała wiejska gmina w naszym województwie - Korzenna. Coś około 13 tysięcy mieszkańców. Dochody budżetowe dwukrotnie niższe niż w Wadowicach. Na inwestycje gmina przeznaczyła w bieżącym roku 35% wszystkich wydatków. Na rok 2014 - niewiele mniej - 27 %.

Generalna zasada jest taka iż do dynamicznego rozwoju, przy zrównoważonym, mieszczącym się z ustawowych wymogach, budżecie - potrzebne są nakłady inwestycyjne rzędu 30 i więcej procent wydatków. I odpowiednio - przy ok 20 procentach rozwój jest powolny - okolice 10% i mniej - to właściwie łatanie dziur, stagnacja. Zwijanie się gminy.

Co mamy w Wadowicach? Jak te budżetowe "widełki" ustawiają główne rozgrywające gminnych finansów?
A, bardzo proszę, kliknijcie poniżej.


Trzy wymalowane na kolorowo pozycje z projektu budżetu przygotowanego przez Bożenę Flasz i Ewę Filipiak obrazują ogrom naszej nędzy. Omówię je pokrótce.

Pierwsze czerwone pole to kwota którą gmina Wadowice.... po prostu rozdaje. Pozycja "Świadczenia dla osób fizycznych" oznacza  - wg definicji - " są to świadczenia o charakterze jednostronnym, które są wypłacane bezpośrednio osobom fizycznym w postaci emerytur, rent, zasiłków dla bezrobotnych jak również świadczenia wypłacane pośrednio w postaci dopłat do leków itp. Świadczenia te obejmują wydatki budżetu państwa kierowane, na podstawie odrębnych przepisów, bezpośrednio lub pośrednio do osób fizycznych, a nie będące wynagrodzeniem za świadczoną pracę.

Pozycja sama w sobie mało być może interesująca - zwłaszcza że środki na jej realizację pochodzą głównie pewnie od rządu - niemniej jest niezbędna, by pokazać pewną prawidłowość.

Kolejne kolorowe pole pokazuje kwotę którą na inwestycje zaplanowano w tym roku - nie mam pod ręką kalkulatora - ale tak na pierwszy rzut oka to coś ok 9% wszystkich wydatków, prawda?

Więc, żeby Was nie zanudzać - szybciutko przechodzę do ostatniej, z mojego punktu widzenia - najistotniejszej części budżetowej tabeli. Co oznacza tajemniczy zapis powołujący się na artykuły z Ustawy o finansach publicznych? Ano oznacza kwotę jaką obie panie współfinansują inwestycje na które dostały dofinansowanie ze środków Unii Europejskiej.

W roku obecnym jest to ZERO ZŁOTYCH. 

Miasto nie wykona żadnej inwestycji, na które postarało się o dofinansowanie ze środków UE.

Podsumowując najkrócej jak się da - miasto rozdaje znacząco więcej pieniędzy niż inwestuje. Same inwestycje mamy na poziomie który powoduje całkowitą stagnację. A coś o co upominam się od blisko dwóch lat - o absorpcję środków z UE, Ewa Filipiak sprowadziła do poziomu ZERO. 

Uważam że nie ma potrzeby używać jakichś szczególnie wyszukanych przymiotników, by opisać tą sytuację. Zero to po prostu zero. 

Budżet który już we środę zaproponuje radnym Ewa Filipiak, ma tak naprawdę tylko jednego, za to zbiorowego, beneficjenta - miejskich urzędników i ludzi z UM Wadowice zawodowo powiązanych. Koszty na administrację rosną, porównując rok obecny do przyszłego - rosną o więcej niż inflacja. Tak dokładnie wygląda moja o tym budżecie opinia - został napisany przez urzędników dla urzędników.
Na pohybel gminnym potrzebom.

P.S Uprzejmie upraszam Staszka, żeby nie przyłaził tutaj udowadniając, ze miasto jednak coś od Unii weźmie - owszem, weźmie parę groszy na miękkie projekty - ja mówię o projektach inwestycyjnych, twardych.

niedziela, 15 grudnia 2013

Rynek Ewy wygrał plebiscyt. Wielka radość

Wg Ewy Filipiak wadowicki rynek jest +- 10 razy ładniejszy niż krakowski. Bo plebiscyt wygrał.

Podczas gdy:

Krakowski rynek najpiękniejszym placem świata wedle rankingu francuskiego oddziału Lonely Planet
                                         fot. nieznanego mi autora


Francuski oddział słynnego podróżniczego wydawnictwa Lonely Planet opublikował listę dziesięciu najpiękniejszych placów na świecie. W tym zestawieniu takie ikony światowego dziedzictwa jak brukselski Grand-Place, plac Św. Marka w Wenecji czy Plac Czerwony zostały zdeklasowane przez rynek w Krakowie.W zestawieniu, w którym znalazł się Plac Czerwony, plac Imama w perskim Isfahanie, meksykański Zócalo, brukselski Grand Place, praski Rynek Staromiejski, Plaza Mayor w Salamance, Plac Stanisława w Nancy, Dżamaa al-Fina w Marrakeszu oraz plac Św. Marka, krakowski rynek znalazł się na pierwszym miejscu.

 Tak piszą o nim autorzy zestawienia:Krakowski Rynek Główny cudem uniknął wojennych zniszczeń. Ten skarb średniowiecznej architektury zlokalizowany jest w centrum dawnej stolicy Polski. Zachwycająca bazylika Mariacka ze swoimi asymetrycznymi wieżami nieopodal placu. Sukiennice, zbudowane w XVI wieku, by służyć handlarzom sukna, dziś mieszczą sklepy z rzemiosłem i pamiątkami. Sprzedawcy kwiatów i uliczni artyści dopełniają magicznej aury tego miejsca.

Za portalem natemat.pl. Źródło i pełny ranking znajdziecie tutaj

A Ewa siedzi i zawija w te sreberka :D:D:D

piątek, 13 grudnia 2013

Posłowie do szumu wokół Jończyka.

czyli jak mawia Pałacowy  - gdzie pan a gdzie cham? :)

Analizuję właśnie projekt gminnego budżetu na 2014 rok. A że chcę to zrobić w miarę możliwości wnikliwie, przydany jest mi, co oczywiste, także budżet z roku bieżącego. Całość wniosków opiszę niebawem - podobnej publikacji możecie się także spodziewać u Obywatela Wadowic, a póki co chcę Wam zwrócić uwagę na jeden szczegół. Otóż i powiat i gmina w swoich budżetach mają zapisane z dziale Administracja Publiczna,  środki dedykowane na promocję jednostek samorządu terytorialnego.

I tak - Starostwo Powiatowe, przy całkowitej sumie wydatków w 2013 roku na kwotę 125.508.384 złotych, na własną promocję zapisało 100.000 złotych.

Gmina Wadowice znów - przy całkowitej kwocie wydatków 98 180 372 złotych, na promowanie siebie ma zapisane 944 450,00 złotych.

Padały wielokrotnie, przy okazji ostatniej awantury o imprezę Jacka Jończyka, zarzuty, że tak naprawdę to nie chodzi o promocję JST  - tylko jego osobiście. Cóż - nawet gdyby tak na to popatrzeć, to - Ewa Filipiak jest wypromowana blisko 10 razy lepiej, prawda? No, w każdym razie - 10 razy drożej.

Jeżeli ktoś wykrawa z budżetu o 30% mniejszego, promocyjne środki 950% większe niż konkurent, to to jest mistrzostwo świata. Bardzo, bardzo ciekaw jestem publikacji, zatroskanego o publiczny grosz, portalu wadowice24, to mistrzostwo świata konsumującej :D:D:D

środa, 11 grudnia 2013

Memento dla Mateusza Klinowskiego

czyli stara, żydowska mądrość.

".... Wszystko ma swój czas,
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem
 Jest czas rodzenia i czas umierania,
 czas sadzenia i czas wyrywania tego, co zasadzono,
 czas zabijania i czas leczenia,
 czas burzenia i czas budowania,
 czas płaczu i czas śmiechu,
 czas zawodzenia i czas pląsów,
 czas rzucania kamieni i czas ich zbierania,
 czas pieszczot cielesnych i czas wstrzymywania się od nich,
 czas szukania i czas tracenia,
 czas zachowania i czas wyrzucania,
 czas rozdzierania i czas zszywania,
 czas milczenia i czas mówienia,
 czas miłowania i czas nienawiści,
 czas wojny i czas pokoju....."

Cytat to fragment Starego Testamentu. Księgi Koheleta. 

Durne komentarze niemile widziane. 

wtorek, 10 grudnia 2013

Apel do starosty Królik i redaktora Płaszczycy.

O honorowe rozwiązanie.

W związku z publikacją portalu Wadowice24.pl, zawierającą daleko idące insynuacje, także pod adresem blogerów - proponuję co następuje.

Jeżeli wyliczenia p. Marty Królik dotyczące organizacji imprezy zaprezentowane publicznie i dobrowolnie tutaj mijają się z prawdą - uważam i wzywam Panią starostę, by niezwłocznie złożyła swoje stanowisko, stawiając propozycję własnej dymisji na forum Zarządu Powiatu.

Jeżeli zaś to redaktor Płaszczyca wprowadził w błąd opinię publiczną w tak istotnej sprawie - uważam i proponuję, by uznał się za niezdolnego do bycia stroną umów z jakimikolwiek podmiotami publicznymi, ze skutkiem natychmiastowym wypowiedział wszelkie tego typu umowy, oraz publicznie przeprosił zainteresowanych, publikując oświadczenie odpowiedniej treści na portalu wadowiceonline.pl oraz na własnej stronie internetowej.

Nasze miasto ma zbyt wiele godności, żeby tolerować gmerających w publicznych sprawach kłamców.
 A ja osobiście - cóż - ja nazwisko mam tylko jedno - i nie pozwolę żeby ktoś mieszał je z błotem, uprawiając swoje gierki.

piątek, 6 grudnia 2013

Rozdwojenie jaźni Płaszczycy.

czyli polityczny.... garnek poszedł w ruch.

Procesy dementywne przebiegają w różny sposób u poszczególnych jednostek. Naukowcy twierdzą że być może wspólnym czynnikiem rejestrowanym u wszystkich cierpiących, jest zbyt niski poziom witaminy B12 w osoczu krwi. Jeżeli mają rację, właściciela portalu Wadowice24 może czekać seria dość bolesnych, o ile mi wiadomo, z niej zastrzyków. Ale wiem że będzie dzielny - w końcu czego się nie robi dla zdrowia:)

Dlaczego stan pamięci mojego kolegi, Marcina, tak mnie zmartwił? Ano dlatego:
Piątego września 2013 roku pisze Płaszczyca na swoim portalu tak:


Wicestarosta Marta Królik przedstawiła podczas powiatowego inauguracji roku szkolnego aktualne problemy w utrzymaniu oświaty w powiecie wadowickim. Z danych przedstawionych przez wicestarostę wynika, że szkoły znalazły się w bardzo trudnej sytuacji finansowej.

Równiutko trzy miesiące później, 5 grudnia 2013 roku pisze zaś tak:

Jak to się stało, że w utrzymywanej z podatków szkole brakuje nagle pieniędzy? Odpowiedzialna za oświatę wicestarosta Marta Królik podkreśla na każdym kroku, że szkoły średnie w Wadowicach są świetnie zaopatrzone, nauczyciele bardzo dobrze zarabiają, a powiat wydaje na edukację rocznie ponad połowę swojego budżetu.

Co więc na każdym kroku podkreśla Marta Królik? Jedyne czego można być absolutnie pewnym to, że nie dowiemy się tego z lektury wpisów na mającym miliony wejść portalu Marcina Płaszczycy ;)

Tak mi teraz przyszło do głowy - może mimo wszystko z pamięcią właściciela poczytnego bardzo medium wcale nie jest tak źle? Może to coś innego spowodowało tą nagłą zmianę frontu? Ale nieee, to przecież chyba niemożliwe, żeby obiektywne, niezależne, informacyjne medium, waliło kogoś garnkiem po głowie, kierując się nie troską o prestiż starej szkoły, ani o jej kondycję finansową, tylko na przykład polityczną koniunkturą? Nie, z całą pewnością tak nie jest - w końcu kto jak kto, ale zatrudniani przez Ewę Filipiak dziennikarze z całą pewnością są moralnie nieskazitelni oraz zawodowo rzetelni. W końcu bycie pracownikiem papieskiej szefowej zobowiązuje, czyż nie? A że ta szefowa nie ma przecież najmniejszych powodów, żeby obawiać się konkurencji, mogącej nadejść z Batorego - więc tym bardziej nie ma powodów żeby myśleć że za polityczną pałkę tym razem posłużył garnek :D

P.S Czasami aż mnie korci żeby ogłosić własną kandydaturę na stołek burmistrza miasta. Z czystej ciekawości - jakie ciosy i skąd posypały by się najmocniej :D:D:D Ot, taka mała perwersja - lokalna polityka jak mało co obnaża prawdziwe twarze ludzi. Często bardziej niż kilkadziesiąt lat znajomości. A ja lubię wiedzieć jakie licho w moich znajomych siedzi.

czwartek, 5 grudnia 2013

Którą mafię pan poparł

czyli wiwat, wiwat prohibicja!

Wyobrażam sobie że jest taka granica tworzenia okazji do popełniania przestępstw, za którą przejście, to już po prostu na przestępstwo przyzwolenie. Zachęta nieomal. Aż trudno mi uwierzyć że nieświadoma, bezinteresowna zachęta.

Nie chcę opisywać konsekwencji polityki prowadzonej przez nasz kraj w różnych dziedzinach życia - jesteście wystarczająco bystrzy żeby odczarować znaczenie liczb poniżej.

Grupa audytorska KPMG przyglądnęła się ostatnio skutkom państwowej "walki' z nałogiem tytoniowym w Australii. Najkrócej jak można - spadek sprzedaży legalnych, państwową akcyzą pieczętowanych papierosów, wzrost konsumpcji papierosów z przemytu oraz - co szczególnie ważne - wzrost konsumpcji papierosów w ogóle, po zaostrzeniu przepisów oraz podwyżce podatków - po raz pierwszy od dziesięciu lat!!!

Cóż - czy jest się czemu dziwić skoro:


Cena standardowej paczki papierosów.

Australia 15,96 AUD
Wietnam 1,08 AUD
Indonezja 1,43 AUD
Filipiny 1,26 AUD
Laos 1,82 AUD
Kambodża 1,12 AUD
Tajlandia 3,07 AUD
Bangladesz 2,26 AUD
Laos 1,82 AUD
Tajwan 3,10 AUD
Singapur 10,29 AUD
Malezja 3,99 AUD

Czy nie jest tak że słynne pytanie posłanki Kempy "którą mafię pan poparł" nabiera zupełnie nowego znaczenia? Cóż, jak widać kretynizm, to nie jest przypadłość wyłącznie rodzimej sceny politycznej. 

wtorek, 3 grudnia 2013

Kogo poprę w wyborach.

czyli oczekuję żeby burmistrz był mądrzejszy ode mnie

Widzę problemy toczące moje miasto. Znam je i w ogólnych zarysach i w przygnębiających, często po prostu brudnych, szczegółach. Wszyscy je znamy. Wadowice, ich sprawy i sprawki, zostały zdemaskowane. Słabości obnażone, podłości wskazane, choroba zdiagnozowana a chorobotwórcze czynniki nazwane, z imienia i nazwiska.

Wiem że mnie boli i nie zaufam nikomu, kto będzie chciał twierdzić, że histeryzuję. Albo próbował leczyć aspiryną. Nie zrobi też na mnie - a też pewnie na nikim, wrażenia lekarz, który będzie znał kilka, może nawet kilkanaście sposobów by nazwać i opisać trypra(chociaż w naszym przypadku należało by raczej mówić o chorobie autoimmunologicznej, czyli takiej, w której organizm atakowany jest od wewnątrz, przez samego siebie). Ja oczekuję że będzie to umiał wyleczyć, mimo komplikacji i zaawansowanego stadium.

Prościej - żyjemy w tym mieście - część z nas także tym miastem - i wszyscy wiemy, co nas w nim boli. Dzisiaj, w najbliższym czasie, będę oczekiwał że zaczną się pojawiać propozycje, w jaki sposób gonić stracony czas. Sam także kilka takich przedstawię - i będę obserwował reakcję głównych graczy. Już wiadomo że cierpimy na sarkoidozę. Ja chce wiedzieć czy ludzie, którzy chcą nas z niej leczyć, wiedzą czym są i jak działają kortykosteroidy. Tfu - miało być prościej a gadam jak  fan serialu Doktor House -do rzeczy więc -  bajania Ewy o dwóch obwodnicach można, rzecz jasna, między bajki włożyć - a wygląda na to że własnie odpaliła swój "wielki plan" dla miasta. Realny jak indycza ferma na Marsie.

 Teraz kolej na innych, obecnych i przyszłych kandydatów na uzdrowicieli naszego lokalnego problemu. Zaimponujcie mi. Udowodnijcie że wasza wizja miasta przekracza o lata świetlne, bądź choćby wyprzedza o centymetry, to co mi przychodzi do głowy:) Właśnie takiego kogoś poprę w wyborach. Właśnie takiego kogoś potrzebuje miasto.

Strasznie już zmęczony jestem trwającym trzy lata procesem diagnostycznym. Nie wiem czy i w jakim stopniu wyrażam oczekiwanie ludzi  - ja sam takie właśnie mam - chcę zobaczyć wizję zmian - chcę móc skonfrontować ją z moją własną - i do tego będę próbował namówić, zachęcić - a jeżeli będzie trzeba, to nawet zmusić, każdego kto chce te zmiany głosić.

Początek nowego roku na blogu to będzie czas prezentowania, a częściowo także budowania, wizji Wadowic na przyszłość.
A kto nie będzie czytał, ten trąba :) :) :)



Asystencka woda z mózgu

czyli burmistrz Filipiak ściemnia bardziej niż zazwyczaj. 

Droga do unijnych pieniędzy dla regionów składała się z kilkunastu etapów. Oraz dziesiątków podetapów, realizowanych w JST. Dosyć szczegółowo opisywałem aktywność Ewy Filipiak w tym zakresie tutaj.

To co poniżej, to tylko orientacyjna ścieżka, którą przeszli ludzie i dokumenty z naszego województwa, żeby dzisiaj mogło to zaowocować kontraktem wojewódzkim.

1.Stworzenie strategi rozwoju województwa, pt. Małopolska 2020 - uchwalony we wrześniu 2011 r. Ewa śpi.
2. Prace nad perspektywą finansową 2014-2020. Ewa śpi.
3. Utworzenie Banku Projektów Regionalnych. Ewa śpi.
4-10 Konsultacje, narady, spotkania, prezentacje. Ewa śpi.
11. Konkurs projektów. Ewa śpi. Liczba projektów przez nią złożonych, to ZERO, więc po co niby ma sobie przeszkadzać?
12. Stworzenie wstępnej listy przedsięwzięć rekomendowanych do objęcia kontraktem terytorialnym 2014-2020. Ewa śpi.
13. Budzi się Droga Ewa. Składa pojedynczą, absurdalną i absolutnie nierealną uwagę do projektu, nad którym aktywni samorządowcy z całego regionu pracowali przeszło dwa lata.
14. Marcin Płaszczyca ogłasza że Ewka jest cool, i że ktoś, z jakichś pieniędzy, pewnie zbuduje w mieście dwie obwodnice.

No i w Choczni powstanie strefa ekonomiczna (temat w ogóle nie objęty w obszarach tematycznych Kontraktu!!!, czego Płaszczyca z właściwym sobie znawstwem, w ogóle nie zauważa).

Powiem tak - i mówię to z pełną odpowiedzialnością - umiejętności i zaangażowanie w gospodarowaniu miastem Ewy Filipiak, jest jak z dowcipu o socjalistycznej gospodarce - gdyby wpuścić ją na Saharę, to po pierwszych pięciu latach zaczęłaby importować piasek.

Strefy działają na podstawie ustawy z 20 października 1994 o specjalnych strefach ekonomicznych. Tak, tak to ten sam rok, gdy Ewa Filipiak objęła fotel burmistrza miasta. Minęło 20 lat i królewna się przebudziła. Narysuje w MPZP nowe linie, głównie na prywatnych przecież terenach i będzie Strefa. Podejrzewam że samo scalanie działek i wykup gruntów zajmie tyle czasu że chyba już ostatni raz przedłużone funkcjonowanie stref do 2026 roku, to i tak będzie zbyt mało czasu żeby powstało tam cokolwiek.

Duże, subregionalne i regionalne projekty współfinansowane ze środków UE ominą miasto wielkim łukiem. Kolejny burmistrz, o ile porządnie  przyłoży się do pracy od pierwszego dnia urzędowania, będzie miał szansę wyszarpnąć coś dla gminy - niestety, będą to raczej odpadki z pańskich stołów samorządowców bardziej zaradnych, niż solidny kęs kapitału, który mógł przeobrażać naszą okolicę. 

W przypadku gdyby burmistrz Ewa Filipiak ocalała na okupowanym stołku na kolejną kadencję, gmina Wadowice ma wszelkie szanse na to, by w rankingu absorpcji środków z UE, w dnie, na którym znajduje się dzisiaj, wydrążyć sporej głębokości dziurę.