czyli podstawy arytmetyki.
Pamiętaj cholero, nie dziel przez zero.
Nie wiem czy nauczyciele nadal przemycają ten, może mało elegancki, ale z pewnością silnie zapadający w pamięć sposób, na wprowadzenie dzieciaków w świat matematycznych abstraktów.
Wiem natomiast ze żadna zasada nie zakazuje pozostałych działań z użyciem zera.
I mam wrażenie ze przynajmniej niektórzy z lokalnych opozycjonistów obficie z tej arytmetycznej swobody korzystają.
Z zapałem dodają zera, ba - próbują je nawet mnożyć:)
Od dłuższego czasu słyszę ze receptą na wygranie Wadowic dla ludzi jest zjednoczenie lewicy. Bądź nawet szerzej - zjednoczenie generalnie wszystkich, którzy mają jakieś powody żeby przepędzić caryce z pałacu. Wraz ze wszystkimi zwierzakami.
I to właśnie jest dodawanie zer. Zerowa siła przebicia, zerowy zasób pomysłów i ludzi lokalnych środowisk lewicowych, połączona z zerową organizacją wszystkich pozostałych.
Zer mnożeniem jest powstanie kolejnych "lokalnych struktur" kolejnej lewicowej partii. I spotkania "zarządów jednych z zarządami drugich"
By żyło się lepiej.
Wynik - zgodny z aksjomatyką.
ZERO.
Pączkujecie, mnożycie się, wyłącznie po to żeby głosić potrzebę zjednoczenia.
SLD, Palikoty, Racja - czym się różnicie? Nie wiem.
Wiem co was łączy - trzy pięknie brzmiące stanowiska przewodniczących, trzy pieczątki, trzy biura - zero pomnożone przez trzy.
Czy wobec przelewania z pustego w próżne "lokalnych struktur" nasze miasto ma szanse podnieść się z kolan? Czy ktoś wreszcie pójdzie po rozum do głowy?
Nie wiem.
Insha'Allah.
Bo mnie na przykład czasem ręce opadają.
Tutaj miałem skończyć ale ze dostało mi się ostatnio od Klinowskiego za brak propozycji pozytywnych, konstruktywnych rozwiązań - podpowiadam więc.
Wiadomo jak wygląda ordynacja przy wyborach samorządowych. Chcę zobaczyć przynajmniej zarys pomysłu, jak będą wyglądały komitety(komitet) wyborcze - chcę wiedzieć jakie są propozycje kandydatur na radnych, kto ma zostać poparty przez te(ten) przyszły komitety jako kandydaci(kandydat) na burmistrza.
Chce, zamiast tego ciągłego partyjniackiego pierdolamento, konkretnego, długofalowego planu - kto i w jaki sposób ma przejąć władzę w naszym mieście. Chcę tego od wszystkich zaangażowanych w polityczne życie naszego miasta a będących w opozycji do dzisiejszej władzy. Od wszystkich łącznie - a najlepiej - wspólnie.
Nie, nie jest zbyt wcześnie. To później może być zbyt późno.
niedziela, 17 czerwca 2012
niedziela, 10 czerwca 2012
Pochwała cenzury
czyli o kim nie napisał dziadunio
Gdzieś pomiędzy, już nawet nie strumieniem a oceanem płynącymi, doniesieniami z piłkarskich boisk i sportowych oboczności, cichutko przemknęła kolejna rocznica czerwcowych wyborów. A wraz z nimi jakiś skwer czy placyk, który dziś ma zostać poświęcony ówczesnemu zwycięstwu w walce o wolność słowa.
I właśnie niegdysiejszy urząd przy Mysiej a właściwie jeden aspekt jego działania chcę dzisiaj opisać w kilku słowach.
Ale zacznijmy od początku.
Ocenzurowałem sam siebie. Wyrzuciłem do kosza gotowy do publikacji, ostro polemizujący z jednym z lokalnych publicystów, tekst. I to taki o którym myślałem i nadal myślę ze istnieją istotne powody by powstał.
Cóż, są i inne, które wskazują przeciwnie - ale ja nie o tym.
Więc tylko przytoczę jedną z puent żeby został po tak brutalnie potraktowanym poście przynajmniej jakiś smaczek - " Nie w każdym szaleństwie jest metoda. Czasami w miejsce uszlachetnionego przez Szekspira słowa wystarczy wstawić pospolicie brzmiące wariactwo, żeby sprowadzić sprawy do właściwego im wymiaru" i już przechodzę do ogólniejszej myśli, która towarzyszyła mi w tych dniach.
Lubują się publicyści, pisarze i kabareciarze, filmowcy i scenarzyści - generalnie wszyscy którzy tworzyli w czasach funkcjonowania Urzędu Cenzury w barwnych, kombatanckich opowieściach o tym, jak to byli gnębieni, a ich twórczość profanowana przez robotniczo-chłopskiej proweniencji Cerberów myśli.
Czasem tylko, jakiś mniej pamiętliwy opowiadacz, z uśmiechem wrzuci anegdotkę o sposobach na przechytrzenie cenzora.
Ale nigdy nie spotkałem się z opowieścią o tym ze jakiś tekst, obraz, bądź przynajmniej wymyślna metafora w ogóle by nie powstała, gdyby własnie nie konieczność przemycania, kamuflowania pewnych treści.
A jest przecież zupełnie oczywiste ze tak właśnie było. Ze, prócz oczywistej ohydy jaką było tłamszenie wolności wypowiedzi, bywały przypadki gdy cenzura działała na twórców stymulująco.
I to na dwa sposoby - przede wszystkim autor musiał mieć ugruntowane w sobie przekonanie ze to co stworzył, czy miał zamiar stworzyć, jest na tyle istotne, by warto było przechodzić upokarzająca procedurę. A po drugie - musiał mocno się napracować żeby treści które chciał przekazać, były przeźroczyste dla urzędnika, pozostając jednak wyraźnie czytelnymi dla odbiorcy.
Słowem - twórca musiał się starać.
Dzisiaj, w dwadzieścia kilka lat po likwidacji Urzędu, często mam wrażenie ze nikt starać sie już nie musi. Zbyt często.
Z perspektywy czasu widać doskonale ze problemem nie jest znalezienie sposobów na ewentualne problemy z cenzurą. Problemem jest dostrzeganie powodów dla których warto cenzurować samych siebie.
Dla których warto się starać.
A piłkarsko - bez niespodzianek.W piłkę grają wszyscy - wygrywają..., no właśnie:)
Gdzieś pomiędzy, już nawet nie strumieniem a oceanem płynącymi, doniesieniami z piłkarskich boisk i sportowych oboczności, cichutko przemknęła kolejna rocznica czerwcowych wyborów. A wraz z nimi jakiś skwer czy placyk, który dziś ma zostać poświęcony ówczesnemu zwycięstwu w walce o wolność słowa.
I właśnie niegdysiejszy urząd przy Mysiej a właściwie jeden aspekt jego działania chcę dzisiaj opisać w kilku słowach.
Ale zacznijmy od początku.
Ocenzurowałem sam siebie. Wyrzuciłem do kosza gotowy do publikacji, ostro polemizujący z jednym z lokalnych publicystów, tekst. I to taki o którym myślałem i nadal myślę ze istnieją istotne powody by powstał.
Cóż, są i inne, które wskazują przeciwnie - ale ja nie o tym.
Więc tylko przytoczę jedną z puent żeby został po tak brutalnie potraktowanym poście przynajmniej jakiś smaczek - " Nie w każdym szaleństwie jest metoda. Czasami w miejsce uszlachetnionego przez Szekspira słowa wystarczy wstawić pospolicie brzmiące wariactwo, żeby sprowadzić sprawy do właściwego im wymiaru" i już przechodzę do ogólniejszej myśli, która towarzyszyła mi w tych dniach.
Lubują się publicyści, pisarze i kabareciarze, filmowcy i scenarzyści - generalnie wszyscy którzy tworzyli w czasach funkcjonowania Urzędu Cenzury w barwnych, kombatanckich opowieściach o tym, jak to byli gnębieni, a ich twórczość profanowana przez robotniczo-chłopskiej proweniencji Cerberów myśli.
Czasem tylko, jakiś mniej pamiętliwy opowiadacz, z uśmiechem wrzuci anegdotkę o sposobach na przechytrzenie cenzora.
Ale nigdy nie spotkałem się z opowieścią o tym ze jakiś tekst, obraz, bądź przynajmniej wymyślna metafora w ogóle by nie powstała, gdyby własnie nie konieczność przemycania, kamuflowania pewnych treści.
A jest przecież zupełnie oczywiste ze tak właśnie było. Ze, prócz oczywistej ohydy jaką było tłamszenie wolności wypowiedzi, bywały przypadki gdy cenzura działała na twórców stymulująco.
I to na dwa sposoby - przede wszystkim autor musiał mieć ugruntowane w sobie przekonanie ze to co stworzył, czy miał zamiar stworzyć, jest na tyle istotne, by warto było przechodzić upokarzająca procedurę. A po drugie - musiał mocno się napracować żeby treści które chciał przekazać, były przeźroczyste dla urzędnika, pozostając jednak wyraźnie czytelnymi dla odbiorcy.
Słowem - twórca musiał się starać.
Dzisiaj, w dwadzieścia kilka lat po likwidacji Urzędu, często mam wrażenie ze nikt starać sie już nie musi. Zbyt często.
Z perspektywy czasu widać doskonale ze problemem nie jest znalezienie sposobów na ewentualne problemy z cenzurą. Problemem jest dostrzeganie powodów dla których warto cenzurować samych siebie.
Dla których warto się starać.
A piłkarsko - bez niespodzianek.W piłkę grają wszyscy - wygrywają..., no właśnie:)
poniedziałek, 4 czerwca 2012
Koko koko, homo spoko
czyli bez jaj.
Odbyliśmy jakiś czas temu z M.Klinowskim i jeszcze kilkoma innymi osobami długą, miejscami dość emocjonalną, dyskusję o tzw prawach osób homoseksualnych. Cały jej zapis do przeczytania w archiwum bloga http://mateuszklinowski.pl/
Żeby odrobinę odpocząć od lokalnych sprawek, nawiązując do weekendowego 'Marszu Równości" przenoszę tutaj z mojego punktu widzenia najistotniejsze jej fragmenty. Będzie cokolwiek przydługo - ale mam nadzieje ze nie przynudno;)
Gdyby homoseksualizm był normą ,ludzkość najnormalniej w swiecie
a)nigdy nie wyszłaby poza Afryke, ba, nie zdołałaby zasiedlic nawet jej cząstki – w przypadku gdyby była norma biologiczna
b)wyginęła w ciągu kilkunastu pokoleń – w przypadku gdyby w któryms momencie został powszechna norma kulturową czy tam behawioralną.
c)ilosc członków ludzkiej populacji dazyła by do zera w kazdym przypadku.
Akceptacja( nie piętnowanie) odmiennosci( nienormalnosci) nie jest równoznaczne z uznaniem jej za norme.
Twiedzenie ze homoseksualisci maja badz powinni miec jakies ekstraordynaryjne “prawa” jest kompletnie absurdalne. Zakaz dyskryminacji jest jednym z najmocniej ugruntowanych przepisów prawa – zapisy takie znajduja sie w Konstytucji, w Kodeksie Karnym, w Kodeksie Pracy – trudno sobie wyobrazic solidniej zabezpieczony interes kogokolwiek.
Jesli zas chodzi o społeczna akceptacje – cóz – tego nie rozwiaze zaden przepis – a i sami homosie, narzucajac sie ludziom swa seksualnoscia, wyuzdanymi publicznymi zachowaniami, ze juz nie wspomne o wciaz roszczeniowej postawie, nie robia we własnej sprawie dobrej roboty. Ludziom zwyczajnie nie mozna nakazac akceptowania(lubienia) kogokolwiek – i kazdy kto twierdzi inaczej jest w najlepszym wypadku psychologicznie niekompetentny.
.....
Cóz, zawsze jest jeszcze art 18 Konstytucji, prawda?:):)
Wiesz co tak naprawde stoi pomiedzy nami? Robotniczy but:) Tak, tak – ten sam, wałęsowski bucior, który rzekomo wepchnął pomiędzy drzwi i droga pozostała otwarta.
Zawsze o nim pamiętam( o przykładzie, nie Wałęsie) gdy słysze kolejne roszczenia srodowisk gejowskich.
Z przerazeniem czytam o badaniach pieprzonych psychologów, które maja okreslic czy pary homoseksualne moga, sa zdolne, wychowywac dzieci. To jest postawienie spraw na ogonie i radosne udawanie ze swiat w takiej pozycji moze zachowac równowage.
Badania, jesli juz, powinny pójsc w kierunku – jak przyjmie taki fakt samo dziecko – i co najistotniejsze – jak ustosunkuje sie do tego grupa rówiesnicza. W mojej ocenie, zreszta – w ocenie kazdego kto ma dzieci i wie jak sie zachowuja, jak wartosciuja, jak reaguja na innosc, sprawa jest az nadto oczywista – grupa rówiesnicza zje, przetrawi i wydali kolege wychowywanego przez jednopłciowy zwiazek.
Przeciez w swietle badań ostatniego dwudziestolecia – to własnie nie rodzice a grupa rówiesnicza ma przemozny wpływ na kształtowanie postaw, zachowan, swiata wartosci.
Skonfrontowanie tej konstatacji z faktem jak okrutne bywaja dzieciaki w stosunku do odmiennosci, nie przekracza chyba mozliwosci nawet srednio pojetnego “badacza”.
Oczywiscie, moga sie tutaj pojawic dyrdymały o uczeniu dzieci tolerancji, itede, tylko ze, na litosc boska – nikt nie wychowuje grupy – a ta jest czyms innym, czyms więcej, niz sumą pojedynczych dzieciaków.
Słowem – próbuje sie, srodowiska gejowskie próbuja, przy pomocy róznych sztuczek, manipulacji, mniej lub bardziej trafnych argumentów wreszcie, doprowadzic do sytuacji w której dobro mocniej chronione – dobrostan dzieci, zostanie poswiecone, zlekcewazone, na rzecz dobra o znacznie nizszej wartosci, randze – na rzecz dobrego samopoczucia dorosłych ludzi, którzy taką akurat maja fanaberie. Lub nawet rzeczywista, głeboka potrzebe.
P.S Wulgarne okreslenie pozostawiam swiadomie acz beznamiętnie – jako moja moralną ocene tego typu postaw.
.....
Wracam do tego tematu z taką oto “ciekawostką”.
Dzisiaj w Baltimore rozpoczyna się konferencja z udziałem naukowców z kilku znanych ośrodków uniwersyteckich w USA, będą debatować nad tym, jak doprowadzić do legalizacji pedofilii. Uczeni będą zastanawiać się, w jaki sposób przekonać Amerykańskie Stowarzyszenie Psychologiczne do skreślenia pedofilii z listy zaburzeń psychicznych, podobnie jak to zrobiono w przypadku homoseksualizmu.
Organizatorem konferencji jest grupa aktywistów pedofilskich z instytucji B4U-ACT. Skupia ona psychiatrów, którzy nie mogą pogodzić się z faktem, że skłonność seksualna dorosłych do nieletnich uznawana jest za zaburzenie psychiczne, które należy leczyć.
W konferencji swój udział zgłosili przedstawiciele świata akademickiego z Harvardu, Johns Hopkins University, a także z uczelni w Louisville i Illinois.
Szef organizacji B4U-ACT, Howard Kline pod koniec lipca skrytykował definicję pedofilii, sformułowaną przez Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne, uznając, że kryteria, w oparciu o które dokonano klasyfikacji, są “niewłaściwe i nie mają podstaw naukowych”. Dodał, że proponowane kuracje dla pedofilów są “nieodpowiednie” i “chybione”. Zdaniem Kline?a, Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne kieruje się przede wszystkim danymi zebranymi po zbadaniu więźniów, a nie wszystkie osoby, które mają skłonność seksualną do nieletnich są przestępcami. Dodał, że jego organizacja “może pomóc APA” w zmianie klasyfikacji pedofilii, “bo są ludzie, którzy piszą na ten temat”.
B4U-ACT klasyfikuje pedofilię jako kolejną “orientację seksualną” i potępia “piętno”, jakie się jej przypisuje. “Nikt nie decyduje o skłonności seksualnej do dzieci i młodzieży. Przyczyna tego nie jest znana. W rzeczywistości, nie są znane także przyczyny skłonności seksualnych do dorosłych osób” ? przekonują zwolennicy legalizacji pedofilii, którym nie podoba się fakt leczenia tego zaburzenia.
W swym komunikacie prasowym B4U-ACT poinformowała, że wysłała list do APA, krytykując jej klasyfikację chorób psychicznych.
W wywiadzie dla LifeSiteNews, prof. prawa Judith Reisman, ekspert w dziedzinie etyki seksualnej i pornografii, skrytykowała konferencję w Baltimore. Przyznała, że już w latach siedemdziesiątych spotkała się z licznymi inicjatywami na rzecz legalizacji pornografii dziecięcej. Pedofile wynajęli naukowców, którzy przedstawiali “prace naukowe” na temat pornografii, prostytucji i innych aberracji seksualnych. Swoje wnioski przesyłali parlamentarzystom, których chcieli skłonić do przyjęcia skandalicznych ustaw.
Wskutek podobnych inicjatyw i agresywnych demonstracji sodomici wywalczyli w 1973 r. skreślenie homoseksualizmu z listy chorób psychicznych, sklasyfikowanych w przewodniku Amerykańskiego Towarzystwa Psychologicznego.
KLINOWSKI OCTOBER 7, 2011 AT 05:37 Komentarz twój pokazuje, że wszelkie klasyfikacje i typologie są tymczasowe i podlegają rewizji. Co w tym złego? Taka jest właśnie natura typologi. Na ile rozumiem argumenty zwolenników wykreślenia pedofilii z listy chorób, odwołują się oni do racji, które zadecydowały o wykreśleniu homoseksualizmu – są to racje głównie natury medycznej czy biologicznej (orientacja seksualna). I pod tym względem trudno z nimi dyskutować. Są jednak inne racje – pozamedyczne, które przemawiają za utrzymaniem obecnej klasyfikacji chorób, schorzeń. I pewnie w ostatecznym rozrachunku one przeważą, choć krytycy słusznie podniosą, że względy pozamedyczne zwyciężyły.
Nie sposób porównywać homoseksualizmu z pedofilią. W tym drugim przypadku w grę wchodzi dobro dziecka i możliwość nieodwracalnych strat, które ono ponosi.
...
Ba, taka jest natura teorii naukowej, nauki w ogóle- ciągła weryfikacja i zmiana.
Ale zmiana w wyniku weryfikacji a nie jak w omawianym przypadku – przez głosowanie. Co to niby ma byc- jakis cholerny sobór nicejski?:):):)
I tyle o typologii- bo przeciez nie o nie tutaj tak naprawde idzie gra, nie w dalszej perspektywie.
Przywlokłem tutaj wzmianke o B4U zeby pokazac metodologie działania która jest w ich przypadku kalką tego co zrobiły srodowiska gejowskie 30 lat temu.
Wyszli od watpliwej jakosci “badan naukowych” i presji na środowisko zeby zmienić klasyfikacje, zdobyc przyczółek a dzis jawnie deklarują ze ich celem jest nie tyle Ustawa o Związkach Partnerskich co możliwość adoptowania dzieci.
Schemat działania jest banalny, ale, o zgrozo, skuteczny – słabieńki(bo wymuszony i oparty na kontrowersyjnych i z całą pewnoscia niepełnych badaniach) argument ze stanowiska Amerykanskiego Towarzystwa Psychiatrycznego rósł w siłe poprzez poparcie WHO a dzisiaj kazdy, kto je kwestionuje, uwazany jest za oszołoma. I dzieje sie tak nie dlatego ze siła argumentów jednej ze stron wzrosła badz drugiej – osłabła – dzieje sie tak bo m.in w mediach sprawa stała sie nosna i modna.
Od początku tej dyskusji staram sie pokazac ze rózne grupy nacisku(aktywisci gejowscy, teraz takze pedofile) działając metoda małych kroczków, metoda “od rzemyczka do koniczka” wykorzystują system, wykorzystuja powszechnie akceptowane wartosci(autorytet wiedzy naukowej, humanitaryzm, ludzką empatie) do osiągnięcia celów, które wprost tym wartosciom przeczą, lub, w najlepszym wypadku, nie mają z nimi nic wspólnego.
I o ile w przypadku gejów prawdziwe zło moze sie dokonac, czy juz sie dokonuje(czy Elton John ze swoim chłopakiem nie kupili(!!!!!) sobie przypadkiem dziecka?) dopiero na końcu ich drogi – w postaci prawnej akceptacji adopcji – to sprawa pedofilii jest zła u samych korzeni.
A juz sie pojawiaja “badania” probujace wykazac ze seks z kilkulatkiem nie musi byc dla niego w zaden sposób obciążający.
Na koniec powiem tak – w kilkuwiekowej juz dyskusji o człowieku zawieszonym pomiędzy naturą a kulturą, w sposób wręcz dramatyczny mylą sie ci, którzy w naturze chcą widzieć prawdziwy obraz człowieka.
Człowiek istnieje, takze gatunkowo, i realizuje się poprzez kulture, z kulturą jest związany i od kultury zależny. Wszelkie próby negowania takiego stanu rzeczy sa, w swojej istocie, dla człowieka zagrozeniem.
Podsumowanie cokolwiek na wyrost – ale robie to swiadomie, uprzedzajac sytuacje w której doszlibyśmy w tej dyskusji juz bardzo, bardzo głęboko:):):)
Rozmowa odbyła się w październiku i listopadzie ubiegłego roku. Z każdym kolejnym miesiącem telewizje ogólnopolskie dbają o to żeby na ich antenie regularnie występował jakiś Jacyków czy Szpak. Występował nie dlatego ze ma cokolwiek do powiedzenia, do zaproponowania, do przekazania telewidzom. Występował wyłącznie dlatego żeby eksponować swoją seksualną odmienność. Żeby wypełnić trend.
Mamy, pilnując żeby było politycznie poprawnie, łykać tą papkę bez mrugnięcia oka?
No, bez jaj.
Wszyscy mamy piloty - nie wahajmy się ich użyć:)
Odbyliśmy jakiś czas temu z M.Klinowskim i jeszcze kilkoma innymi osobami długą, miejscami dość emocjonalną, dyskusję o tzw prawach osób homoseksualnych. Cały jej zapis do przeczytania w archiwum bloga http://mateuszklinowski.pl/
Żeby odrobinę odpocząć od lokalnych sprawek, nawiązując do weekendowego 'Marszu Równości" przenoszę tutaj z mojego punktu widzenia najistotniejsze jej fragmenty. Będzie cokolwiek przydługo - ale mam nadzieje ze nie przynudno;)
Gdyby homoseksualizm był normą ,ludzkość najnormalniej w swiecie
a)nigdy nie wyszłaby poza Afryke, ba, nie zdołałaby zasiedlic nawet jej cząstki – w przypadku gdyby była norma biologiczna
b)wyginęła w ciągu kilkunastu pokoleń – w przypadku gdyby w któryms momencie został powszechna norma kulturową czy tam behawioralną.
c)ilosc członków ludzkiej populacji dazyła by do zera w kazdym przypadku.
Akceptacja( nie piętnowanie) odmiennosci( nienormalnosci) nie jest równoznaczne z uznaniem jej za norme.
Twiedzenie ze homoseksualisci maja badz powinni miec jakies ekstraordynaryjne “prawa” jest kompletnie absurdalne. Zakaz dyskryminacji jest jednym z najmocniej ugruntowanych przepisów prawa – zapisy takie znajduja sie w Konstytucji, w Kodeksie Karnym, w Kodeksie Pracy – trudno sobie wyobrazic solidniej zabezpieczony interes kogokolwiek.
Jesli zas chodzi o społeczna akceptacje – cóz – tego nie rozwiaze zaden przepis – a i sami homosie, narzucajac sie ludziom swa seksualnoscia, wyuzdanymi publicznymi zachowaniami, ze juz nie wspomne o wciaz roszczeniowej postawie, nie robia we własnej sprawie dobrej roboty. Ludziom zwyczajnie nie mozna nakazac akceptowania(lubienia) kogokolwiek – i kazdy kto twierdzi inaczej jest w najlepszym wypadku psychologicznie niekompetentny.
.....
Cóz, zawsze jest jeszcze art 18 Konstytucji, prawda?:):)
Wiesz co tak naprawde stoi pomiedzy nami? Robotniczy but:) Tak, tak – ten sam, wałęsowski bucior, który rzekomo wepchnął pomiędzy drzwi i droga pozostała otwarta.
Zawsze o nim pamiętam( o przykładzie, nie Wałęsie) gdy słysze kolejne roszczenia srodowisk gejowskich.
Z przerazeniem czytam o badaniach pieprzonych psychologów, które maja okreslic czy pary homoseksualne moga, sa zdolne, wychowywac dzieci. To jest postawienie spraw na ogonie i radosne udawanie ze swiat w takiej pozycji moze zachowac równowage.
Badania, jesli juz, powinny pójsc w kierunku – jak przyjmie taki fakt samo dziecko – i co najistotniejsze – jak ustosunkuje sie do tego grupa rówiesnicza. W mojej ocenie, zreszta – w ocenie kazdego kto ma dzieci i wie jak sie zachowuja, jak wartosciuja, jak reaguja na innosc, sprawa jest az nadto oczywista – grupa rówiesnicza zje, przetrawi i wydali kolege wychowywanego przez jednopłciowy zwiazek.
Przeciez w swietle badań ostatniego dwudziestolecia – to własnie nie rodzice a grupa rówiesnicza ma przemozny wpływ na kształtowanie postaw, zachowan, swiata wartosci.
Skonfrontowanie tej konstatacji z faktem jak okrutne bywaja dzieciaki w stosunku do odmiennosci, nie przekracza chyba mozliwosci nawet srednio pojetnego “badacza”.
Oczywiscie, moga sie tutaj pojawic dyrdymały o uczeniu dzieci tolerancji, itede, tylko ze, na litosc boska – nikt nie wychowuje grupy – a ta jest czyms innym, czyms więcej, niz sumą pojedynczych dzieciaków.
Słowem – próbuje sie, srodowiska gejowskie próbuja, przy pomocy róznych sztuczek, manipulacji, mniej lub bardziej trafnych argumentów wreszcie, doprowadzic do sytuacji w której dobro mocniej chronione – dobrostan dzieci, zostanie poswiecone, zlekcewazone, na rzecz dobra o znacznie nizszej wartosci, randze – na rzecz dobrego samopoczucia dorosłych ludzi, którzy taką akurat maja fanaberie. Lub nawet rzeczywista, głeboka potrzebe.
P.S Wulgarne okreslenie pozostawiam swiadomie acz beznamiętnie – jako moja moralną ocene tego typu postaw.
.....
Wracam do tego tematu z taką oto “ciekawostką”.
Dzisiaj w Baltimore rozpoczyna się konferencja z udziałem naukowców z kilku znanych ośrodków uniwersyteckich w USA, będą debatować nad tym, jak doprowadzić do legalizacji pedofilii. Uczeni będą zastanawiać się, w jaki sposób przekonać Amerykańskie Stowarzyszenie Psychologiczne do skreślenia pedofilii z listy zaburzeń psychicznych, podobnie jak to zrobiono w przypadku homoseksualizmu.
Organizatorem konferencji jest grupa aktywistów pedofilskich z instytucji B4U-ACT. Skupia ona psychiatrów, którzy nie mogą pogodzić się z faktem, że skłonność seksualna dorosłych do nieletnich uznawana jest za zaburzenie psychiczne, które należy leczyć.
W konferencji swój udział zgłosili przedstawiciele świata akademickiego z Harvardu, Johns Hopkins University, a także z uczelni w Louisville i Illinois.
Szef organizacji B4U-ACT, Howard Kline pod koniec lipca skrytykował definicję pedofilii, sformułowaną przez Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne, uznając, że kryteria, w oparciu o które dokonano klasyfikacji, są “niewłaściwe i nie mają podstaw naukowych”. Dodał, że proponowane kuracje dla pedofilów są “nieodpowiednie” i “chybione”. Zdaniem Kline?a, Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne kieruje się przede wszystkim danymi zebranymi po zbadaniu więźniów, a nie wszystkie osoby, które mają skłonność seksualną do nieletnich są przestępcami. Dodał, że jego organizacja “może pomóc APA” w zmianie klasyfikacji pedofilii, “bo są ludzie, którzy piszą na ten temat”.
B4U-ACT klasyfikuje pedofilię jako kolejną “orientację seksualną” i potępia “piętno”, jakie się jej przypisuje. “Nikt nie decyduje o skłonności seksualnej do dzieci i młodzieży. Przyczyna tego nie jest znana. W rzeczywistości, nie są znane także przyczyny skłonności seksualnych do dorosłych osób” ? przekonują zwolennicy legalizacji pedofilii, którym nie podoba się fakt leczenia tego zaburzenia.
W swym komunikacie prasowym B4U-ACT poinformowała, że wysłała list do APA, krytykując jej klasyfikację chorób psychicznych.
W wywiadzie dla LifeSiteNews, prof. prawa Judith Reisman, ekspert w dziedzinie etyki seksualnej i pornografii, skrytykowała konferencję w Baltimore. Przyznała, że już w latach siedemdziesiątych spotkała się z licznymi inicjatywami na rzecz legalizacji pornografii dziecięcej. Pedofile wynajęli naukowców, którzy przedstawiali “prace naukowe” na temat pornografii, prostytucji i innych aberracji seksualnych. Swoje wnioski przesyłali parlamentarzystom, których chcieli skłonić do przyjęcia skandalicznych ustaw.
Wskutek podobnych inicjatyw i agresywnych demonstracji sodomici wywalczyli w 1973 r. skreślenie homoseksualizmu z listy chorób psychicznych, sklasyfikowanych w przewodniku Amerykańskiego Towarzystwa Psychologicznego.
KLINOWSKI OCTOBER 7, 2011 AT 05:37 Komentarz twój pokazuje, że wszelkie klasyfikacje i typologie są tymczasowe i podlegają rewizji. Co w tym złego? Taka jest właśnie natura typologi. Na ile rozumiem argumenty zwolenników wykreślenia pedofilii z listy chorób, odwołują się oni do racji, które zadecydowały o wykreśleniu homoseksualizmu – są to racje głównie natury medycznej czy biologicznej (orientacja seksualna). I pod tym względem trudno z nimi dyskutować. Są jednak inne racje – pozamedyczne, które przemawiają za utrzymaniem obecnej klasyfikacji chorób, schorzeń. I pewnie w ostatecznym rozrachunku one przeważą, choć krytycy słusznie podniosą, że względy pozamedyczne zwyciężyły.
Nie sposób porównywać homoseksualizmu z pedofilią. W tym drugim przypadku w grę wchodzi dobro dziecka i możliwość nieodwracalnych strat, które ono ponosi.
...
Ba, taka jest natura teorii naukowej, nauki w ogóle- ciągła weryfikacja i zmiana.
Ale zmiana w wyniku weryfikacji a nie jak w omawianym przypadku – przez głosowanie. Co to niby ma byc- jakis cholerny sobór nicejski?:):):)
I tyle o typologii- bo przeciez nie o nie tutaj tak naprawde idzie gra, nie w dalszej perspektywie.
Przywlokłem tutaj wzmianke o B4U zeby pokazac metodologie działania która jest w ich przypadku kalką tego co zrobiły srodowiska gejowskie 30 lat temu.
Wyszli od watpliwej jakosci “badan naukowych” i presji na środowisko zeby zmienić klasyfikacje, zdobyc przyczółek a dzis jawnie deklarują ze ich celem jest nie tyle Ustawa o Związkach Partnerskich co możliwość adoptowania dzieci.
Schemat działania jest banalny, ale, o zgrozo, skuteczny – słabieńki(bo wymuszony i oparty na kontrowersyjnych i z całą pewnoscia niepełnych badaniach) argument ze stanowiska Amerykanskiego Towarzystwa Psychiatrycznego rósł w siłe poprzez poparcie WHO a dzisiaj kazdy, kto je kwestionuje, uwazany jest za oszołoma. I dzieje sie tak nie dlatego ze siła argumentów jednej ze stron wzrosła badz drugiej – osłabła – dzieje sie tak bo m.in w mediach sprawa stała sie nosna i modna.
Od początku tej dyskusji staram sie pokazac ze rózne grupy nacisku(aktywisci gejowscy, teraz takze pedofile) działając metoda małych kroczków, metoda “od rzemyczka do koniczka” wykorzystują system, wykorzystuja powszechnie akceptowane wartosci(autorytet wiedzy naukowej, humanitaryzm, ludzką empatie) do osiągnięcia celów, które wprost tym wartosciom przeczą, lub, w najlepszym wypadku, nie mają z nimi nic wspólnego.
I o ile w przypadku gejów prawdziwe zło moze sie dokonac, czy juz sie dokonuje(czy Elton John ze swoim chłopakiem nie kupili(!!!!!) sobie przypadkiem dziecka?) dopiero na końcu ich drogi – w postaci prawnej akceptacji adopcji – to sprawa pedofilii jest zła u samych korzeni.
A juz sie pojawiaja “badania” probujace wykazac ze seks z kilkulatkiem nie musi byc dla niego w zaden sposób obciążający.
Na koniec powiem tak – w kilkuwiekowej juz dyskusji o człowieku zawieszonym pomiędzy naturą a kulturą, w sposób wręcz dramatyczny mylą sie ci, którzy w naturze chcą widzieć prawdziwy obraz człowieka.
Człowiek istnieje, takze gatunkowo, i realizuje się poprzez kulture, z kulturą jest związany i od kultury zależny. Wszelkie próby negowania takiego stanu rzeczy sa, w swojej istocie, dla człowieka zagrozeniem.
Podsumowanie cokolwiek na wyrost – ale robie to swiadomie, uprzedzajac sytuacje w której doszlibyśmy w tej dyskusji juz bardzo, bardzo głęboko:):):)
Rozmowa odbyła się w październiku i listopadzie ubiegłego roku. Z każdym kolejnym miesiącem telewizje ogólnopolskie dbają o to żeby na ich antenie regularnie występował jakiś Jacyków czy Szpak. Występował nie dlatego ze ma cokolwiek do powiedzenia, do zaproponowania, do przekazania telewidzom. Występował wyłącznie dlatego żeby eksponować swoją seksualną odmienność. Żeby wypełnić trend.
Mamy, pilnując żeby było politycznie poprawnie, łykać tą papkę bez mrugnięcia oka?
No, bez jaj.
Wszyscy mamy piloty - nie wahajmy się ich użyć:)
sobota, 2 czerwca 2012
Żegnamy was, Alleluja
czyli dlaczego powinna odejść Ewa.
W lokalnych publikatorach, a także, przypuszczam ze znacznie częściej - na tzw "mieście" słowo sitwa, używane w stosunku do władz samorządowych i powiązanych z nimi ludzi, odmieniane jest namiętnie przez wszystkie przypadki. Podobnie jak słowa układ, mafia, i tym podobne.
Wszystkie mają opisywać, w jednoznacznie pejoratywny sposób, stosunki panujące w naszym mieście.
Opracowaniem etymologicznym tego słowa ktoś się już oczywiście zajął:"Nazywa się tak grupę wzajemnie popierających się osób dążących do osiągnięcia własnych korzyści wbrew interesowi społecznemu. Sitwa (jid. szitwes, z hebr. szuttafuth: spółka) to połączenie się dla jakiejś sprawy, zwykle w niezbyt czystych intencjach. Synonimy sitwy to: kamaryla, klika, koteria, kółko wzajemnej adoracji, krewni i znajomi królika, mafia, układ. Słownik slangu w sitwie widzi gremium ludzi bezwartościowych, źle się zachowujących, często biednych. W gwarze złodziejskiej sitwa to spółka. W słowniku warszawskim sitwes oznacza złodziejskiego wspólnika. Sitwa znaczy też szajkę, zgraną grupę, kompanię, związek, zmowę, spółkę łobuzów, dobrą komitywę. W Ostrołęckiem sitwować znaczy kolaborować.
Ja - odrobinę inaczej- jedyne o co nie mam pretensji do urzędującej burmistrz, to fakt ze stworzyła polityczno-towarzyski układ. Ja to rozumiem. Zwyczajnie, po ludzku - rozumiem. Każdy ma jakichś znajomych. A znajomi krewnych:)
Burmistrz powinna odejść nie dlatego ze większość z nich pozatrudniała. Ona musi odejść dlatego że przez blisko dwie dekady nie kazała im wszystkim douczyć się i rozwinąć.
Tak sobie myślę ze nikt zanadto by nie protestował, gdyby cała lokalna władza była jedną wielką rodziną. Ludzie są wściekli bo jest rodziną dysfunkcyjną.
Bo gdy Kaligula zrobił swego konia senatorem, to był to tyleż przejaw szaleństwa, co nonszalancji, na którą mógł sobie pozwolić cesarz, przed którym drżał rzymski Senat.
Czym kierowała i kieruje się pani burmistrz wybierając na swojego najbliższego doradcę politycznego, radnego Kotarbę - trudno orzec.
We własnej i być może z najbliższego otoczenia statywów, opinii uchodzący za świetnego politycznego gracza pan Stanisław, narobił bowiem, tylko w ostatnim roku, tylu głupstw, popełnił tyle dziecinnych wręcz błędów, narobił takich politycznych i wizerunkowych szkód, nie tyle samemu sobie, co właśnie burmistrz, która go zatrudnia i którą on reprezentuje ze zbudowany bóg raczy wiedzieć na czym mit o jego politycznych uzdolnieniach prysł jak mydlana bańka.
Policzmy szybciutko imponujące dokonania tego politycznego ignoranta z ostatniego okresu.
Wprowadzenie M.Klinowskiego do RM. Dziś popiskuje ze czuje się oszukany :)
Wystąpienie ze szczekaczką podczas manifestacji IWW - klasyka gatunku - zwiększył siłę rażenia samej manifestacji o kilkaset procent. Co wtedy mówił Klinowski i inni dziś pewnie nikt już nie pamięta - zdjęcie wykrzywionej w nienawistnym grymasie twarzy pana rzecznika na długo pozostanie w pamięci. A podarte banery i osławione "policja będzie was tropić" do dziś są powodem kpin i żartów mieszkańców Wadowic.
Ma tez radny Stanisław na swoim koncie liczne kartki, podsuwane do odczytania swoim przybocznym. A co przyboczny kartkę przeczyta - nowa kupa śmiechu. Nowa kompromitacja. Ostatnia, bodaj najpocieszniejsza - usuwanie z protokołu posiedzenia RM słów radnego Klinowskiego.
I tylko mieszkańcy nie bardzo już wiedza - śmiać się czy płakać.
Wreszcie - hit sezonu. Kocicho. Nie wymagające dalszego komentarza.
Gdy po śmierci Kaliguli cesarzem został Klaudiusz, który nie przeszedł, jak jego poprzednik, zapalenia mózgu, odesłał Chyżego do zwykłej stajni, z dzienną racją paszy jak dla zwykłego, kawaleryjskiego konia. Przegonił także bydlątko z Senatu.
Co zrobi pani Burmistrz z politycznym oseskiem, radnym Kotarbą? Obawiam się ze jego żłób nadal pozostanie pełen.
W lokalnych publikatorach, a także, przypuszczam ze znacznie częściej - na tzw "mieście" słowo sitwa, używane w stosunku do władz samorządowych i powiązanych z nimi ludzi, odmieniane jest namiętnie przez wszystkie przypadki. Podobnie jak słowa układ, mafia, i tym podobne.
Wszystkie mają opisywać, w jednoznacznie pejoratywny sposób, stosunki panujące w naszym mieście.
Opracowaniem etymologicznym tego słowa ktoś się już oczywiście zajął:"Nazywa się tak grupę wzajemnie popierających się osób dążących do osiągnięcia własnych korzyści wbrew interesowi społecznemu. Sitwa (jid. szitwes, z hebr. szuttafuth: spółka) to połączenie się dla jakiejś sprawy, zwykle w niezbyt czystych intencjach. Synonimy sitwy to: kamaryla, klika, koteria, kółko wzajemnej adoracji, krewni i znajomi królika, mafia, układ. Słownik slangu w sitwie widzi gremium ludzi bezwartościowych, źle się zachowujących, często biednych. W gwarze złodziejskiej sitwa to spółka. W słowniku warszawskim sitwes oznacza złodziejskiego wspólnika. Sitwa znaczy też szajkę, zgraną grupę, kompanię, związek, zmowę, spółkę łobuzów, dobrą komitywę. W Ostrołęckiem sitwować znaczy kolaborować.
Ja - odrobinę inaczej- jedyne o co nie mam pretensji do urzędującej burmistrz, to fakt ze stworzyła polityczno-towarzyski układ. Ja to rozumiem. Zwyczajnie, po ludzku - rozumiem. Każdy ma jakichś znajomych. A znajomi krewnych:)
Burmistrz powinna odejść nie dlatego ze większość z nich pozatrudniała. Ona musi odejść dlatego że przez blisko dwie dekady nie kazała im wszystkim douczyć się i rozwinąć.
Tak sobie myślę ze nikt zanadto by nie protestował, gdyby cała lokalna władza była jedną wielką rodziną. Ludzie są wściekli bo jest rodziną dysfunkcyjną.
Bo gdy Kaligula zrobił swego konia senatorem, to był to tyleż przejaw szaleństwa, co nonszalancji, na którą mógł sobie pozwolić cesarz, przed którym drżał rzymski Senat.
Czym kierowała i kieruje się pani burmistrz wybierając na swojego najbliższego doradcę politycznego, radnego Kotarbę - trudno orzec.
We własnej i być może z najbliższego otoczenia statywów, opinii uchodzący za świetnego politycznego gracza pan Stanisław, narobił bowiem, tylko w ostatnim roku, tylu głupstw, popełnił tyle dziecinnych wręcz błędów, narobił takich politycznych i wizerunkowych szkód, nie tyle samemu sobie, co właśnie burmistrz, która go zatrudnia i którą on reprezentuje ze zbudowany bóg raczy wiedzieć na czym mit o jego politycznych uzdolnieniach prysł jak mydlana bańka.
Policzmy szybciutko imponujące dokonania tego politycznego ignoranta z ostatniego okresu.
Wprowadzenie M.Klinowskiego do RM. Dziś popiskuje ze czuje się oszukany :)
Wystąpienie ze szczekaczką podczas manifestacji IWW - klasyka gatunku - zwiększył siłę rażenia samej manifestacji o kilkaset procent. Co wtedy mówił Klinowski i inni dziś pewnie nikt już nie pamięta - zdjęcie wykrzywionej w nienawistnym grymasie twarzy pana rzecznika na długo pozostanie w pamięci. A podarte banery i osławione "policja będzie was tropić" do dziś są powodem kpin i żartów mieszkańców Wadowic.
Ma tez radny Stanisław na swoim koncie liczne kartki, podsuwane do odczytania swoim przybocznym. A co przyboczny kartkę przeczyta - nowa kupa śmiechu. Nowa kompromitacja. Ostatnia, bodaj najpocieszniejsza - usuwanie z protokołu posiedzenia RM słów radnego Klinowskiego.
I tylko mieszkańcy nie bardzo już wiedza - śmiać się czy płakać.
Wreszcie - hit sezonu. Kocicho. Nie wymagające dalszego komentarza.
Gdy po śmierci Kaliguli cesarzem został Klaudiusz, który nie przeszedł, jak jego poprzednik, zapalenia mózgu, odesłał Chyżego do zwykłej stajni, z dzienną racją paszy jak dla zwykłego, kawaleryjskiego konia. Przegonił także bydlątko z Senatu.
Co zrobi pani Burmistrz z politycznym oseskiem, radnym Kotarbą? Obawiam się ze jego żłób nadal pozostanie pełen.
Subskrybuj:
Posty (Atom)