poniedziałek, 1 października 2012

Dzieci zamiast mózgu

czyli z cyklu "Ja jako mama"

Polityka narkotykowa nigdy nie była w centrum moich zainteresowań. Nadal nie jest - wiem o niej tyle, żeby nie ulegając histerii, wyrobić sobie racjonalny pogląd w tej sprawie.

Właściwie wcale bym o tym nie pisał gdyby nie coś, co napotykam dość regularnie a co intelektualnie i moralnie doprowadza mnie gdzieś w okolice wrzenia.

Mówię o takim oto sposobie myślenia i argumentacji w sprawie narkotyków  - "jestem matką(czasami ojcem), muszę chronić moje dzieci i stanowczo domagam się zwalczania ze wszystkich sił, karania z całą mocą wszystkich i wszystkiego, co ma jakikolwiek związek z narkotykami" Dość często pada jeszcze takie kuriozalne zupełnie zdanie, dodatek - "a kto nie ma dzieci ten niech się nawet nie śmie wypowiadać".

Powie ktoś - ale o co chodzi - ci ludzie wyrażają tylko rodzicielską troskę, mają takie prawo - więcej - mają obowiązek to robić.

Yhm - a czy ich pociechy nie biją rówieśników dlatego że prawo tego zakazuje? Nie podkradają z rodzicielskich portfeli drobniaków z obawy przed więzieniem?  Jest jasne co próbuje powiedzieć? Cedowanie wychowania, dialogu i uczenia świata własnych dzieci, na prawo karne, jest antytezą rodzicielskiej troski.

Szczytem nieodpowiedzialności i naiwności jest oczekiwanie przez rodziców że można zaaresztować wszystko co zagraża, bądź potencjalnie może być groźne dla ich dzieciaków.
Szczytem głupoty i krótkowzroczności jest, zamiast wyposażać własne dzieci w wiedzę, w umiejętności rozróżniania tego, co dla nich dobre a co złe - wyposażanie państwa w narzędzia represji w sytuacji gdy pobłądzą.

Wszystkim tym naiwnym, rozemocjonowanym mamuśkom chcę powiedzieć - będziecie pierwszymi które zrobią wszystko, zastawią się i postawią swój świat na głowie, żeby tylko uchronić swoje dziecko przed więzieniem, gdyby w którymś momencie się okazało że sięgnęło po karalną marihuanę, zostało na tym złapane przez Policję i grozić mu będą trzy lata więzienia.

Więc co - nawet intuicyjnie nie czujecie ze tkwi w tym jakaś sprzeczność?  Że fundujecie i sobie i własnym dzieciakom dysonans poznawczy?
Że emocje całkowicie przesłaniają wam racjonalną ocenę sytuacji?

Nie widzicie że domaganie się ostrego karania za marihuanę to tak naprawdę strusia taktyka  - ot, gdy dostatecznie mocno zamkniemy oczy, wsadzimy głowę w piasek, to problem zniknie wraz o całym otoczeniem?

3 komentarze:

  1. "będziecie pierwszymi które zrobią wszystko, zastawią się i postawią swój świat na głowie, żeby tylko uchronić swoje dziecko przed więzieniem, gdyby w którymś momencie się okazało że sięgnęło po karalną marihuanę, zostało na tym złapane przez Policję i grozić mu będą trzy lata więzienia." - bolesne ale prawdziwe...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I nie byłoby w tym nic nagannego gdyby nie fakt ze w takiej sytuacji używały by dokładnie tych samych argumentów, które dzisiaj tak stanowczo, z tym swoim świętoszkowatym oburzeniem, odrzucają.

      Usuń
  2. Czy mis się wydaje że z tekstu znikneło słowo "Swiętoszkowatość" ?

    Słusznie bo było w nieprawidłowym kontekście...;)

    OdpowiedzUsuń