niedziela, 30 listopada 2014

Jak kandydowałem na gubernatora

Mark Twain

Czyli wszystkim tym którzy wciąż mają wątpliwości, skąd się wziął wynik tury pierwszej. Oraz co zdecyduje o rezultacie drugiej.


Przed kilkoma miesiącami wysunięto moją kandydaturę na gubernatora stanu Nowy Jork z listy niezależnych. Moimi kontrkandydatami byli pp. John I. Smith oraz Blank J. Blank. Wiedziałem, że posiadam niewątpliwą przewagę nad tymi panami w postaci dobrej reputacji. Wystarczyło spojrzeć na gazety, aby dowiedzieć się, że jeśli panowie ci cieszyli się kiedyś dobrą opinią, to czasy te minęły już bezpowrotnie. Nie ulegało wątpliwości, że mieli oni w ostatnich latach do czynienia z najbardziej podejrzanymi i brudnymi sprawkami. Kiedy jednak cieszyłem się w cichości ducha z mojej przewagi moralnej, to z radością tą mieszało się uczucie zażenowania, że moje nazwisko wymieniane będzie jednym tchem z nazwiskami tego typu indywiduów. Długo zwlekałem z przyjęciem kandydatury, aż wreszcie postanowiłem napisać w tej sprawie do mojej babki. Odpowiedź jej była zarówno szybka, jak i dobitna:

Nie popełniłeś w swym życiu niczego takiego, co mogłoby przynieść Ci ujmę. Spójrz tylko na gazety, a zrozumiesz, jakimi osobnikami są panowie Smith i Blank. Zastanów się dobrze, czy chcesz poniżyć się do tego stopnia, aby rywalizować z ludźmi tego pokroju.

Tak samo i ja myślałem! W nocy nie mogłem zmrużyć oka. Mimo wszystko jednak nie widziałem sposobu wycofania swej kandydatury. Byłem już zaangażowany i musiałem stanąć do walki. Przeglądając przy śniadaniu dzienniki natrafiłem na taką oto wzmiankę, która wytrąciła mnie całkiem z równowagi:

KRZYWOPRZYSIĘSTWO!
Może by pan Mark Twain wytłumaczył nam dzisiaj, gdy staje jako kandydat na gubernatora przed swym narodem, jak to się stało, że w roku 1863 w miejscowości Wakawak, w Kochinchinie, 44 świadków udowodniło mu krzywoprzysięstwo, które popełnił, aby wydrzeć szmat pola bananowego z rąk nieszczęśliwej wdowy malajskiej i jej bezbronnej rodziny, dla której pole to było jedynym środkiem utrzymania. Nie wątpimy, że p. Twain w interesie zarówno swoim, jak i ludu, o którego głos zabiega, zechce sprawę tę wyjaśnić jak najrychlej. Czy jednak to uczyni?

Myślałem, że pęknę ze zdumienia, Cóż za okrutne, straszliwe oskarżenie. Nie widziałem nigdy na oczy Kochinchiny! Nie słyszałem o żadnym Wakawaku! Nie potrafiłbym odróżnić pola bananowego od kangura! Nie wiedziałem, co począć. Byłem oszołomiony i bezradny. Dzień minął, a ja nic nie zrobiłem w tej sprawie. Nazajutrz ta sama gazeta zamieściła króciutką notatkę:

CHARAKTERYSTYCZNE!
Godzi się zauważyć, iż p. Twain zachowuje znamienne milczenie w sprawie krzywoprzysięstwa w Kochinchinie.

(Nb. przez cały czas walki wyborczej dziennik ten nie nazywał mnie inaczej, jak „Twain, ohydny krzywoprzysięzca”.)
Następnie wpadła do mych rąk „Gazette”, w której przeczytałem, co następuje:

PROSIMY O ODPOWIEDŹ!
Może by nowy kandydat na stanowisko gubernatora zechciał wyjaśnić nam pewną sprawę. Idzie o jego współlokatorów w Montanie, którym od czasu do czasu ginęły różne drobne, choć wartościowe drobiazgi. Dziwnym trafem znajdowano je zawsze u p. Twaina. Współlokatorzy byli zmuszeni udzielić mu dla jego własnego dobra przyjacielskiego napomnienia, po czym dali mu niezłą nauczkę i poradzili, aby pozostawił na stałe próżnię w miejscu, w którym zwykł był przebywać w obozie. Czekamy na wyjaśnienia p. Twaina w tej sprawie.

Czy można było zdobyć się na większą złośliwość? Nigdy w życiu nie byłem w Montanie.
(„Gazette” nie nazywała mnie odtąd inaczej, jak „Twain, złodziej z Montany”.)
Brałem teraz do rąk dzienniki tak ostrożnie, jak człowiek, który podnosi kołdrę, spodziewając się znaleźć w łóżku żmiję. W parę dni później znalazłem znów taki oto artykulik:

KŁAMSTWO PRZYGWOŻDŻONE!
Złożone pod przysięgą zeznania pp. Michała O’Flanagana, esq. Z Five Points, oraz Snub Rafferty i Catty Mulligana z Water Street jednogłośnie dowodzą, iż fałszywe oświadczenie p. Marka Twaina na temat dziadka naszego kandydata pozbawione jest wszelkiego pokrycia w rzeczywistości . P. Twain ośmielił się mianowicie stwierdzić, iż zmarły dziadek powszechnie szanowanego p. Blanka J. Blanka powieszony został za rabunek uliczny, co jest ohydnym i ordynarnym łgarstwem. Jest rzeczą odrażającą, iż dla doraźnych celów politycznych nie daje się spokoju ludziom nawet w grobach, obrzucając błotem ich czcigodne nazwiska. Kiedy pomyślimy o tym, jak wielce boleć muszą podobne zniewagi rodzinę i przyjaciół nieodżałowanego nieboszczyka, nie możemy oprzeć się chęci zaapelowania do szanownych wyborców, aby udzielili nauczki zdziczałemu oszczercy. Ale nie! Pozostawmy go raczej na pastwę wyrzutów sumienia (chociaż jeśliby szlachetniejsi spośród czytelników zadali kłamcy obrażenia cielesne, nie ulega wątpliwości, że nie znalazłby się sąd, który potępiłby ich za ten wzniosły uczynek).

Misterne ostatnie zdanie tego artykułu wywarło taki skutek, że „najszlachetniejsi spośród czytelników”, opanowani szlachetnym oburzeniem, wyrzucili mnie w nocy z mojego własnego mieszkania, łamiąc meble oraz unosząc ze sobą wszystko, co byli w stanie unieść. A jednak gotów jestem przysiąc na wszystkie świętości, że nigdy nie obraziłem pamięci dziadka p. Blanka. Więcej jeszcze, nie słyszałem o nim aż do chwili ukazania się wspomnianego artykułu.
(Nawiasem mówiąc, dziennik ten nazywał mnie odtąd „Twain, profanator zwłok”).
Następna wzmianka, która przykuła moją uwagę, brzmiała następująco:

ŁADNY KANDYDAT!
Mark Twain, który miał wczoraj wygłosić mowę na wiecu niezależnych, nie przybył wcale na wiec. Lekarz jego doniósł telegraficznie, że p. Twain ma nogę złamaną w dwóch miejscach. Pacjent cierpi okropnie – itd., itd. i całe mnóstwo podobnych bredni. Niezależni wzięli to za dobrą monetę, teraz zaś udają, że nie wiedzą nic o prawdziwej przyczynie nieobecności tego indywiduum, które w swym zaślepieniu wybrali na kandydata. A przecież widziano wczoraj wieczorem, jak jakiś pijany osobnik zmierzał do mieszkania p. Twaina w stanie zupełnego zamroczenia. Jest obowiązkiem niezależnych dostarczyć nam dowodów, iż osobnik ten nie był p. Markiem Twainem. Nareszcie mamy ich w ręku! W tej sprawie nie ma miejsca na żadne kruczki i wybiegi! Lud zadaje im z całą mocą pytanie: „Kim był ten pijak?”

Było to fantastyczne, całkiem fantastyczne, że właśnie moje nazwisko zamieszane było w podobną sprawę. Przeszło trzy lata minęły już od chwili, kiedy miałem w ustach ostatnią kroplę alkoholu.
(Już od następnego numeru dziennik ów nazywał mnie stale: „Pan Delirium Tremens Twain”.)
W tym samym czasie zaczęły do mnie napływać w wielkiej ilości listy anonimowe. Treść ich była zawsze niemal jednakowa:

Jak to było z tą kobietą, którą pan pobił, kiedy prosiła o jałmużnę? Pol Pry.

Albo:

Popełnił pan szereg łajdactw, o czym nie wie nikt prócz mnie. Radziłbym więc panu przesłać mi odwrotnie kilka dolarów, gdyż inaczej zrobię z tego użytek w gazetach. Handy Andy.

To chyba wystarczy. Mógłbym cytować więcej, gdybym chciał zmęczyć czytelnika.
Wkrótce potem centralny organ republikański zarzucił mi przekupstwo na wielką skalę, zaś centralny organ demokratyczny przytoczył „fakty”, świadczące, iż usiłowałem zyskać bezkarność w pewnych sprawkach za pomocą szantażu.
Z tej racji otrzymałem dwa przydomki: „Twain brudny łapownik” i „Twain, podły szantażysta”.
Odtąd domagano się ode mnie odpowiedzi ze wszystkich stron i z taką natarczywością, że nie tylko redaktorzy, ale również i przywódcy mego stronnictwa orzekli, iż dalsze milczenie z mej strony stanie się moją zgubą polityczną. Na domiar złego nazajutrz ukazał się w jednym z dzienników następujący artykuł:

PRZYJRZYJCIE MU SIĘ DOBRZE!
Kandydat niezależnych wciąż jeszcze milczy. Robi to dlatego, że nie ma dość odwagi, aby zabrać głos. Wszystkie oskarżenia przeciwko niemu są w pełni umotywowane, zaś swym milczeniem potwierdza on jeszcze stokrotnie ich słuszność. Niezależni, przyjrzyjcie się swojemu kandydatowi! Spójrzcie na ohydnego krzywoprzysięzcę, złodzieja z Montany, profanatora zwłok! Podziwiajcie tego deliryka, brudnego łapownika, podłego szantażystę!
Zastanówcie się i powiedzcie, czy możecie złożyć wasze głosy na człowieka obciążonego tak wstrętnymi zbrodniami, który nie posiada nawet dość odwagi, aby pisnąć słówko w swojej obronie!

Nie, dłużej nie mogłem milczeć. Zanim jednak przygotowałem „odpowiedź” na tę potworną ilość zarzutów, jeden z dzienników zarzucił mi, że spaliłem dom wariatów li tylko dlatego, że przysłaniał mi widok z mojego okna. To wprawiło mnie w jakiś niesamowity lęk. Zaraz potem przeczytałem zarzut, iż otrułem mego wujaszka, pragnąc zawładnąć jego majątkiem – zarzut połączony z żądaniem ekshumacji zwłok. Omal że nie zwariowałem! Następnie oskarżono mnie, że będąc dyrektorem w przytułku używałem do najcięższych robót zniedołężniałych i bezzębnych staruszków. Zacząłem poważnie się wahać, czy nie wycofać się z tej całej awantury. Na koniec jednak, jako ukoronowanie wszelkich oszczerstw, rzucanych na mnie przez przeciwników politycznych, nastąpiło zwołanie całej chmary dzieciaków różnej wielkości i maści i nakazanie im, by wołały w czasie mego przemówienia na wiecu: „Tatuś, tatuś!”
Dałem za wygraną. Uległem . Nie dorosłem widać do wysokiego stanowiska gubernatora stanu Nowy Jork. Wycofałem moją kandydaturę, przy czym tak podpisałem się na mym liście:

Z szacunkiem
Mark Twain
niegdyś porządny człowiek, dziś ohydny krzywoprzysięzca, złodziej z Montany, profanator zwłok, deliryk, brudny łapownik, podły szantażysta itp.

czwartek, 27 listopada 2014

Zagłosuję przeciwko

czyli I can't get no satisfaction

Cztery niemal lata opozycyjnego wysiłku owoc wydały kwaśny, zielony i zupełnie niedojrzały. Marzenie o nowej jakości samorządu wadowickiego rozwiały się jak dym, wraz z druzgocącym zwycięstwem ludzi Filipiak do Rady Miejskiej.

Przypominam - Jacek Jończyk wprowadził do niej trzy osoby(a jak się miało niemal natychmiast po wyborach okazać - dwie i pół, bo ten trzeci to może i cała osoba ,ale bez honoru - pół człowiek), a Klinowski..... samego siebie.

Dzisiaj przetacza się przez miasto gorączkowa fala wysiłków - mierzą się jedni z drugimi - a to rozmodlony neofita bajki w internecie naiwne niemiłosiernie opowiada - a to "człowiek flaga" próbuje udowodnić, że on jeszcze nie takie sztuczki, jak w telewizorze pokazywał, potrafi wywinąć - żakinada trwa w najlepsze.

Poważni ludzie przyglądają się tym harcom, w głowę się drapią i myślą - to naprawdę jeszcze nasze miasto? Przecież to jakieś szaleństwo jest.

Ano - jest.

Dlatego już bez dalszego tej smuty opisywania - wyłącznie po to żeby rozwiać wątpliwości także wśród moich znajomych - deklaruję - wezmę udział w niedzielnym głosowaniu. I z głębokim poczuciem niedosytu, zagłosuję przeciwko Ewie Filipiak.

A na przyszłość? Na przyszłość zrobię wszystko żeby moje miasto mogło i miało szansę dokonywać pozytywnych wyborów.


sobota, 22 listopada 2014

Muszę? A wała muszę.

czyli o fałszywej argumentacji

Wszyscy to znacie, od lat. Niewielu z Was się to podoba - przeciwnie - myślę że macie tego serdecznie dość i wielu z Was to po prostu odrzuca. Idiotyczny slogan, z uporem maniaka powtarzany przez politycznych graczy z obydwóch stron tego samego stołu, który, gdy się nad nim odrobinę zastanowić, po prostu obraża naszą inteligencję.

Musicie głosować na PO bo jak nie, to przyjdzie Kaczor i będzie masakra!

Jarosław Polskę zbaw, bo to wina Tuska - głosujcie na PiS!

Bazujący na emocjach i ludzkich obawach, kompletnie abstrahujący od politycznej oferty dla wyborców pseudoargument, tym razem zawitał także do naszych Wadowic.

Oto słyszę i czytam że muszę poprzeć Klinowskiego, bo jak nie, to będzie Ewa.

Naprawdę? Muszę? A nie jest czasami tak że to Klinowski coś musi? To nie Mateusz powinien mieć ofertę dla mnie i mnie podobnych? To nie kandydat powinien chcieć, oraz mieć czym  - przekonać nas do siebie?

Więc mówię tym wszystkim którzy uważają że ja, że ktokolwiek coś "musi" - obudźcie się na litość boską! Tak długo, jak długo będziecie wierzyli, że to wyborcy mają jakieś zobowiązania wobec polityków, a nie odwrotnie - że dostatecznym powodem by wybierać jednych, jest niedopuszczenie by wybrano innych - tak długo ci właśnie politycy będą, popijając znacznie droższy niż Wy alkohol, w gabinetach znacznie obszerniejszych niż wasze własne biura - więc oni wszyscy będą śmiali się z Was do rozpuku, produkując tak urocze określenia jak lemingi czy inne, podobne.

Kogokolwiek zdecydujecie wybrać burmistrzem na kolejną kadencję, nie dajcie sobie wmówić że istnieją jakieś meta-powody, jakieś "musisz". Nie istnieją.

P.S - jutro zapewne analogiczne hasło usłyszą wierni w kościołach - musicie wybrać Ewę, bo jak nie - będzie Klin. I będzie to dokładnie takie samo pustosłowie.


piątek, 21 listopada 2014

Czy Paweł Koper wybierze starostę

czyli powiatowy House of Cards

Podczas gdy większość z Was wciąż żywo dyskutuje wyniki pierwszej tury oraz przewidywania co do wyników drugiej - w Powiecie już od kilku dni trwają negocjacje, mające wyłonić koalicję zdolną wybrać Zarząd Powiatu oraz - no po prostu, rządzić w nim przez kolejne lata.

W najogólniejszym zarysie wygląda to tak - żeby nie wiem jakiemu mnożeniu, dzieleniu i pączkowaniu poddawano układ sił w nowo wybranej Radzie - wynik nijak zmienić się nie chce - wciąż jest 13:13(przypominam że RP składa się z 27 radnych) - tak więc jest remis oraz.....orbita. Pojedynczy mandat komitetu Mieszkańcy Razem, mandat członka IWW, Pawła Kopra, okazuje się być prawdziwym języczkiem u wagi - i dzisiaj wszyscy kochają Kopra :)

Nie, nie - ten tekst nie ma być prześmiewczy - wręcz przeciwnie - nieoczekiwany przez nikogo wynik PSL wytworzył w Powiecie sytuację, która, prócz oczywistych trudności koalicyjnych, w trudnym położeniu stawia właśnie IWW i samego Kopra - Paweł musi dokonać wyboru - wejść do koalicji z ludźmi PSL oraz Jackiem Jończykiem czy poprzeć Wspólny Dom i..... Wspólny Dom - czyli PiS z Bartoszem Kalińskim i Bożeną Flasz.

Wspominałem w fejsbukowym wpisie że starostę wybiera Rada Powiatu w głosowaniu tajnym - co tak naprawdę dodaje smaczku całej sytuacji - bo teoretycznie nie będziemy wiedzieli w jaki sposób użył zaraz na początku kadencji swojego mandatu członek IWW.

Jak wiele powie nam wszystkim postawa Kopra tłumaczyć chyba nikomu nie muszę - więc być może już dzisiaj warto żeby Paweł, wraz z szefem swojego stowarzyszenia - Klinowskim, po prostu publicznie odpowiedzieli jakie mają zamiary w stosunku do Powiatu?

Koalicja z ludźmi Ewy Filipiak oraz PiS?
Koalicja z Jackiem Jończykiem oraz radnymi PSL?


środa, 19 listopada 2014

Niektórych pytań zadawać nie wolno

A tym bardziej oczekiwać na nie odpowiedzi.


Łapiecie mnie za serce, rozlicznymi pytaniami, przesyłanymi na przeróżne sposoby, a także zadawanymi wprost - o to dlaczego blog milczy - albo, częściej  - kiedy coś napiszę. Dziękuję, to miły dowód na to że nie zmarnowałem tych lat - a Wy polubiliście to miejsce.

Do rzeczy więc - milczę i zapewne jeszcze pomilczę z banalnie prostego powodu - zdaję sobie sprawę z tego że oczekujecie ode mnie dwóch rzeczy - żebym powiedział dlaczego Jackowi się nie udało - oraz - co dalej.

Głęboka analiza przyczyn porażki wyborczej jest publicznie niemożliwa - z prostego powodu -musi dotykać, pokazywać także i błędy czy generalnie - słabości, moich kolegów, sztabowców. A tego rzecz jasna nie zrobię nigdy. Moje własne mogę wybebeszać, oczywiście - ale to nie dałoby nawet ułamka pełnego obrazu.

Uproszczona wygląda zaś tak, jak ją już zaprezentowałem w fejsbukowym wpisie - może tylko przypomnę:

Wszyscy pytają co się stało. Cóż - nie wytrzymaliśmy zmasowanego atakuMarcin Płaszczyca& Mateusz Radny. Jak to w wyborach - emocje wzięły górę nad merytoryką. Co będzie dalej? Nie wiem. Albo inaczej - wiem ale nie chcę o tym mówić. Ja w każdym razie muszę odpocząć. A tak - jeszcze na marginesie - dumny jestem ze współpracy z Jacek Jończyk. Facet ma klasę. Podczas gdy wczoraj w nocy niektórzy sztabowcy przebąkiwali różne różności, Jacek wstał i powiedział - nie możemy się obrażać na demokrację, trudno - ludzie tak wybrali. Dzięki Jacek że jesteś jaki jesteś.

Co dalej zaś? Co z drugą turą?  No - i to jest właśnie pytanie, którego proszę mi nie zadawać. Z mojego punktu widzenia po prostu nie sposób w pełni w zgodzie z samym sobą, w pełni uczciwie na nie odpowiedzieć. W każdym razie jeszcze nie w tym momencie. Solennie obiecuję obszerny opis wszystkiego co się wydarzyło zaraz po zakończeniu drugiej tury wyborów.

A tak - mimo przymuszeń i ponagleń ze strony głównie młodszych członków naszego sztabu - nie zdecydowałem się na żadną znaczącą kampanię wyborczą. Były ulotki, trochę plakatów oraz....dwa banery. Ale i tak 137 osób uznało że warto oddać na mnie swój głos. Jako ciekawostkę - wyrokiem losu identyczny osiągnęła moja równolatka(ale będzie zła że to powiedziałem :D ) - Gośka Malczyk-Madyda.

Za wszystkie te głosy jestem Wam cholernie wdzięczny. Dziękuję.


sobota, 15 listopada 2014

Wyborcza cisza

czyli to nie krzykiem zdobywa się świat.

Politykom. Tym już aktywnym i tym aspirującym. Odwiecznym i całkiem nowym. Działaczom i uzdrawiaczom.

Oraz gawędziarzom, dziennikarzom, obserwatorom i komentatorom dedykuję:

Ten kto mówi głośno - ma więcej widzów. Ten kto mówi cicho - ma więcej słuchaczy.    





środa, 12 listopada 2014

Kampanijne hieny

czyli będąc młodym rzecznikiem.

Praca rzecznika naszego Komitetu w tych wyborach, byłaby dla mnie z jednej strony fajnym wyzwaniem - a z drugiej po prostu frajdą - gdybym mógł ograniczać się do zajmowania wyłącznie naszymi komitetowymi sprawami. No, niestety - nikt nie mówił że ma być łatwo - a dolą rzecznika jest co najmniej w równym stopniu -  monitorowanie produkcji medialnej, tak samych mediów jak i konkurencji.

Co też starając się skrupulatnie czynić od kilku miesięcy - w którymś momencie postanowiłem sobie iż pod koniec kampanii nadam, dla najzasłużeńszego, tytuł Kampanijnej Hieny Roku.

Muszę przyznać że, mimo iż jury jest jednoosobowe a ocena wyłącznie moja, autorska - długo nie miałem jasności, kto po laur sięgnie - po prostu kandydaci oraz różne komunikatory, szły łeb w łeb niemal do samego końca.

Krótka historia tego wyścigu więc

Wraz z inauguracją naszej kampanii zdecydowanie na prowadzenie wysunął się, ze swoim obrzydliwym, robionym spod stołu zdjęciem, oraz jeszcze niższego lotu publikacją, portal Pressmix. Tutaj jednak muszę powiedzieć że wraz z rozwojem wydarzeń Pressmixy normalniały, przez co zdecydowanie w wyścigu o 'Hienę" zaczęły oddawać pole. Komu?

Ano oczywiście - Płaszczycy. Z początku przyczajony, z każdym dniem skracał dystans do prowadzących - by w pewnym momencie być hieną niemalże pewną, jednoosobową. Po frontalnym ataku na Dać Szansę oraz samego Jacka Jończyka, jury mojego konkursu(czyli ja sam, tak, tak) - niemalże ze znudzeniem zaczęło spoglądać na resztę stawki - załatwił ich - myślałem - wygra Hienę a oni wciąż nawet drugiego okrążenia nie zaczną.      

Zbyt wcześnie chciałem oddać nagrodę Marcinowi Płaszczycy - bo mniej więcej wtedy na scenę weszli, niemal jednocześnie - Filipiak i Kotarba. No i pojechali - Ewa listem a kocicho kurierkiem. Jedna insynuowała "nie wiadomo czy w partii nie był" - drugi łgał - "Lewica Razem" ma dwóch kandydatów.  Hieny jak się patrzy - a Płaszczyca w zadyszce. Jeszcze coś próbował o odprawach - ale gdy mu wyliczyłem, że sam samorządowej kasy wziął w pierony więcej niż starosta odprawy - dostał kolki na dobre i widać pogodził się z porażką. Kto wie - może nawet pomyślał  -"w końcu szefowa, niech ma tą hienę skoro tak jej zależy"? :)

Ponownie - kiedy już zacząłem, jako jury, z nudów przysypiać, pogodzony że nie jedną a dwie statuetki będę musiał ufundować i ex-aequo, Filipiak z Kotarbą przyznać - pojawił się ON. Doctus doktor, specjalista od polityki narkotykowej i burz w szklankach wody - Mateusz Klinowski. Diabli wiedzą na jakim leciał dopingu - niemniej, wlokąc się przez całe miesiące niemiłosiernie, na ostatniej prostej z lekkością wyścigowego charta po prostu pokazał plecy wszystkim - Płaszczyca nawet nie jęknął, Ewa ze Staszkiem wyglądają jakby w jakąś maź wpadli - a Klinowski jednym susem na prowadzenie wyszedł i Hienę zagarnął.

Tak tak - mój konkurs kończy się własnie dzisiaj - i ogłaszam co następuje - za porównanie swojego konkurenta do psychopatycznego gwałciciela oraz wielokrotnego mordercy - Muammara Kadafiego -Kampanijną hienę Roku wygrał - Mateusz Klinowski.  

Przykro mi - zajęcie drugiego miejsca przez Filipiak wraz z Kotarbą, oraz trzeciego - przez Marcina Płaszczycę, mogę tylko odnotować - tytuł przewidziałem tylko jeden.

Klinowskiemu składam gratulacje - pokonać w takim stylu tak znakomitych w sianiu nienawiści  konkurentów łatwo z pewnością nie było. Tym bardziej -  Hiena trafia, dokładnie tak jak to sobie kilka miesięcy temu założyłem - do najzasłużeńszego.

poniedziałek, 10 listopada 2014

Dlaczego właśnie Jończyk

czyli JJ z mojej perspektywy.


Bardziej od przedziwnych sojuszy Klinowskiego z Płaszczycą, śmieszy mnie w tej kampanii chyba tylko, podnoszone przez niektórych desperatów, twierdzenie o tym że Jacek Jończyk jest niesamodzielny, że koordynatorzy nim sterują i takie tam. Śmieszy z dwóch powodów - po pierwsze jako pewna skarlała figura logiczna - bo zazwyczaj ci sami ludzie, właściwie na jednym oddechu wyrzucają z siebie twierdzenia o tym, że jak pułkownik, to na pewno despota i nie demokrata. Doprawdy, trudno byłoby wymyślić coś głupszego.

Podoba mi się taki sposób rozumowania naszych konkurentów - ogranicza to ilość roboty, którą pewnie jako rzecznik musiałbym wykonać, tłumacząc coś i prostując - a tak,  desperaci sami sobie zaprzeczają, w sposób nie dość że dla każdego oczywisty, to po prostu ich ośmieszający - i mam spokój :)

Żeby powiedzieć Wam jaki jest drugi powód tego że często po prostu parskam śmiechem, słysząc bądź czytając tego typu "zarzuty" muszę wprowadzić Was w tajniki kuchni naszego sztabu.
Otóż polityk w kampanii wyborczej może a nawet powinien wywoływać emocje - ale w zadnym przypadku nie może się nimi kierować, bo zacznie popełniać błędy i w konsekwencji po prostu przegra.  Rozumie to w stopniu doskonałym Jacek Jończyk, który w trudnych momentach kampanii podejmował spokojne decyzje, czasem wbrew rozemocjonowanym członkom sztabu. Obraz który mam z tych kilku miesięcy współpracy z Jończykiem jest właśnie taki - jest konsekwentny chociaż elastyczny - słucha ludzi ale decyzje podejmuje samodzielnie - i bierze za nie odpowiedzialność.
Takiemu obrazowi konkurenci próbują przeciwstawić fakt, że nie sam odpisał na jakieś pytanie na fb - no litości!  :D :D :D

Przekleję tutaj ostatni fragment mojej rozmowy z dwoma osobami właśnie na fb - myślę sobie że dobrze dopełni całość i, po raz kolejny w pełni uzasadni mój osobisty wybór polityczny - zapraszam:

Krzysztof - miałem na myśli to że zarządzanie zespołem ludzkim to tylko niewielki fragment wszystkich zadań szefa zarządu Powiatu. Jeżeli chcesz holistycznie właśnie - ocenić pracę JJ - nie możesz nie brać pod uwagę całej reszty. Powiem Wam tak - rozumiem Wasze uwagi - mam wrażenie że, przynajmniej w przypadku Krzyśka są bądź mogą być - uzasadnione (sorry Piotrek, ale Twoja przygoda w Wydziale Komunikacji nie potwierdziła się gdy ja sam, osobiście rejestrowałem samochód - także bez telefonu - musiałem poczekać ale rzecz załatwiłem - może pani w okienku miała gorszy dzień gdy byłeś tam Ty) - tak więc - rozumiem uwagi i przyjmuje do wiadomości że JJ nie jest ideałem. Z kolei nie rozumiem w jaki sposób miałoby się to przekładać na prosty w gruncie rzeczy wybór polityczny w mieście - macie trzy osoby - odwieczną, skompromitowaną do granic możliwości Ewę, nieopierzonego Mateusza, bez wyborczych szans, za to z kosmicznymi pomysłami(zatrudnianie młodych przez gminę remedium na bezrobocie!!!!)- oraz być może niedoskonałego, ale bez dwóch zdań skutecznego(budowa szpitala, miliony dla Powiatu z UE) oraz proobywatelskiego(jako jeden z pierwszych w kraju opublikował rejestr umów, tworząc Strategię Powiatu po prostu zaprosił do jej pisania mieszkańców, w tym Klinowskiego, mimo iż ten rzucał się mu do gardła) Jończyka. To naprawdę nie jest skomplikowane, Panowie - albo głosami nas wszystkich coś wreszcie w tym mieście drgnie - albo zakonserwujemy system na kolejną dekadę. Taka jest istota wyboru którego macie, mamy dokonać już za kilka dni.

czwartek, 6 listopada 2014

Wstyd mi za lokalny PiS

czyli kłamać nie wolno.

Trzymam w ręku ulotkę kandydatki PiS do Rady Powiatu.
Pierwsza strona bla, bla, bla -mało interesująca - za to druga wygląda tak:

Pomijam już jadem ociekający, uwłaczający styl tego czegoś -to oni biorą za to odpowiedzialność a ja po prostu wiem, jak ludzie uwielbiają agresywnych politykierów - ale jednocześnie z całą odpowiedzialnością oświadczam, że lokalny komitet Prawa i Sprawiedliwości łże w tej ulotce. Tak po prostu - ci ludzie kłamią, z dodatku czyniąc to z pełną świadomością - i z pełną świadomością wprowadzając w błąd opinię publiczną.

Otóż nie istnieje, nie trwa żaden proces prywatyzacji szpitala, który ci ludzie chcą zatrzymywać.
Równie zasadnie mogliby twierdzić że powstrzymają proces islamizacji Wadowic. Bądź powstrzymają budowę kosmodromu w Zawadce.

Kłamstwo choćby i powtórzone po tysiąckroć, nie stanie się prawdą, szanowni kandydaci Prawa i Sprawiedliwości. To już po prostu nie te czasy.

A tak po prostu, po ludzku - kłamać publicznie to po prostu wstyd. Będziecie mieli z tym problem, wiem że tak.







sobota, 1 listopada 2014

Dajcie nam szansę!





Powiem tak - podkopywanie wiarygodności i dobrego imienia Stowarzyszenia, poprzez szmatławe publikacje, może mieć bezpośrednie przełożenie na zmniejszenie ilości darowizn w ramach 1% podatku dochodowego, bądź wycofanie się jakiegoś ważnego sponsora. A to z kolei spowoduje że jakaś część rodziców i dzieciaków odejdzie z kwitkiem, bo zabraknie pieniędzy na ich leczenie czy rehabilitację.

Ktoś o tym pomyślał?

Rozumiem doskonale głębokie oburzenie i ból odczuwany przez ludzi związanych z Dać Szansę. To nie są politycy, na litość boską. To kilkaset dzielnych, stawiających na co dzień czoło trudnościom, o jakich przeciętny człowiek nie ma pojęcia, ludzi -  którzy przez polityczne piekło wadowickiego grajdoła zostali obrzuceni błotem.