środa, 29 maja 2013

Czy Wadowice potrzebują referendum?

czyli o co pytają blogerzy?


Jeżeli ktoś obserwuje mój blog od jakiegoś czasu to wie że nie jestem człowiekiem który idzie w zaparte. Nie mam manii boga, nie uważam się za nieomylnego. Słucham argumentów, odpowiadam na większość waszych komentarzy, nie pozostawiając bez odpowiedzi nawet tych magistrackich - kilkanaście minut temu przyznałem nawet Staszkowi rację, co do żądań prokuratora ws p. Grzyba.

Co więcej - wszyscy trzej  - Pałacowy, Obywatel i ja prezentujemy treści nie tyle polityczne, co obywatelskie - mówimy głosem mieszkańców, nie polityków - mam nadzieję że przynajmniej czasami także Waszym głosem.

Mamy oczywiście własną ocenę celowości i sensowności akcji referendalnej w mieście, rozpatrzyliśmy wszystkie za i przeciw które zdołaliśmy przewidzieć, odgadnąć i ogarnąć - ale to dla nas stanowczo za mało. Sprawa jest poważna, zaangażuje, a przynajmniej w założeniu powinno tak się stać -większość z Was - czytelników blogów - zaangażuje też dużą liczbę mieszkańców w ogóle.

I dlatego postanowiliśmy zapytać o wasze zdanie - jak myślicie - czy w Wadowicach istnieją powody żeby mieszkańcy wypowiedzieli się o zakończeniu bądź kontynuowaniu dwudziestoletnich rządów Ewy Filipiak i jej ekipy?   Czy takie posunięcie jest wg was sensowne?  Czy weźmiecie udział w głosowaniu?  Podpiszecie wniosek referendalny?

wtorek, 28 maja 2013

Filipiak chciała dożywocia?

czyli o dwóch takich co chcą wykończyć starca.

Wg badań WHO  średnia życia mężczyzn w Polsce to 72,4 lata. Oskarżony przez Ewę Filipiak i Stanisława Kotarbę p. Grzyb ma dzisiaj 71,5 roku. Prokurator zażądał dla niego, na podstawie zeznań tej dwójki, 9 miesięcy bezwzględnego pozbawienia wolności. Niech się naszemu bohaterowi szczęści a lata niech się mu mnożą - ale statystycznie na rzecz patrząc, władze Wadowic spowodowały proces,  który dla podsądnego mógł się skończyć w praktyce dożywociem. 

I to właściwie wszystko co mam do powiedzenia w tej sprawie. W każdym razie wszystko, co nadaje się do publikacji.

sobota, 25 maja 2013

Polityka w klasztorze

czyli sen o dawnej potędze.

Przywykliśmy myśleć o klasztorach, mnichach i mniszkach w nich żyjących, jako o tej spokojniejszej części Kościoła. Spokojniejszej tzn bardziej skupionej na pracy, rozmodlonej, stroniącej od polityki i świeckich spraw. W kategoriach społecznych opisywany, podział od dawna wygląda dla postronnych obserwatorów tak, że to kościół diecezjalny jest rozpolitykowany - klasztory(no, może prócz jasnogórskiego) skoncentrowane są bardziej do wewnątrz, realizują różne swoje charyzmaty.

I to jest chyba opis dość trafny. Dzisiaj.

Patrząc na Kościół historycznie - było dokładnie odwrotnie. Otóż przez wieleset lat klasztory, nie tyle były zamieszane w politykę, co były po prostu ważnymi ośrodkami politycznymi. Ich pozycja w feudalnym społeczeństwie - w uproszczeniu można powiedzieć że związana z faktem iż były zgromadzenia zakonne posiadaczami ziemskimi, w niczym nie ustępującymi najzamożniejszym panom - a co z tym idzie- posiadającymi cały szereg przywilejów - nadawanych a to przez papieży a to przez cesarzy czy królów - (nieobeznanym z historią - przywileje dotyczyły przeróżnych dziedzin życia i wszystkie wiązały się z władzą i pieniędzmi - posiadali więc feudałowie na wyłączność młyny, mosty, przeprawy, targowiska, monopol na całe gałęzie produkcji, władzę sadowniczą nad poddanymi i setki, może tysiące innych) - była równa a czasami nawet wyższa od pozycji i władzy książąt czy miejscowych biskupów.

Co z kolei w naturalny sposób prowadziło do sytuacji, w której tak lokalna jak i czasem globalna polityka gościła w klasztornych murach niemal bez przerwy. Wybór opata, teoretycznie będący w kompetencji członków zgromadzenia, angażował więc czasami nawet koronowane głowy i Watykan.

Żeby was nie zanudzić - nasz dzisiejszy odbiór klasztornego życia ma się kompletnie nijak do rzeczywistości klasztornej znanej z kart historii.

I chyba do tej tradycji chcą nawiązać oo Bernardyni ze swoim nowym wciąż gwardianem - o.Kubicą - udzielając gościny najagresywniejszemu z bieżących nurtów politycznych w kraju - środowisku Gazety Polskiej. Zaproszenie posła Macierewicza wraz z prezesem Kaczyńskim to już nie dyskretne sympatyzowanie - oo. Bernardyni rzucają się głowami na przód w sam środek smoleńskiego kotła. 

Widać śnią o dawnej potędze.





środa, 22 maja 2013

Dziennikarstwo śledcze dziadunia

czyli  to już jest kurwa przegięcie!

Minęło dopiero kilka minut od rozmowy którą odbyłem z urzędnikami Urzędu Marszałkowskiego i muszę przyznać - jestem na tyle wkurzony że nie bardzo wiem od czego zacząć. Dobra, dziadku, kilka głębokich wdechów, skup się i pisz.

Przepraszam urzędników UM w Wadowicach. Kiedy jakiś czas temu pisałem, komentując doniesienia Marcina Płaszczycy o mizernym efekcie starań gminy Wadowice o unijne pieniądze z budżetu 2014-2020 r.
skrzywdziłem was. Napisałem że nie nauczyliście się pisać wniosków na tyle poprawnie, by projekty w nich zawarte miały szanse na dofinansowanie z UE. Obarczyłem częścią odpowiedzialności za - jak bez sprawdzenia podałem za Płaszczycą - dziesięć bubli, które dofinansowania nie dostały.

Życie dosyć szybko zweryfikowało to co napisałem. Otóż zaczęły do mnie z różnych źródeł napływać informacje że prawda o rzekomych wnioskach złożonych przez gminę do Banku Projektów Regionalnych jest, o ile to w ogóle możliwe - jeszcze gorsza. Moi rozmówcy twierdzili że Płaszczyca wyssał informację o dziesięciu projektach z palca, a gmina Wadowice do BPR nie złożyła ani jednego wniosku.

Zacząłem więc grzebać w ogólnodostępnych informacjach - trafiłem tutaj i dzwonki alarmowe z cichego brzęczenia zaczęły przeraźliwie hałasować - Urząd Marszałkowski nic nie wie o złożonych do siebie przez Ewę Filipiak wnioskach. 

Ok - pomyślałem - idźmy dalej. Wczoraj napisałem do burmistrz Filipiak wniosek o informację - jakie to wnioski złożyła gmina do BPR i jak zostały ocenione przez komisje weryfikującą. Odpowiedzi nie ma i pewnie nie będzie. Trudno się zresztą dziwić - przecież żadnemu burmistrzowi miasta łatwo przez gardło nie przejdzie liczba ZERO. Albo pełnym zdaniem - kierowany przeze mnie urząd nie złożył ŻADNEGO  wniosku o dofinansowanie. 

Czekając więc na urzędniczego Godota Ewy Filipiak, odszukałem osoby w Urzędzie Marszałkowskim odpowiedzialne za funkcjonowanie Banku Projektów Regionalnych. Urzędnicy marszałka długo, szczegółowo i bardzo kompetentnie odpowiadali na moje pytania a nawet znacząco wychodzili z informacjami poza ich zakres. Dowiedziałem się więc szczegółów dotyczących funkcjonowania systemu dotacji, alokacji zadań i środków w regionach, subregionach i na poziomie krajowym. Dowiedziałem się także o rzeczy dla Wadowic zasadniczej -w opublikowanym przez Urząd Marszałkowski raporcie wymienione są wszystkie podmioty które zgłaszały swoje projekty do BPR.

Gminy Wadowice na niej nie ma. 

To nie urzędnicy zatrudnieni w UM dali plamę - za napisanie czego jeszcze raz ich przepraszam.

To kierująca sprawami gminy Ewa Filipiak uznała że Wadowice nie potrzebują ani złotówki z unijnego budżetu.

To burmistrz Wadowic zdecydowała że w mieście i gminie wszystko zostało już zrobione.
To polityczna decyzja władz miasta skazuje nas na utratę szans na rozwój.

Kiedy kilka dni temu pisałem że burmistrz Filipiak jest dla Wadowic pożyteczna jak wyschnięta studnia, mówiłem to w oparciu o wiedzę o stanie gminy na tamten moment. Wtedy jeszcze myślałem, pewnie podobnie jak wielu z was - ok, spierniczyli te wnioski, ale przynajmniej mieli jakieś pomysły, jakieś plany - coś w zanadrzu.

Dzisiaj nie ma już cienia wątpliwości - władza Ewy Filipiak się wyczerpała. Wyczerpały się jakiekolwiek powody żebyśmy dalej zatrudniali tą ekipę. Wyczerpały się argumenty które mogliby podnosić nawet jej najbardziej zagorzali zwolennicy.  Zostało tylko pierdolenie Staszka po forach i blogach o jego mokrych snach o lewakach i kłodach.

Przepraszam czytelników za dosadny język tego wpisu. Wiecie że to nie jest stały element tego bloga.
Wybaczcie - ale nawet najspokojniejszego człowieka może nagła krew zalać kiedy widzi jak marnej jakości politykierzy i katastrofalni gospodarze trwonią szanse naszego miasta.

Budżet 2014-2020  to ostatni tak hojny dla Polski worek z pieniędzmi. W następnym okresie jako kraj staniemy się płatnikami netto, a o środki dla regionów będzie nieporównywalnie trudniej.

Jeżeli  Ewa Filipiak nie ma pomysłu, na co miasto może wydać kilkanaście, a zupełnie możliwe że kilkadziesiąt milionów złotych z pożytkiem dla mieszkańców gminy, to może powinna zacząć rozważać złożenie urzędu. To pozwoli jej zapisać się w historii jako pierwszy samorządowiec tego szczebla w kraju który miał dość uczciwości i odwagi żeby odejść dla dobra swojego miasta. Jej pozwoli zachować twarz a mieszkańcom wybrać kogoś, kto ma pomysły oraz umiejętność ich realizowania.

poniedziałek, 20 maja 2013

Parafia kosztuje

czyli na tacę grosz


Parafia w Rynku ma wciąż stosunkowo nowego proboszcza, więc bardzo proszę ks.Jaśkowca, żeby ze zrozumieniem i bez osobistych uprzedzeń podszedł do tego co tutaj napiszę.


Często bywam pytany o funkcję i rolę Kościoła w lokalnej polityce. Wadowiczanie przyzwyczaili się patrzeć na decydujące momenty w lokalnych sprawach przez pryzmat tego, co powie ksiądz z ambony. I w "starej parafii" (Ofiarowania NMP) jak i u Piotra - wielu z was wskazywało i wskazuje na powiązania lokalnych władz z proboszczami i parafialnymi aktywistami.

Część traktuje tego rodzaju aktywność kapłanów jako przychodzącą z dobrodziejstwem inwentarza, rodzaj oczywistości, którą, acz niechętnie, to jednak trzeba akceptować, bo trudno coś na nią poradzić - innych chce trafić jasny szlag, gdy widzą i słyszą polityczne zaangażowanie, polityczne namaszczanie lokalnych polityków przez,  mających jednak zdecydowanie inny rodzaj powołania i kompetencji, księży.

Proboszcz - wiadomo - dla większości ludzi bytem jest stosunkowo od wiernych niezależnym, niedostępnym, trudno się zdobyć na odwagę żeby pójść do niego osobiście i powiedzieć co komu na wątrobie leży.

Można oczywiście pisać tomy o wzajemnych relacjach konsekrowanego kościoła z kościołem świeckim - postanowieniach i deklaracjach Drugiego Soboru Watykańskiego w tej materii - i są ludzie którzy to robią, ze znacznie większą kompetencją niż byłbym to w stanie zrobić ja - ode mnie więc tylko banalnie prosta, praktyczna rada - jeżeli w waszych parafiach dzieje się coś, czego powszechnie nie akceptujecie, co was bulwersuje i nie odpowiada - rozmawiajcie o tym z proboszczem, jasne że tak.

 A na poparcie swojego stanowiska nie cytujcie autorów, Biblii, Katechizmu czy kanonów Prawa Kanonicznego - po prostu dogadajcie się z myślącymi podobnie i zamiast zwyczajowej wysokości ofiary, złóżcie monetę jednogroszową. Gwarantuje, że gdy zamiast spodziewanych kilku tysięcy złotych, proboszcz wyjmie z tacy kilkadziesiąt czy kilkaset groszowych monet, zacznie się zastanawiać mocniej niż po codziennej lekturze brewiarza. Pewnie nawet mocniej niż po grzecznościowym telefonie z Kurii, w którym jakiś kolega doniesie, że jego nazwisko  wywołuje zmarszczenie brwi biskupa;):)

Na co dzień hasło że wszyscy jesteśmy Kościołem i mamy w nim jakieś prawa brzmi pusto i niedorzecznie. Ale wcale nie musi tak być - my je rzeczywiście mamy - gwarantują je nam kościelne dokumenty oraz.... zdrowy rozsadek proboszczów. Oni wiedza najlepiej - utrzymanie parafii kosztuje.



sobota, 18 maja 2013

Ulotka Klinowskiego

czyli wadowicki fenomen.

Wizualnie bardzo podoba mi się nowa ulotka wyprodukowana przez IWW. Nie umiem kraść zdjęć z sieci , własnego nie posiadam - więc jej wam nie pokażę.
Ale to bez znaczenia, bo nie o jej wyglądzie chciałem dzisiaj kilka słów, a o zawartości.

W najbliższym czasie, czy to przy okazji zbliżającego się wielkimi krokami referendum, a już z całą pewnością podczas najbliższych wyborów - miasto zostanie zalane różnej maści plakatami, czy ulotkami właśnie. Na marginesie -  próbkę możliwości dał nam wczoraj Staszek, oplakatowując magistrat - nie wiem jak wam, ale te papiery w oknach UM przypominały mi obrazki z miejsc objętych wojną - obowiązkowe zaciemnienie, bombardowania - wiecie - takie rzeczy:) W każdym razie przekaz był jasny - Kotarba zamienił urząd w twierdzę.


Ale do brzegu - nieważne ile papieru zadrukuje rzecznik czy ktokolwiek inny - ulotka Klinowskiego zawsze będzie się wyróżniać jedną rzeczą - każde słowo które na niej widnieje jest prawdą.   

I to jest jej fenomen - oraz fenomen wadowickiej władzy - przeciwnicy Ewy Filipiak niczego nie muszą koloryzować, niczego przejaskrawiać czy zmyślać na swoich ulotkach. Nie muszą uciekać się do żadnych sztuczek, żeby pokazać mieszkańcom wycinek naszej rzeczywistości i zainteresować ich losem miasta.

Takie są moje wrażenia, dotyczące chyba jednak nie tylko ulotki - prosty, prawdziwy, niemalże ewangeliczny przekaz - poznajcie prawdę a prawda was wyzwoli.  


wtorek, 14 maja 2013

Dla Wadowic ani grosza!!!

Czyli czy Marcin Płaszczyca zmienił front?

Wygląda na to ze przynajmniej próbuje.

W dzisiejszym materiale radośnie ogłosił, że gmina Wadowice nie ma ŻADNEGO projektu napisanego na tyle dobrze, by dostać się na listę refundacyjną w ramach środków europejskich.

Miejscy urzędnicy pod okiem i kierownictwem burmistrz Filipiak wyprodukowali ponoć dziesięć projektów.
Dziesięć bubli z których ani jeden nie został wpisany na listę projektów dla zachodniej małopolski. 

Chyba już wiemy dlaczego w rankingu gmin biorącym pod uwagę absorpcję unijnych pieniędzy jesteśmy od lat w samym ogonie stawki. Dla naszego Urzędu Miasta dziewięć lat naszej obecności w Unii, plus wcześniejszych kilka, kiedy to już funkcjonowały unijne pieniądze, w ramach umów stowarzyszeniowych, to zbyt mało żeby dorobić się chociaż kilku osób, potrafiących porządnie napisać wniosek.

Pani burmistrz - proszę oszczędzić nam kolejnych blamaży - ma pani duży zaskórniak, więc proszę zlecić napisanie wniosków na jesienną edycję jakieś zewnętrznej firmie. Jeżeli ani pani, ani pani urzędnicy nie potrafią tego zrobić to trudno - mieszkańcy zapłacą za waszą indolencję. 

To i tak lepiej, niż gdyby się miało okazać ze w perspektywie 2014-2020 nie dostaniemy z Unii ani złotówki. 

A Marcinowi Płaszczycy dziękuję za pierwszy w historii portalu tekst, pokazujący pełnię kompetencji obecnych władz miasta:D:D:D

Kto nienawidzi Filipiak

Króciutko.

Usłyszałem ostatnio kilkukrotnie stwierdzenie które mnie zdumiało - a brzmiało mniej więcej tak - "aaa, bo Klinowski to nienawidzi Filipiak". No kurde.  Równie zasadnie można by twierdzić, że gdy komuś studnia wyschła,to planuje wykopać inną, nową - z nienawiści do tej starej. 

Odpowiadam co prawda tylko za własne emocje i wiem, że w ogóle nie istnieje na świecie osoba, do której odczuwam nienawiść. Robię to co robię bo najzwyczajniej w świecie uważam że miastem można zarządzać lepiej, skuteczniej, odważniej i uczciwiej. 

Robię to co robię, bo widzę że 20 lat trwania przy władzy Ewę Filipiak po prostu wyczerpało. Z energii, z pomysłów, z woli, z wizji  - wyczerpało ze wszystkiego tego, co jest potrzebne przywódcy żeby miasto harmonijnie się rozwijało. Ewa Filipiak to dla miasta sucha studnia.

Taka jest moja ocena urzędującej burmistrz i taka moja motywacja. I mam przypuszczenie graniczące z pewnością że podobnie myślą wszyscy zaangażowani w opozycyjną sprawę ludzie. A w każdym razie - spotykając się z nimi, rozmawiając - u żadnego z nich nigdy nie zauważyłem niczego, co by można uznać za przejaw nienawiści. 

niedziela, 12 maja 2013

Dam się zatrudnić Ewie Filipiak

czyli bardzo ważne uzupełnienie ws ścieżek rowerowych.

Widzicie - nie kłamałem - rzeczywiście nie pamiętałem wczoraj o co pytali mnie dziennikarze:)

Już to nadrabiam - zostałem zapytany czy wiem że wójtowie gmin, na których terenie znajduje się zalew, wspólnie ze stowarzyszeniem Gościniec 4 Żywiołów, już pracują nad koncepcjami turystycznego i rekreacyjnego wykorzystania zapory w Świnnej Porębie. I że w ramach tych projektów przewidują , co oczywiste, budowę ścieżek rowerowych wokół jeziora.

Oczywiście że to wiem. Pisałem i apelowałem niejednokrotnie do burmistrz Wadowic o jak najszybsze dołączenie się do tych prac - o rozmowy z wójtem Wądolnym i pozostałymi, o współpracę z dyrekcją RZGW w Krakowie - właścicielem obiektu i terenów okalających - bezskutecznie. Ewa Filipiak nie zrobiła w tej sprawie absolutnie nic. 

Uzupełniam więc moją odpowiedź dziennikarzom - pal sześć że ludzie będą mnie chcieli za to zjeść - poświecę się i dam się zatrudnić Ewie. Jeżeli uczyni mnie swoim plenipotentem w tej sprawie - wyręczę ją i sam będę rozmawiał z tymi ludźmi. Porozumiem się z nimi i Wadowice wreszcie będą mogły dołączyć do sensownych działań, zamiast snuć mgliste opowieści o Urzędzie Marszałkowskim. Nasza rzeczywistość dzieje się tu i teraz - a nie za kilkanaście lat w Krakowie.

A swoją drogą - wyobrażacie sobie jaką atrakcją byłaby możliwość przejazdu rowerem przez koronę zapory? Do ciężkiego licha - jestem absolutnie pewien że korzystałoby z niej dziesiątki tysięcy osób rocznie. Nie wiem czy to jest możliwe.
Z całą pewnością można próbować przekonać do tego właściciela obiektu - skorzystali by na tym wszyscy. Ale kto ma z nim o tym rozmawiać, kiedy Ewa zmyka przed naszymi pomysłami schowana za plecy strażaków?

sobota, 11 maja 2013

Dziadunio rozdziewiczony

czyli publiczne występy.

Dobra - przyznaje zupełnie szczerze - prawie nic nie pamiętam z zadawanych mi przez dziennikarzy pytań. Jeszcze mniej z odpowiedzi których udzielałem:) Widać, mimo że nie odczuwałem jakichś szczególnych oznak zdenerwowania, jakiś rodzaj emocji mi dzisiaj towarzyszył.
Jeśli nagadałem jakichś głupot, które za chwile pewnie będziecie czytać po blogach i portalach - weźcie pod uwagę że nie codziennie mówię do setki ludzi jednocześnie.

Podsumowując akcję ścieżkową - i jeszcze raz mówiąc wszystkim którzy w jakikolwiek sposób pomogli - serdeczne dzięki! - chcę przytoczyć jedyne wypowiedziane dzisiaj przeze mnie do kamery zdanie, które zdołałem zapamiętać w całości - te ponad już dzisiaj sześćset podpisów pod wnioskiem świadczy  możne przede wszystkim o tym, że potrzeby i aspiracje mieszkańców dalece wyprzedzają to, co ma nam do zaoferowania burmistrz Ewa Filipiak ze swoim dworem.  Miejscy urzędnicy nie dorośli przez ostatnich dwadzieścia lat do tych aspiracji i nie dorosną, choćby trwali na swoich stołkach  kolejnych dwadzieścia. 

A tak - byłem pytany co czułem, gdy przejeżdżając pół metra od Ewy Filipiak, widziałem jak pośpiesznie się oddala, nie zdobywając się nawet na grzecznościowy gest.  Co mam powiedzieć? Przykro mi było, tak po ludzku przykro. 

piątek, 10 maja 2013

Ubogi Kościół - komu to potrzebne?

Dzisiaj mam zamiar napisać coś, za co oberwę od was po głowie. Albo - dostanę w ryło, żeby się już trzymać lokalnego kolorytu ) W każdym razie - część z was z pewnością się ma mnie wkurzy - więc tym bardziej was proszę o szczególnie staranne przeczytanie tego co próbuję powiedzieć.

Rezygnacja z bizantyjskiego przepychu przez wciąż jeszcze nowego Papieża Franciszka przysporzyła mu i prawdopodobnie w dalszym ciągu przysparzać będzie mnóstwo sympatii wśród ludzi. Posunięcia takie jak wstrzymanie wypłaty premii dla zatrudnionych w Watykanie z okazji wyboru papieża dają rzeczywiste, policzalne oszczędności - inne, jak choćby tylko pozłacany pierścień czy rezygnacja z zamieszkania w papieskich apartamentach mają znaczenie głównie symboliczne. Zupełnie znów niesymbolicznie zabrzmiał papieski głos o karierowiczach w Kościele - głos Franciszka o złodziejach i zbójach wewnątrz Kościoła zabrzmiał jak zamanifestowanie celu pontyfikatu - wszystko wskazuje na to że ma nim być i pewnie faktycznie będzie, próba oczyszczenia KK, sanacji  zawrzodzonej sytuacji w Kurii Rzymskiej i w Kościele w ogóle.
Papież streszcza cel swojej misji w prostych słowach - Kościół powinien być ubogi i dla ubogich.

A dziadunio odpowiada - a takiego wała.

Lub inaczej - jeżeli Papież Franciszek ma na myśli pohamowanie, nieokiełznanego jak świat światem, apetytu na doczesne dobra, przez część kardynałów, biskupów oraz zwykłych kapłanów - tu sprawa jest oczywista, podpisuję się i popieram w każdym calu.

 Jak większość z was - ja także mam odruch wymiotny gdy widzę hierarchów przyjeżdżających na jakieś obrady w ramach episkopatu samochodami z których najtańszy jest wart pewnie 200 tysięcy złotych. Jak każdy z was - gdy widzę coś co zostało wybudowane w Licheniu, zastanawiam się - czy w obiekcie za kilka miliardów(na oko szacuję - całkiem możliwe że kosztował kilkanaście miliardów) rzeczywiście ktokolwiek jest w stanie choćby na sekundę oderwać zmysły i myśli od doczesności i skupić je na tym, na czym jak się domyślam, powinna polegać modlitwa? Że już o fallicznych kompleksach projektantów posągów w Świebodzinie czy ostatnio - Częstochowie nie wspomnę.

Więc dlaczego mówię Franciszkowi - wała? Ano z prostego powodu - gdyby Papież swój postulat traktował dosłownie - i gdyby jakimś cudem go spełnił - gdyby KK rzeczywiście stał się ubogi a większość dóbr spieniężył i rozdał ubogim to .... przestałby istnieć. Zniknąłby i utracił wszystkie te funkcje społeczne, polityczne oraz opiniotwórcze które wypełnia dzisiaj. I to wypełnia, jak rozumiem, ku zadowoleniu swoich członków - właśnie zwyczajnych, ubogich ludzi.

Świat jest tak skonstruowany - zawsze był i mam solidne podstawy żeby twierdzić że zawsze będzie że ubodzy nie mają racji. Mało kto ich słucha, nikt się z nimi nie liczy - ich postulaty i potrzeby zaspakajane są albo wcale albo marginalnie i w ostatniej kolejności.

Kościół jest jak monarcha z minionych epok - albo ma pieniądze - a co za tym idzie -wpływy i władzę, albo podszarpują go inni, a sam spędza życie skupiając się na przetrwaniu. Świat od dawna jest na tym etapie rozwoju, że dzisiaj rządu dusz nie da się sprawować samym dobrym słowem. Choćby to nawet była "dobra nowina". Kościół żeby istnieć i wypełniać rolę której, jak rozumiem, oczekują wierni musi mieć w ręku .... no cóż - żywą gotówkę - która daje się przekładać na prężnie działające ośrodki, szkoły, uniwersytety, media, wydawnictwa, słowem - wszystko to co pozwala skutecznie skupiać wokół siebie ludzi  i dzięki tym ludziom mieć silną pozycję w negocjowaniu z innymi swojej wizji świata.

Mówiąc o tej wizji mam na myśli tak sprawy czysto polityczne - mocno ekspansywny Islam na przykład - jak i światopoglądowe - czasem mam wrażenie że Kościół jest jak gderająca żona - gdy spotykamy się z dawno nie widzianymi kumplami i pęka jedna butelka za drugą, żony zaczynają gdakać. Podczas spotkania - ten kto się da za rękaw od stolika żonie odciągnąć - ten frajer - ale następnego ranka kaca ma znacznie mniejszego:):):) Wiem, wiem - porównanie dziwne - ale co mam zrobić - dokładnie tak to czasami widzę - Kościół gdacze, powstrzymuje różne sprawy - wszyscy się burzą, ze ciemnogród, że chcą więcej postępu- tylko że ten postęp czasami oznacza wielkiego kaca właśnie.

Z punktu widzenia członków KK postulaty Franciszka powinny oznaczać że chce i poprowadzi Kościół do powściągliwości. Do powściągliwości w konsumowaniu bogactwa ale nie do ubóstwa.






czwartek, 9 maja 2013

Co powie Ewa

Państwowej Komisji Wyborczej.

Odkąd pamiętam Ewa Filipiak startując w kolejnych wyborach zawsze twierdziła i publicznie deklarowała że jest bezpartyjna. Cóż - możliwe. Możliwe że nigdy nie była członkiem PIS-u. Możliwe że nie zmieniła zdania i dzisiaj nie jest członkiem PO. Możliwe nawet, że było nie było fizyk z wykształcenia, droga Ewa tak pododawała wektory swoich partyjnych bytności w najbardziej antagonistycznych względem siebie organizacjach, iż wyszło jej na zero:D:D

Usilnie próbował mnie tu wczoraj ktoś ubrać w partyjne szatki i to pomimo tego że jedyną organizacją w której kiedykolwiek uczestniczyłem był MKS Szarotka Wadowice, prowadzony przez Józefa Zemana.

Więc tak sprowokowany pytam, jeżeli Ewa Filipiak nie jest członkiem partii rządzącej - Platformy Obywatelskiej to dlaczego szef małopolskiej PO Ireneusz Raś, który jak rozumiem odpowiada za treści które publikuje twierdzi coś przeciwnego? 

Ewo Filipiak, czy na oficjalną stronę małopolskiej PO wpisał cię haker? Czy po prostu jesteś wielką obrotową lokalnej polityki, która przeskakuje z partii do partii w zależności od tego w którą stronę wieje wiatr?
No i  - jakiej treści oświadczenie złożysz w PKW przed następnymi wyborami?;)

środa, 8 maja 2013

Czy Klinowski dogadał się z Kotarbą?

Czyli największy sojusznik opozycji.

Wiecie że miało być - właściwie wciąż jest w planach, spotkanie IWW oraz blogerów z mieszkańcami Wadowic. Właśnie w ramach przygotowań do tego spotkania zrobiłem dość gruntowne podsumowanie działań, osiągnięć a także słabości opozycji. Nie będę wam zawracał głowy szczegółami - opowiem tylko dlaczego jako wynik tych rozważań otrzymałem dość zaskakujący wniosek - otóż naszym największym, najbardziej niezawodnym sojusznikiem jest - Stanisław Kotarba!

Nie nie - to nie żart, ani próba podniesienia ciśnienia Staszkowi - spójrzcie - my coś robimy - efekt jest ledwie zadowalający - natychmiast przybiega Stachu i bach - potęguje go i zwielokrotnia.

Tak było z pierwszą manifestacją IWW - przyszło kilkadziesiąt osób, zaznaczyliśmy swoją obecność - Staszkowi było mało - zabrał pod pachę statywa , palnął że wszystkich was znamy, policja was będzie ścigać - i wiecie co? Znam jednego asystenta ministra, który tego fragmentu używa jako dzwonek w telefonie, jak bozie kocham że to prawda :D:D:D

Akcja śmieciowa - kolejne wsparcie Kotarby - jego "czyste zaśmiecanie" plus kolejny wniosek na policję o ściganie - efekt - Pajda pobił chyba rekord wszech czasów,  tyle osób przeczytało u niego uzasadnienie sądu, iż nie tylko żadnego zaśmiecania nie było, ale sama akcja była pożyteczna i społecznie ważna.

Minęło trochę czasu - opozycja jakby trochę oklapła, skupiliśmy się na myśleniu i pisaniu raczej niż na widowiskowym działaniu - Stasio i z tym sobie poradził - tak przebierał nóżkami żeby coś zaczęło się dziać że zaciągnął do sądu blisko osiemdziesięcioletniego weterana, p.Grzyba - i stanowczo tam twierdził że czuł się poważnie zagrożony przez dziadunia.  Był jak zawsze niezwykle skuteczny - kolejne osoby zaczęły z obrzydzeniem myśleć o rządzących naszym miastem.

W między czasie zaś dzielny nasz Stanisław wykorzystywał każdą, nawet najdrobniejszą okazję żeby kompromitować wadowicki układ - a to dając nam wszystkim uciechę czy, jak to mówi młodzi - bekę - swoimi osławionymi neologizmami typu - "parku miejsku" "konfabulacja fikcji" a to zmykając przed dwudziestokilkuletnią reporterką ogólnopolskiej stacji telewizyjnej.

Jednym z jego ostatnich wybryków jest kolejna mina na którą wpakował swoją zwierzchniczkę - Ewę Filipiak. Mówię oczywiście o wymyślonym na kolanie pomyśle, żeby podpiąć się pod projekt tras rowerowych, prowadzony przez Urząd Marszałkowski. Miasto aż trzęsie się ze śmiechu po tym jak ujawniłem że Ewka ustaliła z projektantem że zrobią ścieżkę rowerową na Zatorskiej.

No i zupełnie już na koniec - najnowszy smaczek - protegowany naszego dzielnego Stanisława, urzędnik niskiego szczebla w UM - nijaki:) Hajnosz, pozywa Klinowskiego za to, że tamten dowiedział się że Piotruś został przyłapany jak wespół - w zespół ze swoim padrone zrywał plakaty podczas akcji referendalnej w sąsiedniej Kalwarii. Chociaż stop - tutaj oczywiście się wycofuje - niedoszły poseł był tylko kierowcą;)

Od jakiegoś czasu coś mi nie dawało spokoju. Od dość dawna podejrzewałem że Mateusz Klinowski nie mówi mi wszystkiego - że ma jakieś karty poukrywane w rękawach. I właściwie dopiero dzisiaj zacząłem się domyślać że jedną z tych kart - asem w rękawie Klinowskiego może być Stanisław Kotarba:) 

Nie wiem czy i jaki dokładnie panowie zawarli układ - ale z całą pewnością mogę powiedzieć, że Stachu zrobił dla ośmieszenia i skompromitowania Ewy Filipiak co najmniej tyle samo, co cała opozycja razem wzięta.

A ja - cóż - mogę tylko, parafrazując słowa poety, powiedzieć dzisiaj - Staszku, jesteś wielki, obyś trwał wiecznie :D:D:D


P.S

Pisząc tekst nie wiedziałem że wstrzeliłem się z nim w dzień imienin bohatera - macie lepszy refleks - kilka waszych smsów szybko mi to uświadomiło:) Tym bardziej - sto lat dla człowieka, który wydatnie nam pomaga demontować wadowicki układ:):):)

wtorek, 7 maja 2013

Umrzeć - jak to łatwo powiedzieć

czyli o tym co uwiera niektórych kapłanów.

Zdarzało się wam przeczytać  lub, o co chyba nawet łatwiej - usłyszeć podczas niedzielnej homilii dramatyczne wezwanie do obrony prawdy, poparte jeszcze mocniejszymi przykładami, wyciągniętymi już to z mroków historii, już to z współczesnych obrzeży naszej cywilizacji, pokazującymi ludzi którzy umierali w obronie swojej wiary? W obronie prawdy w która święcie wierzyli? Mocna rzecz, prawda? Umrzeć za prawdę.

Jeżeli tak - to najprawdopodobniej w tym samym kazaniu usłyszeliście o potrzebie dnia dzisiejszego - o potrzebie i konieczności obrony wiary i Kościoła przed nagonkami, atakami i próbą unicestwiania prawdy przez wszystkich tych, którzy o kościele czy kapłanach wypowiadają się źle. Czasami także o tych którzy po prostu mieli odwagę zadawać Kościołowi pytania.

I ładnie - ja nawet rozumiem ten rodzaj retoryki - proste podziały - my- oni -swój-wróg- to zawsze działa lepiej i lepiej trafia do nieskomplikowanych umysłów, niż najsubtelniejsze nawet rozważania natury teologicznej czy moralnej.

 Więc sam też daruję sobie rozważania tego typu - i zapytam nieśmiało - co czuja i myślą kapłani, którzy chwilę po tym, jak wygłosili płomienne kazanie o prawdzie, dowiadują się że ich przełożony, złożywszy oświadczenie, dokument mówiący o tym że wartą blisko 500000 zł działkę arcybiskup kupuje na cele sakralne - kupił ją od miasta za cenę stokrotnie niższą - po czym z całym spokojem i pokorą sługi bożego - założył na tej działce hodowlę jeleniowatych?

Co pomyślą i powiedzą różnej maści palikotowcy, lewaki i inne zwydziwiańce, wiadomo - ja zadaję sobie pytanie co na to kapłani i wierni? W jakie słowa ubiorą i czym spróbują przesłonić ten wycinek prawdy?

Sprawa która zainspirowała mnie do napisania tej notki nie dotyczy naszego terenu - mówię o radosnych dokonaniach Arcybiskupa Słowoja Leszka Głodzia. W Gdańsku.

A  całkiem na marginesie dodam że w Kościele Powszechnym już powstaje frakcja buntu przeciwko Papieżowi Franciszkowi. Póki co ich głównym argumentem - najpoważniejszym zarzutem jest to iż nie noszenie gronostajowych pelerynek i ręcznie robionych bucików obniża autorytet Papieża. Nie, nie - nie mylę się - istnieją kapłani i biskupi, którzy rzeczywiście sądzą iż autorytet głowy kościoła daje się zbudować i upchnąć w  gadżety.

piątek, 3 maja 2013

Cholewka grozi radnemu śmiertelnym pobiciem


Pisałem o zamordyzmie kiedy jeszcze nie wiedziałem o tym :




Teraz właściwie nie wiem co powiedzieć? Jeżeli to nie była gangsterska zagrywka Józka Cholewki - kolegi urzędującej Burmistrz, to co nią jest?

Jeżeli Ewa Filipiak kiedykolwiek powinna skorzystać z uchwały RM dającej jej możliwość zatrudnienia kancelarii adwokackiej, która miałaby bronić kogokolwiek przed czymkolwiek, to właśnie teraz - żeby bronić radnego Klinowskiego przez wiceprzewodniczącym Cholewką.

Wielkie oszustwo EWY FILIPIAK

Czyli ścieżki rowerowe na Zatorskiej

Wniosek ws budowy ścieżek  i propozycja postępowania w nim opisana jest realistyczna, wskazuje źródła finansowania oraz wielopoziomowe uzasadnienie budowy ścieżek rowerowych.

Odpowiedź Ewy Filipiak dla wielu z was zabrzmiała zachęcająco - myślimy,  uczestniczymy, chcemy i popieramy. Ślicznie.

Szkopuł w tym że mam przed oczami mapę proponowanego przez firmę  Neuteno  - z którą - przypominam - wg słów Ewy Filipiak, gmina nawiązała ścisłą współpracę, przebiegu trasy  rowerowej przez teren gminy.

Z mapy tej wynika że na terenie Wadowic nie powstanie ani jeden metr nowej drogi czy ścieżki rowerowej. Projektant, we współpracy z Burmistrz Wadowic, przewiduje poziome oznakowanie istniejących dróg publicznych i basta.

Co więcej - człowiek który pisze ten projekt prowadzi trasę rowerową przez główny handlowy deptak miasta - ulicę Zatorską. 

Natomiast odcinek ścieżki rowerowej który proponujemy wybudować jako pierwszy - ze względu na bliskość i atrakcyjność zbiornika wodnego w Świnnej Porębie, biegnie w całości drogą krajową nr 28 - 
biorąc pod uwagę natężenie ruchu w tamtym kierunku, oraz ilość wypadków na tej drodze mogę tylko  powiedzieć, że gmina Wadowice, wspólnie z projektantem, chcą nas chyba wszystkich pozabijać na tych rowerach.

Kogo chcesz oszukać, Droga Ewo? Naprawdę wydaje ci się że tych 600 osób podpisanych pod wnioskiem to półgłówki? Albo że ja sam przestanę patrzyć wam na ręce w tej sprawie, tylko dlatego że ogłosiłaś tydzień łaski pańskiej i zbierasz opinie?

Jeszcze raz powtarzam - plany Samorządu Województwa mają się kompletnie nijak do tego co ma obowiązek zrobić gmina. Więc przestańcie z łaski swojej mydlić ludziom oczy, opowiadać te farmazony o narciarskich trasach biegowych i bierzcie się cholera do roboty. Napisałem wam we wniosku od czego trzeba zacząć - zaczęliście?

Bo jak nam "wybudujecie" trasę rowerową na Zatorskiej, to się Wadowice będą z was śmiały do piątego pokolenia, na litość boską.

środa, 1 maja 2013

Zamordyzm u Cholewki

czyli wart Pac pałaca a pałac Paca.

Józkowa remiza gościła wadowicki nowotwór, ludzi, którzy mówią o sobie że stanowią radę miejską. Cholewka próbował wyrzucić z sali obrad najaktywniejszego pośród radnych - Mateusza Klinowskiego. Oczywiście nie osobiście, tylko wzywając do tego strażników miejskich, oraz strasząc że on tu zaraz zawoła swoich(?!!!) strażaków.
No pan na włościach, kurwa mać. Żałosne.

Żałosne, ale wcale nie najgorsze z przejawów zamordyzmu podczas choczniańskiej sesji.

 Otóż osławiony już kłamca, Mariusz Ruła, który haniebnie łżąc o ściąganiu krzyży, przyczynił się do zablokowania możliwości zgłaszania projektów uchwał przez mieszkańców, znów wczoraj dał głos. I kolejny raz, bełkocząc coś o komunistach, powiedział nam wszystkim - wara! Tym razem w sprawie możliwości zabierania głosu przez mieszkańców podczas sesji plenarnych RM.

Podobny w formie i treści występ zaliczył radny Krzysio Salachna.

Wadowicki nowotwór zeżarł kolejną proobywatelską zmianę w statucie gminy Wadowice, zaproponowaną przez aktywnych radnych. Ludzie, których wybraliśmy jako swoich reprezentantów w sprawach miasta, mają nam do powiedzenia wyłącznie to - wasza rola jest istotna a wasz głos potrzebny, wyłącznie w dniu wyborów. Tą minutę lub dwie, gdy wypełniacie kartę do głosowania. Przez resztę kadencji macie zamknąć gęby i słuchać. 

Przez resztę kadencji mieszkańcy nam przeszkadzają - to jest właściwie expressis verbis przytoczony komunikat wadowickich bezradnych do mieszkańców.

Nie jestem, z różnych względów, szczególnie gorącym zwolennikiem organizowania referendum. Ale jeżeli już, to stanowczo się nie zgadzam żeby dotyczyło ono wyłącznie odwołania burmistrz. Równie ważne i równie potrzebne jest odwołanie tego czegoś, co nominalnie stanowi radę miejską, a co jak rak zżera i niszczy społeczną tkankę Wadowic. Ludzie którzy pełnią publiczne funkcje wyłącznie dzięki głosom mieszkańców, jednocześnie odmawiają im prawa głosu w jakiejkolwiek innej sprawie, najzwyczajniej w świecie nie powinni brać publicznych pieniędzy ani sekundę dłużej niż to konieczne.

O ile Ewa Filipiak kompletnie nie rozumie, nie ufa i boi się demokracji i jest przeszkodą w jej realizacji na terenie gminy, to rada miejska jest demokracji karykaturą, jakąś wielogłową hybrydą na miarę afrykańskiego kacyka. Jak powiedziałem - wart pałac Paca.