poniedziałek, 29 grudnia 2014

O wyborach w liczbach.

Na spokojnie, ku rozwadze.


Sumaryczne wyniki poszczególnych komitetów do Rady Miejskiej oraz Rady Powiatu wyglądały tak:

Komitet Wyborczy PSL 752
KW Prawo i Sprawiedliwość 358
KW Platforma Obywatelska RP 553
KKW SLD Lewica Razem 975
KWW Wolne Wadowice 3 200
KWW Jacka Jończyka "Nowoczesny Samorząd" 3 211
KWW Wspólny Dom - Zgoda Zdrowie Rozwój Praca 5 585








Komitet Wyborczy PSL 12 675
KW Prawo i Sprawiedliwość 14 020
KW Platforma Obywatelska RP 4 765
KKW SLD Lewica Razem 4 637
KWW Wspólny Dom - Zgoda Zdrowie Rozwój Praca 5 081
Komitet Wyborczy Wyborców Mieszkańcy Razem 4 167
KWW Jacka Jończyka "Nowoczesny Samorząd" 7 537



Przepraszam za rozjechany tekst - nijak nie umiem ładniej tego sformatować.  Proszę w szczególności zwrócić uwagę na gminę - mój komitet wygrał z IWW minimalną ilością głosów i to w sytuacji gdy z list IWW startował z bardzo dobrym wynikiem sam lider - Mateusz Klinowski, który jak wiadomo oddał mandat- to tak a propos budowania 'ruchów miejskich" i innego w ten deseń pitolenia - ale mniejsza teraz o to - moją uwagę przykuwa fakt, że połączone głosy tylko IWW i NS dają wynik o przeszło 800 głosów wyższy niż komitetu Filipiak. To równoważność co najmniej dwóch mandatów w Radzie. 

Nie, nie będę się Wam narzucał z wnioskami - widzicie liczby. Mam nadzieję że nikt o nich nie zapomni w przyszłości. 






 

środa, 24 grudnia 2014

Jak czytelnik dziadunia nauczał

czyli ciekawy wątek z blogowych komentarzy.

Uznałem że to dobry pomysł wyciągnąć tą akurat wymianę opinii z przestworzy internetu do których zazwyczaj mało kto dociera - rzecz jest dla zrozumienia mojego, szerzej - całego środowiska którego w jakiś tam sposób jestem częścią - bardzo istotna. Niektórzy nawet zachcieliby zapewne twierdzić że sztandarowa.

Tak więc - już bez dalszego wprowadzania:

Czytelnik podpisujący się "grat": 
-

Drogi Dziaduniu, krótka lekcja ekonomii.
Po pierwsze, dobrobyt nie bierze się z pieniędzy, tylko z pracy. W związku z tym, "inkubatorami" rozwoju nie są żadne publiczne instytucje, tylko bogacący się i płacący podatki obywatele! Skutki uzależnienia od unijnej kasy widać w Portugalii, Hiszpanii itd.

Po drugie, dążenie do wykorzystania unijnych funduszy za wszelką cenę (to znaczy nawet, kiedy gminy zwyczajnie nie stać na pokrycie wkładu własnego) generuje gigantyczne zadłużenie polskich samorządów.
10 lat w UE to kilkusetprocentowy wzrost długu samorządowego, który przekracza już 70 mld złotych. Z rankingu zadłużenia samorządów "Wspólnoty" (dostępny tu:http://www.wspolnota.org.pl/fileadmin/formhandler-download/Nr_19_Ranking_-_Zadluzenie_samorzadow.pdf) wynika, że zadłużenie naszego miasta - na poziomie 6,42 proc. dochodów budżetowych - jest jednym z najniższych w Polsce.

Wygląda na to, że Filipiak, być może marnując "szanse rozwojowe przy wykorzystaniu środków zewnętrznych", zostawiła gminę we względnie dobrej kondycji finansowej, gdyż nie musiała ich uzupełniać kredytowanymi środkami własnymi. Szkoda byłoby to zaprzepaścić i cierpnę na myśl, że Klinowski - za którego trzymam mocno kciuki - może zacząć wyrabiać takie głupoty, jak zatrudnianie kolejnych urzędników, w dodatku w celu "pozyskiwania dofinansowań skądkolwiek się da".

Burmistrz ma, w miarę swoich ograniczonych możliwości, starać się przyciągnąć inwestorów na teren gminy, wiedząc, jak każde dziecko, że każdy dług trzeba spłacić razem z odsetkami.
A nie, o zgrozo, "załatwiać" pieniądze!

PS Przykład w skali makro - jakim sposobem, bez dofinansowania ze strony Unii Europejskiej, Chińczykom udało się wybudować od 1989 roku 104500 km autostrad (w tym 11254 km w 2013 i 8300 km w 2014)?

Dziadunio:

- No i co Ci mam powiedzieć - to co prezentujesz ma zapewne dwa podłoża - po pierwsze - zbyt pobieżnie czytasz moje teksty - co jeszcze jestem w stanie zrozumieć :) - oraz.... pewien twardogłowy, ultrakonserwatywny sposób myślenia o ekonomii oraz istocie funkcjonowania samorządów.

Po kolei więc - pisząc o "inkubatorach rozwoju" z przełomu wieków miałem na myśli powstanie w mieście takich instytucji jak Sąd czy Liceum. Doktor Konrad Meus w swoim "Studium przypadku..." dobitnie wykazał jaką te dwie(chociaż rzecz jasna nie tylko one) instytucje odegrały role miastotwórczą.

Co do "wzglednie dobrej kondycji finansowej gminy" - ależ ja nigdy nie twierdziłem że jest ona zła - powiem więcej - jest wręcz bardzo dobra, jeżeli traktować rzecz porównawczo. Tyle tylko że nie jest to wynik sprawności w zarządzaniu - przeciwnie - to jest wynik zaniechań i marazmu inwestycyjnego ostatnich lat.

O ile mnie pamięć nie myli, nigdy i nigdzie nie twierdziłem także że zewnętrzne pieniądze powinniśmy pozyskiwać na "cokolwiek się da"
- tylko właśnie - "skądkolwiek się da" - co oznacza ni mniej ni więcej tylko realizację wynikających z diagnozy, tych potrzeb infrastrukturalnych oraz ludzkich, które są sensowne z punktu widzenia długotrwałego funkcjonowania. Co w szczególności oznacza że nie jestem zwolennikiem budowania, nie wiem - aquaparku, tylko dlatego że można skubnąć jakieś na to dofinansowanie. Ale już jestem gorącym zwolennikiem wyduszania każdej złotówki z PROWu - tak by gminne wioski wiedziały ze istnieją na mapie gminy.

No i na koniec - ja tutaj nie zajmuję się uleczaniem świata - i cena chińskich autostrad nie spędza mi snu z powiek - piszę o tym co, według mojej najlepszej wiedzy, można z tak a nie inaczej funkcjonującej rzeczywistości, wyciągnąć z pożytkiem dla mojego miasta.

sobota, 20 grudnia 2014

O czym gada historyk Meus

czyli słówko tylko o Strategii Rozwoju gminy Wadowice

Kiedy słucha się historycznych szkiców Konrada Meusa, przedstawiających sylwetki burmistrzów przełomu stuleci i późniejszych, jedna rzecz bardzo mocno zapada w pamięć - otóż ludzie ci co i rusz jeździli. Do Krakowa. Do Wiednia. Dlaczego właśnie tam - cóż, odpowiedź jest oczywista - to w tych miastach właśnie były centra administracyjne - oraz, co ważniejsze - to stamtąd można było przywieźć, prócz decyzji, także  pieniądze na rozwój miasta. Może nie wprost na rozwój - ale na obiekty i instytucje, które tego rozwoju były inkubatorami.

Nic się w tym zakresie nie zmieniło i w dzisiejszych czasach - chcąc żeby miasto naprawdę żyło, potrzeba nam pieniędzy - tyle tylko że już nie cesarskich, tylko europejskich.
  
Diagnoza zawarta w Strategii potwierdza i we wnioskach konsumuje coś, o czym mówimy od lat - i o czym osobiście pisałem zapewne dziesiątki razy - otóż Ewa Filipiak zostawiła po sobie niemal pustynię jeżeli chodzi o stopień wykorzystania szans rozwojowych przy wykorzystaniu środków zewnętrznych. Nawet wliczenie tych pieniędzy które były pozyskane jeszcze z funduszy przedakcesyjnych(moim zdaniem to metodologiczny błąd) nie pozostawia złudzeń - po prostu przespaliśmy te lata.  

W tych dniach usłyszałem prywatną relację o tym, jakoby burmistrz Klinowski zamierzał, wbrew deklaracjom z kampanii wyborczej, stworzyć w UM specjalny wydział, zatrudniający jak rozumiem, specjalistów od pozyskiwania dofinansowań skądkolwiek się da. Mam nadzieję że to prawda - i że tacy ludzie znajdą się jak najszybciej  w wadowickim urzędzie. Co więcej - mam też nadzieję że i osobista aktywność Klinowskiego będzie w dużej mierze skoncentrowana na lobbowaniu, promowaniu i, wiem że nieszczególnie to brzmi, niemniej tak się to właśnie w pewnym stopniu odbywa, "załatwianiu" pieniędzy dla Wadowic.

Już dzisiaj, biorąc za punkt wyjścia diagnozę ze Strategii można monitorować fundusze europejskie, nie tylko unijne, wyszukując te które są zaprojektowane zgodnie z obszarami naszych wadowickich "słabizn". Decyzje polityczne mogą przyjść później - ale dobrze żeby Rada Miejska i sam burmistrz miał świadomość na wsparcie jakich środków może liczyć, popychając sprawy w tym czy innym kierunku.

środa, 17 grudnia 2014

A Urząd Miejski nadal ma w poważaniu.

czyli do licha! 

Było tak - kiedy Marek Brzeźniak, Bożena  Flasz, Anna Makuch no i oczywiście Ewa Filipiak, nie chcieli udzielić jakieś informacji na pytania, zadane w trybie Ustawy o dostępie do informacji publicznej, posiłkowali się kretyńską formułką, multiplikowaną metodą kopiuj-wklej, do podpisywanych przez siebie pism, twierdzącą że taka czy inna informacja jest "informacją przetworzoną" bo.... urzędnik musi dupę ruszyć, żeby ją udostępnić(niemal dokładnie to oznaczały sformułowania zawarte w ich pismach)

Ewentualnie, tak na oko co drugi raz, wytrzymywali mnie, wpisane w ustawę jako nieprzekraczalny termin, dwa tygodnie, i wysyłali odpowiedź w ostatnim możliwym czasie. Podobne doświadczenia mieli także i inni - w tym Heniek Odrozek - który jako radny(!!!) także musiał przechodzić przez ten bezczelny obyczaj. 

Przyszedł mi do głowy Henryk nie przez przypadek - oto jeszcze w poprzedniej kadencji, wielokrotnie(!!!) zwracał się do burmistrz Filipiak o udostępnienie dokumentu zatytułowanego "Strategia rozwoju gminy Wadowice na lata 2014-2020". Rzecz jasna bezskutecznie. Dobrze, rozumiem, były wybory, Ewa się czegoś tam bała - papiery schowała.

Ale dzisiaj? Oto już trzy doby zajmuje urzędnikom, pod wodzą nowego burmistrza, przesłanie mi dokumentu, tej sławetnej "strategii" -  pojedynczego, jak się domyślam, pliku. Bo przecież dostaliście go, kochani moi, służący mieszkańcom, ludzie - także w formie pliku pdf, od firmy której zapłaciliście 22 tysiące złotówek za opracowanie dokumentu, prawda? 

A nawet jeżeli nie - to ilu Was tam w UM Wadowice siedzi - 80? 100? Naprawdę żaden z Was, przez trzy dni robocze,nie znalazł 10 minut na zeskanowanie papierów i wrzucenie mi na adres mail?? 

Ustawa wyznacza NIEPRZEKRACZALNY TERMIN - ale nie ma w niej ani słowa o tym że udostępnienie prostej informacji, przez wypełniony po same brzegi zatrudnionymi w nim urząd, MUSI trwać aż tak długo. No litości - szanujcie ludzi, a jest cień szansy że i oni zaczną szanować Was. 

 

środa, 10 grudnia 2014

Od tego się umiera

czyli cholerni hipokryci.

Rosja anektowała Krym - dlaczego świat milczy?!?
Zielone ludziki na Ukrainie, krew leje się strumieniami - Europa nie sprzeda Putinowi ogórków w odwecie.
Hekatomba w Syrii, setki tysięcy ofiar! - dlaczego świat na to pozwala?!?
Państwo Islamskie podrzyna gardła zakładnikom - czy ktoś coś z tym zrobi?
Kolejne zamachy w Iraku, kolejne ludobójstwo w Afryce, setki i tysiące ofiar każdego dnia , miesiąca i roku - czy Wolny Świat znajdzie na to lekarstwo?

Skądś to znacie? Ja tak.

Wojna to brudna rzecz. I wiecie co? Od tego zazwyczaj się umiera. Ze co, ze banał? Ehe, banał - to dlaczego świat zachowuje się jak goguś w eleganckiej restauracji, który własnie zamówił krwistą wołową polędwicę, wcześniej z ogromną szarmancją pomagając się uwolnić swojej pięknej partnerce z szynszylowego futra w szatni? Więc zamówił, zeżarł - ale gdy mu kelner powiedział że to było bardzo świeże mięsko i ta krowa, to ona została zaszlachtowana dosłownie dwa dni temu - to obiad w toalecie zwrócił, a restaurację do sądu podał, że mu uczucia uraziła? A pani to już w ogóle, proszę sądu - no nie mogła się przez tydzień otrząsnąć - majątek na psychoterapeutę wydała, więc o zwrot kosztów wnosimy także.

Szlag mnie trafia gdy od wielu lat już słyszę - a bo oni ich torturowali - no wodą polewali normalnie - i spać nie dali! Nie, kurwa, mieli ich wsadzić do celi o standardzie Breivika , dostarczyć kablówkę i komputer - oraz codziennie ryzę papieru, żeby mieli na czym skargi na złe traktowanie do administracji ośrodka pisać.

Świat po 1945 roku po wielokroć udowodnił że jak trwoga to do.... Wuja Sama. Nawet specjalną nazwę politolodzy wszystkich krajów na tą okoliczność wymyślili - "USA to żandarm świata"
Jasne - nikt nie lubi takich żandarmów, sam ich nie lubię - ale na miłość boską - wymachującej pałami Prewencji też nie muszę kochać, ale nie protestuję gdy oszalałe i zaćpane kibolstwo, robiące demolkę na mieście i tłukące przechodniów, pokotem na glebę zwali, uprzednio kilka razy pałą, pro memoria, przyłożywszy.

Wiem, wiem - trochę emocjonalny ten wpis - ale jak się tu do ciężkiego licha nie emocjonować, kiedy media, politycy i generalnie - wszyscy wokół twierdzą nagle że CIA swoją wojnę powinna, nie wiem - zdrowaśkami wygrać? Ba, żeby to była wyłącznie amerykańska wojna - nie, to jest wojna świata, który ucztując przy eleganckich stołach, o żadnym brudzie wiedzieć nie chce i nie wie - marszczywszy tylko z obrzydzeniem gładkie czoła, gdy mu ktoś o jakichś, no doprawdy, niestosownych, sprawach podczas kolacji, doniesie.

Wiem, wiem - niektórzy z Was zaraz mi powiedzą - ale Dziadu, Jankesi sami połowę tych wojen albo wywołali albo pośrednio - sprowokowali. Jasne. Ale o tym stary, wyelegantowany świat także wiedzieć nie chciał, nie protestował, ba - swoje błogosławieństwo na forum ONZ dawał, prawda?










poniedziałek, 8 grudnia 2014

Wiedzieć kiedy ze sceny zejść

czyli o przyszłości bloga.

Miasto dokonało wyboru. Pal sześć w tym momencie moje, w ogóle - czyjekolwiek oceny sensowności tego wyboru - wybraliśmy i basta. W perspektywie mamy czteroletnią kadencję Klinowskiego - ewentualnie, co się już niektórym zaczęło roić - kompletnie nierealne oraz bezsensowne, referendum.

Co w takiej sytuacji może zrobić człowiek rozsądny, zaangażowany w lokalne sprawy? Albo inaczej - żeby nie zabrzmiało że komuś coś próbuję narzucać - co w takiej sytuacji zamierzam ja osobiście?

Zanim odpowiem na to pytanie - jedna dygresja - kalwaryjski powrót starego. Projektując swoją publiczną aktywność nikt nie powinien zapominać że u naszych sąsiadów wrócił facet, który na przykład zostawił po sobie nielegalne wysypisko odpadów - i kalwarianie musieli zapłacić o ile pamiętam, grubo ponad 2,5 miliona złotówek za rekultywację - oraz ileś tam kar. Wydawałoby się ze po czymś takim Ormanty ma pozamiatane na zawsze - no i proszę, jest znowu. Burmistrz Ormanty rzecz jasna nic a nic mnie nie obchodzi - obchodzi mnie natomiast i to żywotnie, fakt że taki Kotarba czy sama Ewa Filipiak nie wyjechali na Madagaskar. Nadal tutaj są i wyobrażam sobie że już zaczynają snuć plany powrotu.

Mając więc to na uwadze - z jednej strony taki a nie inny wybór mieszkańców gminy - a z drugiej fakt że upiory z przeszłości wciąż będą aktywne i....głodne - uważam że ustawianie się już dzisiaj w jakieś ostrej opozycji do Mateusza Klinowskiego, jakaś agresywna gra na jego osłabienie - nie leży w interesie ani miasta, ani tych wyborców którzy niekoniecznie popierają Klinowskiego - ani też tych którzy oddali na niego swój głos na zasadzie - "byleby nie znowu Filipiak" a dzisiaj zaczynają przebąkiwać że żałują - nie leży tak naprawdę w niczyim interesie.

Nie oznacza to oczywiście roztaczania parasola ochronnego nad Klinem - dla mnie osobiście oznacza że człowiek musi mieć kilka miesięcy spokoju, czasu by okrzepnąć, wypełnić zadania kierownika UM - czyli zrobić porządek kadrowy, przegląd stałych zobowiązań gminy, generalnie - jej sposób funkcjonowania. Oraz wprowadzić w tym sposobie usprawniające zmiany.

Oznacza też i to że już wiosną przyszłego roku będę próbował rozmawiać z Klinowskim o realizacji, przynajmniej niektórych elementów programu Komitetu Jacka Jończyka tak, by gdy wczesną jesienią będzie konstruowany budżet była jasność co do tego, w jakim kierunku Mateusz będzie prowadził gminę w zakresie inwestycyjnym.

Oznacza w końcu też i to że blog nie będzie funkcjonował, a przynajmniej nie w dotychczasowej formie - bieżącego komentarza do publicznych spraw i sprawek.

Być może opowiem Wam czym tak naprawdę jest i jak się je.... filozofię - potoczne o niej wyobrażenia mają się tak do rzeczywistości jak twierdzenia że....nowy burmistrz ma w sercu Jezusa ;) :D - obawiam się tylko że z niszowego w gruncie rzeczy stanę się.... jednoosobowy :D

Ano - zobaczymy - pewnie coś wymyślę, bo przywykłem i polubiłem to miejsce w sieci - i Wasz w tym udział.

A tak - przedwczoraj sprawdziłem statystyki - odwiedzacie mnie w taki sposób, więc trochę po prostu czuję się zobowiązany żeby nie milknąć tak zupełnie :)
 

Do zobaczenia a właściwie "przeczytania" więc, wkrótce :)

czwartek, 4 grudnia 2014

Umarł król niech żyje.... bóg?

czyli - no powariowali ludzie :)

Jak głęboką traumą było ćwierćwiecze panoszenia się w mieście takich Kotarbów oraz panowania Ewy, najlepiej pokazują bałwochwalcze niemal hołdy, oddawane Klinowskiemu, w setnych komentarzach na portalach, forach i innych internetach.

Potrzeba zmiany była tak potężna że ludzie zrobiliby burmistrzem nawet konia, byleby tylko nie pozwolić nim być ponownie Filipiak - i ja to doskonale rozumiem. To co mnie do łez rozśmiesza, a jeżeli potrwa to jeszcze z miesiąc - zacznie poważnie niepokoić, to fakt, że słuchając niektórych komentarzy mam wrażenie że gdyby Mateusz publicznie, wybaczcie porównanie - bąka puścił, to i tak by powiedziano że fiołkami zapachniało.

Mam nadzieję że w miarę szybko miasto otrzeźwieje i takim właśnie - trzeźwym okiem zacznie postrzegać rzeczywistość. Tak będzie zdrowiej - i dla miasta i  - wbrew pozorom, dla samego burmistrza Klinowskiego.

Inaczej trzeba mu będzie zatrudnić Gładysza, żeby za jego rowerem biegał i hominem te memento, do ucha krzyczał :D ;D :D

środa, 3 grudnia 2014

Wnioski nieoczywiste

czyli posłowie do wyborów.

Zapytałem dzisiaj kolegę - "powiedz mi, kto jest, wg ciebie, największym przegranym tych wyborów? No... Staszek. Ewa, odpowiedział.
No dobrze - a kto jest drugim największym przegranym tych wyborów?  - tym razem odpowiedziała mi przedłużająca się cisza w słuchawce.

Więc i jemu i Wam teraz - odpowiadam - drugim największym przegranym wadowickich wyborów jest..... Kościół.

Nie, nie - to nawet nie chodzi o to że KK stracił familiarny niemal układ z władzami samorządowymi, przez lata zapewniający obustronne korzyści. Strata lokalnego Kościoła jest o wiele poważniejsza - o wiele dotkliwsza - otóż księża utracili moralny autorytet, utracili rząd dusz w parafiach.

Nachalne, agresywne zachowania części proboszczów, zaangażowanych w złą sprawę, zaowocowały buntem wśród wiernych. W znacznej mierze zaowocowały głosowaniem właśnie na przekór propagandzie głoszonej z, przysłowiowej już od dawna, "ambony" (przy okazji - z ogromnym sentymentem wspominam czasy kiedy to, by wygłosić kazanie, księża gramolili się po krętych schodkach na ambonę w kościele NMP)

Kolega z którym rozmawiałem myśli szybko - więc nie dość że natychmiast zgodził się z moją tezą - co uzupełnił ją o własne przemyślenia - "oczywiście że nie już teraz, na Boże Narodzenie, ale pewnie wczesnym latem nastąpi wymiana części proboszczów w dekanacie. Kasperek - ten to na pewno pójdzie gdzieś na emeryturę, A ten tam - ksiądz Bąk - pamiętasz, przygotowywał nas do Komunii, no - on pewnie też gdzieś wyleci"

W każdym razie jestem całkowicie pewien jednego - w krakowskiej Kurii Metropolitalnej już od kilku dni analizowane jest to co się wydarzyło. Oni już tam wiedzą że ponieśli porażkę - i będą szukali sposobu żeby odbudować swój autorytet - głównie wśród młodych i średniego pokolenia, wierzących. A ja się ciesze - może zamiast takiego Kasperka, przytrafi się miastu prawdziwie mądry, z charyzmą, kapłan. Kto wie, może przyślą nam tu księdza z dominikańskim zacięciem, znanym studiującym w Krakowie?

W każdym razie to właśnie wydaje się oczywiste i sądzę że wiedzą już o tym także w Kurii - czas zblatowanych z politykami miernot w wadowickim Kościele już się skończył. Albo to albo skończy się czas choćby względnego autorytetu wadowickiego Kościoła. Tertium non datur.


P.S Nie chcę się tutaj narazić innemu mojemu koledze - Konradowi Meusowi, wchodząc na Jego podwórko - niemniej - jestem pewien tego co mówię - otóż jeżeli nasi sąsiedzi ,Czesi, są dzisiaj bodaj czy nie najmocniej zateizowanym narodem w Europie, to właśnie dlatego, że znienawidzili trzymający z władzą Habsburgów, wbrew interesom i aspiracjom narodowym, Kościół.

niedziela, 30 listopada 2014

Jak kandydowałem na gubernatora

Mark Twain

Czyli wszystkim tym którzy wciąż mają wątpliwości, skąd się wziął wynik tury pierwszej. Oraz co zdecyduje o rezultacie drugiej.


Przed kilkoma miesiącami wysunięto moją kandydaturę na gubernatora stanu Nowy Jork z listy niezależnych. Moimi kontrkandydatami byli pp. John I. Smith oraz Blank J. Blank. Wiedziałem, że posiadam niewątpliwą przewagę nad tymi panami w postaci dobrej reputacji. Wystarczyło spojrzeć na gazety, aby dowiedzieć się, że jeśli panowie ci cieszyli się kiedyś dobrą opinią, to czasy te minęły już bezpowrotnie. Nie ulegało wątpliwości, że mieli oni w ostatnich latach do czynienia z najbardziej podejrzanymi i brudnymi sprawkami. Kiedy jednak cieszyłem się w cichości ducha z mojej przewagi moralnej, to z radością tą mieszało się uczucie zażenowania, że moje nazwisko wymieniane będzie jednym tchem z nazwiskami tego typu indywiduów. Długo zwlekałem z przyjęciem kandydatury, aż wreszcie postanowiłem napisać w tej sprawie do mojej babki. Odpowiedź jej była zarówno szybka, jak i dobitna:

Nie popełniłeś w swym życiu niczego takiego, co mogłoby przynieść Ci ujmę. Spójrz tylko na gazety, a zrozumiesz, jakimi osobnikami są panowie Smith i Blank. Zastanów się dobrze, czy chcesz poniżyć się do tego stopnia, aby rywalizować z ludźmi tego pokroju.

Tak samo i ja myślałem! W nocy nie mogłem zmrużyć oka. Mimo wszystko jednak nie widziałem sposobu wycofania swej kandydatury. Byłem już zaangażowany i musiałem stanąć do walki. Przeglądając przy śniadaniu dzienniki natrafiłem na taką oto wzmiankę, która wytrąciła mnie całkiem z równowagi:

KRZYWOPRZYSIĘSTWO!
Może by pan Mark Twain wytłumaczył nam dzisiaj, gdy staje jako kandydat na gubernatora przed swym narodem, jak to się stało, że w roku 1863 w miejscowości Wakawak, w Kochinchinie, 44 świadków udowodniło mu krzywoprzysięstwo, które popełnił, aby wydrzeć szmat pola bananowego z rąk nieszczęśliwej wdowy malajskiej i jej bezbronnej rodziny, dla której pole to było jedynym środkiem utrzymania. Nie wątpimy, że p. Twain w interesie zarówno swoim, jak i ludu, o którego głos zabiega, zechce sprawę tę wyjaśnić jak najrychlej. Czy jednak to uczyni?

Myślałem, że pęknę ze zdumienia, Cóż za okrutne, straszliwe oskarżenie. Nie widziałem nigdy na oczy Kochinchiny! Nie słyszałem o żadnym Wakawaku! Nie potrafiłbym odróżnić pola bananowego od kangura! Nie wiedziałem, co począć. Byłem oszołomiony i bezradny. Dzień minął, a ja nic nie zrobiłem w tej sprawie. Nazajutrz ta sama gazeta zamieściła króciutką notatkę:

CHARAKTERYSTYCZNE!
Godzi się zauważyć, iż p. Twain zachowuje znamienne milczenie w sprawie krzywoprzysięstwa w Kochinchinie.

(Nb. przez cały czas walki wyborczej dziennik ten nie nazywał mnie inaczej, jak „Twain, ohydny krzywoprzysięzca”.)
Następnie wpadła do mych rąk „Gazette”, w której przeczytałem, co następuje:

PROSIMY O ODPOWIEDŹ!
Może by nowy kandydat na stanowisko gubernatora zechciał wyjaśnić nam pewną sprawę. Idzie o jego współlokatorów w Montanie, którym od czasu do czasu ginęły różne drobne, choć wartościowe drobiazgi. Dziwnym trafem znajdowano je zawsze u p. Twaina. Współlokatorzy byli zmuszeni udzielić mu dla jego własnego dobra przyjacielskiego napomnienia, po czym dali mu niezłą nauczkę i poradzili, aby pozostawił na stałe próżnię w miejscu, w którym zwykł był przebywać w obozie. Czekamy na wyjaśnienia p. Twaina w tej sprawie.

Czy można było zdobyć się na większą złośliwość? Nigdy w życiu nie byłem w Montanie.
(„Gazette” nie nazywała mnie odtąd inaczej, jak „Twain, złodziej z Montany”.)
Brałem teraz do rąk dzienniki tak ostrożnie, jak człowiek, który podnosi kołdrę, spodziewając się znaleźć w łóżku żmiję. W parę dni później znalazłem znów taki oto artykulik:

KŁAMSTWO PRZYGWOŻDŻONE!
Złożone pod przysięgą zeznania pp. Michała O’Flanagana, esq. Z Five Points, oraz Snub Rafferty i Catty Mulligana z Water Street jednogłośnie dowodzą, iż fałszywe oświadczenie p. Marka Twaina na temat dziadka naszego kandydata pozbawione jest wszelkiego pokrycia w rzeczywistości . P. Twain ośmielił się mianowicie stwierdzić, iż zmarły dziadek powszechnie szanowanego p. Blanka J. Blanka powieszony został za rabunek uliczny, co jest ohydnym i ordynarnym łgarstwem. Jest rzeczą odrażającą, iż dla doraźnych celów politycznych nie daje się spokoju ludziom nawet w grobach, obrzucając błotem ich czcigodne nazwiska. Kiedy pomyślimy o tym, jak wielce boleć muszą podobne zniewagi rodzinę i przyjaciół nieodżałowanego nieboszczyka, nie możemy oprzeć się chęci zaapelowania do szanownych wyborców, aby udzielili nauczki zdziczałemu oszczercy. Ale nie! Pozostawmy go raczej na pastwę wyrzutów sumienia (chociaż jeśliby szlachetniejsi spośród czytelników zadali kłamcy obrażenia cielesne, nie ulega wątpliwości, że nie znalazłby się sąd, który potępiłby ich za ten wzniosły uczynek).

Misterne ostatnie zdanie tego artykułu wywarło taki skutek, że „najszlachetniejsi spośród czytelników”, opanowani szlachetnym oburzeniem, wyrzucili mnie w nocy z mojego własnego mieszkania, łamiąc meble oraz unosząc ze sobą wszystko, co byli w stanie unieść. A jednak gotów jestem przysiąc na wszystkie świętości, że nigdy nie obraziłem pamięci dziadka p. Blanka. Więcej jeszcze, nie słyszałem o nim aż do chwili ukazania się wspomnianego artykułu.
(Nawiasem mówiąc, dziennik ten nazywał mnie odtąd „Twain, profanator zwłok”).
Następna wzmianka, która przykuła moją uwagę, brzmiała następująco:

ŁADNY KANDYDAT!
Mark Twain, który miał wczoraj wygłosić mowę na wiecu niezależnych, nie przybył wcale na wiec. Lekarz jego doniósł telegraficznie, że p. Twain ma nogę złamaną w dwóch miejscach. Pacjent cierpi okropnie – itd., itd. i całe mnóstwo podobnych bredni. Niezależni wzięli to za dobrą monetę, teraz zaś udają, że nie wiedzą nic o prawdziwej przyczynie nieobecności tego indywiduum, które w swym zaślepieniu wybrali na kandydata. A przecież widziano wczoraj wieczorem, jak jakiś pijany osobnik zmierzał do mieszkania p. Twaina w stanie zupełnego zamroczenia. Jest obowiązkiem niezależnych dostarczyć nam dowodów, iż osobnik ten nie był p. Markiem Twainem. Nareszcie mamy ich w ręku! W tej sprawie nie ma miejsca na żadne kruczki i wybiegi! Lud zadaje im z całą mocą pytanie: „Kim był ten pijak?”

Było to fantastyczne, całkiem fantastyczne, że właśnie moje nazwisko zamieszane było w podobną sprawę. Przeszło trzy lata minęły już od chwili, kiedy miałem w ustach ostatnią kroplę alkoholu.
(Już od następnego numeru dziennik ów nazywał mnie stale: „Pan Delirium Tremens Twain”.)
W tym samym czasie zaczęły do mnie napływać w wielkiej ilości listy anonimowe. Treść ich była zawsze niemal jednakowa:

Jak to było z tą kobietą, którą pan pobił, kiedy prosiła o jałmużnę? Pol Pry.

Albo:

Popełnił pan szereg łajdactw, o czym nie wie nikt prócz mnie. Radziłbym więc panu przesłać mi odwrotnie kilka dolarów, gdyż inaczej zrobię z tego użytek w gazetach. Handy Andy.

To chyba wystarczy. Mógłbym cytować więcej, gdybym chciał zmęczyć czytelnika.
Wkrótce potem centralny organ republikański zarzucił mi przekupstwo na wielką skalę, zaś centralny organ demokratyczny przytoczył „fakty”, świadczące, iż usiłowałem zyskać bezkarność w pewnych sprawkach za pomocą szantażu.
Z tej racji otrzymałem dwa przydomki: „Twain brudny łapownik” i „Twain, podły szantażysta”.
Odtąd domagano się ode mnie odpowiedzi ze wszystkich stron i z taką natarczywością, że nie tylko redaktorzy, ale również i przywódcy mego stronnictwa orzekli, iż dalsze milczenie z mej strony stanie się moją zgubą polityczną. Na domiar złego nazajutrz ukazał się w jednym z dzienników następujący artykuł:

PRZYJRZYJCIE MU SIĘ DOBRZE!
Kandydat niezależnych wciąż jeszcze milczy. Robi to dlatego, że nie ma dość odwagi, aby zabrać głos. Wszystkie oskarżenia przeciwko niemu są w pełni umotywowane, zaś swym milczeniem potwierdza on jeszcze stokrotnie ich słuszność. Niezależni, przyjrzyjcie się swojemu kandydatowi! Spójrzcie na ohydnego krzywoprzysięzcę, złodzieja z Montany, profanatora zwłok! Podziwiajcie tego deliryka, brudnego łapownika, podłego szantażystę!
Zastanówcie się i powiedzcie, czy możecie złożyć wasze głosy na człowieka obciążonego tak wstrętnymi zbrodniami, który nie posiada nawet dość odwagi, aby pisnąć słówko w swojej obronie!

Nie, dłużej nie mogłem milczeć. Zanim jednak przygotowałem „odpowiedź” na tę potworną ilość zarzutów, jeden z dzienników zarzucił mi, że spaliłem dom wariatów li tylko dlatego, że przysłaniał mi widok z mojego okna. To wprawiło mnie w jakiś niesamowity lęk. Zaraz potem przeczytałem zarzut, iż otrułem mego wujaszka, pragnąc zawładnąć jego majątkiem – zarzut połączony z żądaniem ekshumacji zwłok. Omal że nie zwariowałem! Następnie oskarżono mnie, że będąc dyrektorem w przytułku używałem do najcięższych robót zniedołężniałych i bezzębnych staruszków. Zacząłem poważnie się wahać, czy nie wycofać się z tej całej awantury. Na koniec jednak, jako ukoronowanie wszelkich oszczerstw, rzucanych na mnie przez przeciwników politycznych, nastąpiło zwołanie całej chmary dzieciaków różnej wielkości i maści i nakazanie im, by wołały w czasie mego przemówienia na wiecu: „Tatuś, tatuś!”
Dałem za wygraną. Uległem . Nie dorosłem widać do wysokiego stanowiska gubernatora stanu Nowy Jork. Wycofałem moją kandydaturę, przy czym tak podpisałem się na mym liście:

Z szacunkiem
Mark Twain
niegdyś porządny człowiek, dziś ohydny krzywoprzysięzca, złodziej z Montany, profanator zwłok, deliryk, brudny łapownik, podły szantażysta itp.

czwartek, 27 listopada 2014

Zagłosuję przeciwko

czyli I can't get no satisfaction

Cztery niemal lata opozycyjnego wysiłku owoc wydały kwaśny, zielony i zupełnie niedojrzały. Marzenie o nowej jakości samorządu wadowickiego rozwiały się jak dym, wraz z druzgocącym zwycięstwem ludzi Filipiak do Rady Miejskiej.

Przypominam - Jacek Jończyk wprowadził do niej trzy osoby(a jak się miało niemal natychmiast po wyborach okazać - dwie i pół, bo ten trzeci to może i cała osoba ,ale bez honoru - pół człowiek), a Klinowski..... samego siebie.

Dzisiaj przetacza się przez miasto gorączkowa fala wysiłków - mierzą się jedni z drugimi - a to rozmodlony neofita bajki w internecie naiwne niemiłosiernie opowiada - a to "człowiek flaga" próbuje udowodnić, że on jeszcze nie takie sztuczki, jak w telewizorze pokazywał, potrafi wywinąć - żakinada trwa w najlepsze.

Poważni ludzie przyglądają się tym harcom, w głowę się drapią i myślą - to naprawdę jeszcze nasze miasto? Przecież to jakieś szaleństwo jest.

Ano - jest.

Dlatego już bez dalszego tej smuty opisywania - wyłącznie po to żeby rozwiać wątpliwości także wśród moich znajomych - deklaruję - wezmę udział w niedzielnym głosowaniu. I z głębokim poczuciem niedosytu, zagłosuję przeciwko Ewie Filipiak.

A na przyszłość? Na przyszłość zrobię wszystko żeby moje miasto mogło i miało szansę dokonywać pozytywnych wyborów.


sobota, 22 listopada 2014

Muszę? A wała muszę.

czyli o fałszywej argumentacji

Wszyscy to znacie, od lat. Niewielu z Was się to podoba - przeciwnie - myślę że macie tego serdecznie dość i wielu z Was to po prostu odrzuca. Idiotyczny slogan, z uporem maniaka powtarzany przez politycznych graczy z obydwóch stron tego samego stołu, który, gdy się nad nim odrobinę zastanowić, po prostu obraża naszą inteligencję.

Musicie głosować na PO bo jak nie, to przyjdzie Kaczor i będzie masakra!

Jarosław Polskę zbaw, bo to wina Tuska - głosujcie na PiS!

Bazujący na emocjach i ludzkich obawach, kompletnie abstrahujący od politycznej oferty dla wyborców pseudoargument, tym razem zawitał także do naszych Wadowic.

Oto słyszę i czytam że muszę poprzeć Klinowskiego, bo jak nie, to będzie Ewa.

Naprawdę? Muszę? A nie jest czasami tak że to Klinowski coś musi? To nie Mateusz powinien mieć ofertę dla mnie i mnie podobnych? To nie kandydat powinien chcieć, oraz mieć czym  - przekonać nas do siebie?

Więc mówię tym wszystkim którzy uważają że ja, że ktokolwiek coś "musi" - obudźcie się na litość boską! Tak długo, jak długo będziecie wierzyli, że to wyborcy mają jakieś zobowiązania wobec polityków, a nie odwrotnie - że dostatecznym powodem by wybierać jednych, jest niedopuszczenie by wybrano innych - tak długo ci właśnie politycy będą, popijając znacznie droższy niż Wy alkohol, w gabinetach znacznie obszerniejszych niż wasze własne biura - więc oni wszyscy będą śmiali się z Was do rozpuku, produkując tak urocze określenia jak lemingi czy inne, podobne.

Kogokolwiek zdecydujecie wybrać burmistrzem na kolejną kadencję, nie dajcie sobie wmówić że istnieją jakieś meta-powody, jakieś "musisz". Nie istnieją.

P.S - jutro zapewne analogiczne hasło usłyszą wierni w kościołach - musicie wybrać Ewę, bo jak nie - będzie Klin. I będzie to dokładnie takie samo pustosłowie.


piątek, 21 listopada 2014

Czy Paweł Koper wybierze starostę

czyli powiatowy House of Cards

Podczas gdy większość z Was wciąż żywo dyskutuje wyniki pierwszej tury oraz przewidywania co do wyników drugiej - w Powiecie już od kilku dni trwają negocjacje, mające wyłonić koalicję zdolną wybrać Zarząd Powiatu oraz - no po prostu, rządzić w nim przez kolejne lata.

W najogólniejszym zarysie wygląda to tak - żeby nie wiem jakiemu mnożeniu, dzieleniu i pączkowaniu poddawano układ sił w nowo wybranej Radzie - wynik nijak zmienić się nie chce - wciąż jest 13:13(przypominam że RP składa się z 27 radnych) - tak więc jest remis oraz.....orbita. Pojedynczy mandat komitetu Mieszkańcy Razem, mandat członka IWW, Pawła Kopra, okazuje się być prawdziwym języczkiem u wagi - i dzisiaj wszyscy kochają Kopra :)

Nie, nie - ten tekst nie ma być prześmiewczy - wręcz przeciwnie - nieoczekiwany przez nikogo wynik PSL wytworzył w Powiecie sytuację, która, prócz oczywistych trudności koalicyjnych, w trudnym położeniu stawia właśnie IWW i samego Kopra - Paweł musi dokonać wyboru - wejść do koalicji z ludźmi PSL oraz Jackiem Jończykiem czy poprzeć Wspólny Dom i..... Wspólny Dom - czyli PiS z Bartoszem Kalińskim i Bożeną Flasz.

Wspominałem w fejsbukowym wpisie że starostę wybiera Rada Powiatu w głosowaniu tajnym - co tak naprawdę dodaje smaczku całej sytuacji - bo teoretycznie nie będziemy wiedzieli w jaki sposób użył zaraz na początku kadencji swojego mandatu członek IWW.

Jak wiele powie nam wszystkim postawa Kopra tłumaczyć chyba nikomu nie muszę - więc być może już dzisiaj warto żeby Paweł, wraz z szefem swojego stowarzyszenia - Klinowskim, po prostu publicznie odpowiedzieli jakie mają zamiary w stosunku do Powiatu?

Koalicja z ludźmi Ewy Filipiak oraz PiS?
Koalicja z Jackiem Jończykiem oraz radnymi PSL?


środa, 19 listopada 2014

Niektórych pytań zadawać nie wolno

A tym bardziej oczekiwać na nie odpowiedzi.


Łapiecie mnie za serce, rozlicznymi pytaniami, przesyłanymi na przeróżne sposoby, a także zadawanymi wprost - o to dlaczego blog milczy - albo, częściej  - kiedy coś napiszę. Dziękuję, to miły dowód na to że nie zmarnowałem tych lat - a Wy polubiliście to miejsce.

Do rzeczy więc - milczę i zapewne jeszcze pomilczę z banalnie prostego powodu - zdaję sobie sprawę z tego że oczekujecie ode mnie dwóch rzeczy - żebym powiedział dlaczego Jackowi się nie udało - oraz - co dalej.

Głęboka analiza przyczyn porażki wyborczej jest publicznie niemożliwa - z prostego powodu -musi dotykać, pokazywać także i błędy czy generalnie - słabości, moich kolegów, sztabowców. A tego rzecz jasna nie zrobię nigdy. Moje własne mogę wybebeszać, oczywiście - ale to nie dałoby nawet ułamka pełnego obrazu.

Uproszczona wygląda zaś tak, jak ją już zaprezentowałem w fejsbukowym wpisie - może tylko przypomnę:

Wszyscy pytają co się stało. Cóż - nie wytrzymaliśmy zmasowanego atakuMarcin Płaszczyca& Mateusz Radny. Jak to w wyborach - emocje wzięły górę nad merytoryką. Co będzie dalej? Nie wiem. Albo inaczej - wiem ale nie chcę o tym mówić. Ja w każdym razie muszę odpocząć. A tak - jeszcze na marginesie - dumny jestem ze współpracy z Jacek Jończyk. Facet ma klasę. Podczas gdy wczoraj w nocy niektórzy sztabowcy przebąkiwali różne różności, Jacek wstał i powiedział - nie możemy się obrażać na demokrację, trudno - ludzie tak wybrali. Dzięki Jacek że jesteś jaki jesteś.

Co dalej zaś? Co z drugą turą?  No - i to jest właśnie pytanie, którego proszę mi nie zadawać. Z mojego punktu widzenia po prostu nie sposób w pełni w zgodzie z samym sobą, w pełni uczciwie na nie odpowiedzieć. W każdym razie jeszcze nie w tym momencie. Solennie obiecuję obszerny opis wszystkiego co się wydarzyło zaraz po zakończeniu drugiej tury wyborów.

A tak - mimo przymuszeń i ponagleń ze strony głównie młodszych członków naszego sztabu - nie zdecydowałem się na żadną znaczącą kampanię wyborczą. Były ulotki, trochę plakatów oraz....dwa banery. Ale i tak 137 osób uznało że warto oddać na mnie swój głos. Jako ciekawostkę - wyrokiem losu identyczny osiągnęła moja równolatka(ale będzie zła że to powiedziałem :D ) - Gośka Malczyk-Madyda.

Za wszystkie te głosy jestem Wam cholernie wdzięczny. Dziękuję.


sobota, 15 listopada 2014

Wyborcza cisza

czyli to nie krzykiem zdobywa się świat.

Politykom. Tym już aktywnym i tym aspirującym. Odwiecznym i całkiem nowym. Działaczom i uzdrawiaczom.

Oraz gawędziarzom, dziennikarzom, obserwatorom i komentatorom dedykuję:

Ten kto mówi głośno - ma więcej widzów. Ten kto mówi cicho - ma więcej słuchaczy.    





środa, 12 listopada 2014

Kampanijne hieny

czyli będąc młodym rzecznikiem.

Praca rzecznika naszego Komitetu w tych wyborach, byłaby dla mnie z jednej strony fajnym wyzwaniem - a z drugiej po prostu frajdą - gdybym mógł ograniczać się do zajmowania wyłącznie naszymi komitetowymi sprawami. No, niestety - nikt nie mówił że ma być łatwo - a dolą rzecznika jest co najmniej w równym stopniu -  monitorowanie produkcji medialnej, tak samych mediów jak i konkurencji.

Co też starając się skrupulatnie czynić od kilku miesięcy - w którymś momencie postanowiłem sobie iż pod koniec kampanii nadam, dla najzasłużeńszego, tytuł Kampanijnej Hieny Roku.

Muszę przyznać że, mimo iż jury jest jednoosobowe a ocena wyłącznie moja, autorska - długo nie miałem jasności, kto po laur sięgnie - po prostu kandydaci oraz różne komunikatory, szły łeb w łeb niemal do samego końca.

Krótka historia tego wyścigu więc

Wraz z inauguracją naszej kampanii zdecydowanie na prowadzenie wysunął się, ze swoim obrzydliwym, robionym spod stołu zdjęciem, oraz jeszcze niższego lotu publikacją, portal Pressmix. Tutaj jednak muszę powiedzieć że wraz z rozwojem wydarzeń Pressmixy normalniały, przez co zdecydowanie w wyścigu o 'Hienę" zaczęły oddawać pole. Komu?

Ano oczywiście - Płaszczycy. Z początku przyczajony, z każdym dniem skracał dystans do prowadzących - by w pewnym momencie być hieną niemalże pewną, jednoosobową. Po frontalnym ataku na Dać Szansę oraz samego Jacka Jończyka, jury mojego konkursu(czyli ja sam, tak, tak) - niemalże ze znudzeniem zaczęło spoglądać na resztę stawki - załatwił ich - myślałem - wygra Hienę a oni wciąż nawet drugiego okrążenia nie zaczną.      

Zbyt wcześnie chciałem oddać nagrodę Marcinowi Płaszczycy - bo mniej więcej wtedy na scenę weszli, niemal jednocześnie - Filipiak i Kotarba. No i pojechali - Ewa listem a kocicho kurierkiem. Jedna insynuowała "nie wiadomo czy w partii nie był" - drugi łgał - "Lewica Razem" ma dwóch kandydatów.  Hieny jak się patrzy - a Płaszczyca w zadyszce. Jeszcze coś próbował o odprawach - ale gdy mu wyliczyłem, że sam samorządowej kasy wziął w pierony więcej niż starosta odprawy - dostał kolki na dobre i widać pogodził się z porażką. Kto wie - może nawet pomyślał  -"w końcu szefowa, niech ma tą hienę skoro tak jej zależy"? :)

Ponownie - kiedy już zacząłem, jako jury, z nudów przysypiać, pogodzony że nie jedną a dwie statuetki będę musiał ufundować i ex-aequo, Filipiak z Kotarbą przyznać - pojawił się ON. Doctus doktor, specjalista od polityki narkotykowej i burz w szklankach wody - Mateusz Klinowski. Diabli wiedzą na jakim leciał dopingu - niemniej, wlokąc się przez całe miesiące niemiłosiernie, na ostatniej prostej z lekkością wyścigowego charta po prostu pokazał plecy wszystkim - Płaszczyca nawet nie jęknął, Ewa ze Staszkiem wyglądają jakby w jakąś maź wpadli - a Klinowski jednym susem na prowadzenie wyszedł i Hienę zagarnął.

Tak tak - mój konkurs kończy się własnie dzisiaj - i ogłaszam co następuje - za porównanie swojego konkurenta do psychopatycznego gwałciciela oraz wielokrotnego mordercy - Muammara Kadafiego -Kampanijną hienę Roku wygrał - Mateusz Klinowski.  

Przykro mi - zajęcie drugiego miejsca przez Filipiak wraz z Kotarbą, oraz trzeciego - przez Marcina Płaszczycę, mogę tylko odnotować - tytuł przewidziałem tylko jeden.

Klinowskiemu składam gratulacje - pokonać w takim stylu tak znakomitych w sianiu nienawiści  konkurentów łatwo z pewnością nie było. Tym bardziej -  Hiena trafia, dokładnie tak jak to sobie kilka miesięcy temu założyłem - do najzasłużeńszego.

poniedziałek, 10 listopada 2014

Dlaczego właśnie Jończyk

czyli JJ z mojej perspektywy.


Bardziej od przedziwnych sojuszy Klinowskiego z Płaszczycą, śmieszy mnie w tej kampanii chyba tylko, podnoszone przez niektórych desperatów, twierdzenie o tym że Jacek Jończyk jest niesamodzielny, że koordynatorzy nim sterują i takie tam. Śmieszy z dwóch powodów - po pierwsze jako pewna skarlała figura logiczna - bo zazwyczaj ci sami ludzie, właściwie na jednym oddechu wyrzucają z siebie twierdzenia o tym, że jak pułkownik, to na pewno despota i nie demokrata. Doprawdy, trudno byłoby wymyślić coś głupszego.

Podoba mi się taki sposób rozumowania naszych konkurentów - ogranicza to ilość roboty, którą pewnie jako rzecznik musiałbym wykonać, tłumacząc coś i prostując - a tak,  desperaci sami sobie zaprzeczają, w sposób nie dość że dla każdego oczywisty, to po prostu ich ośmieszający - i mam spokój :)

Żeby powiedzieć Wam jaki jest drugi powód tego że często po prostu parskam śmiechem, słysząc bądź czytając tego typu "zarzuty" muszę wprowadzić Was w tajniki kuchni naszego sztabu.
Otóż polityk w kampanii wyborczej może a nawet powinien wywoływać emocje - ale w zadnym przypadku nie może się nimi kierować, bo zacznie popełniać błędy i w konsekwencji po prostu przegra.  Rozumie to w stopniu doskonałym Jacek Jończyk, który w trudnych momentach kampanii podejmował spokojne decyzje, czasem wbrew rozemocjonowanym członkom sztabu. Obraz który mam z tych kilku miesięcy współpracy z Jończykiem jest właśnie taki - jest konsekwentny chociaż elastyczny - słucha ludzi ale decyzje podejmuje samodzielnie - i bierze za nie odpowiedzialność.
Takiemu obrazowi konkurenci próbują przeciwstawić fakt, że nie sam odpisał na jakieś pytanie na fb - no litości!  :D :D :D

Przekleję tutaj ostatni fragment mojej rozmowy z dwoma osobami właśnie na fb - myślę sobie że dobrze dopełni całość i, po raz kolejny w pełni uzasadni mój osobisty wybór polityczny - zapraszam:

Krzysztof - miałem na myśli to że zarządzanie zespołem ludzkim to tylko niewielki fragment wszystkich zadań szefa zarządu Powiatu. Jeżeli chcesz holistycznie właśnie - ocenić pracę JJ - nie możesz nie brać pod uwagę całej reszty. Powiem Wam tak - rozumiem Wasze uwagi - mam wrażenie że, przynajmniej w przypadku Krzyśka są bądź mogą być - uzasadnione (sorry Piotrek, ale Twoja przygoda w Wydziale Komunikacji nie potwierdziła się gdy ja sam, osobiście rejestrowałem samochód - także bez telefonu - musiałem poczekać ale rzecz załatwiłem - może pani w okienku miała gorszy dzień gdy byłeś tam Ty) - tak więc - rozumiem uwagi i przyjmuje do wiadomości że JJ nie jest ideałem. Z kolei nie rozumiem w jaki sposób miałoby się to przekładać na prosty w gruncie rzeczy wybór polityczny w mieście - macie trzy osoby - odwieczną, skompromitowaną do granic możliwości Ewę, nieopierzonego Mateusza, bez wyborczych szans, za to z kosmicznymi pomysłami(zatrudnianie młodych przez gminę remedium na bezrobocie!!!!)- oraz być może niedoskonałego, ale bez dwóch zdań skutecznego(budowa szpitala, miliony dla Powiatu z UE) oraz proobywatelskiego(jako jeden z pierwszych w kraju opublikował rejestr umów, tworząc Strategię Powiatu po prostu zaprosił do jej pisania mieszkańców, w tym Klinowskiego, mimo iż ten rzucał się mu do gardła) Jończyka. To naprawdę nie jest skomplikowane, Panowie - albo głosami nas wszystkich coś wreszcie w tym mieście drgnie - albo zakonserwujemy system na kolejną dekadę. Taka jest istota wyboru którego macie, mamy dokonać już za kilka dni.

czwartek, 6 listopada 2014

Wstyd mi za lokalny PiS

czyli kłamać nie wolno.

Trzymam w ręku ulotkę kandydatki PiS do Rady Powiatu.
Pierwsza strona bla, bla, bla -mało interesująca - za to druga wygląda tak:

Pomijam już jadem ociekający, uwłaczający styl tego czegoś -to oni biorą za to odpowiedzialność a ja po prostu wiem, jak ludzie uwielbiają agresywnych politykierów - ale jednocześnie z całą odpowiedzialnością oświadczam, że lokalny komitet Prawa i Sprawiedliwości łże w tej ulotce. Tak po prostu - ci ludzie kłamią, z dodatku czyniąc to z pełną świadomością - i z pełną świadomością wprowadzając w błąd opinię publiczną.

Otóż nie istnieje, nie trwa żaden proces prywatyzacji szpitala, który ci ludzie chcą zatrzymywać.
Równie zasadnie mogliby twierdzić że powstrzymają proces islamizacji Wadowic. Bądź powstrzymają budowę kosmodromu w Zawadce.

Kłamstwo choćby i powtórzone po tysiąckroć, nie stanie się prawdą, szanowni kandydaci Prawa i Sprawiedliwości. To już po prostu nie te czasy.

A tak po prostu, po ludzku - kłamać publicznie to po prostu wstyd. Będziecie mieli z tym problem, wiem że tak.







sobota, 1 listopada 2014

Dajcie nam szansę!





Powiem tak - podkopywanie wiarygodności i dobrego imienia Stowarzyszenia, poprzez szmatławe publikacje, może mieć bezpośrednie przełożenie na zmniejszenie ilości darowizn w ramach 1% podatku dochodowego, bądź wycofanie się jakiegoś ważnego sponsora. A to z kolei spowoduje że jakaś część rodziców i dzieciaków odejdzie z kwitkiem, bo zabraknie pieniędzy na ich leczenie czy rehabilitację.

Ktoś o tym pomyślał?

Rozumiem doskonale głębokie oburzenie i ból odczuwany przez ludzi związanych z Dać Szansę. To nie są politycy, na litość boską. To kilkaset dzielnych, stawiających na co dzień czoło trudnościom, o jakich przeciętny człowiek nie ma pojęcia, ludzi -  którzy przez polityczne piekło wadowickiego grajdoła zostali obrzuceni błotem.

piątek, 31 października 2014

Konsultacje według Filipiak

czyli to już jest masakra.

Zaplanowała sobie Ewa sprytnie że program będzie miała - jak sobie go zamówi, pod pozorem Strategii Rozwoju Gminy, za publiczny szmal. Zapowiedziała ten 'przełom" nawet w liście.

Plan był dobry i nawet mógł zadziałać - ale - no właśnie - patrzyliśmy jej na ręce nie mniej uważnie niż dotychczas. Henryk Odrozek zaczął zadawać pytania, ja opublikowałem ten tekst  - no i się sprawa rypła. A skoro się rypła - trzeba było jakoś z niej wybrnąć. Raz-dwa podpisano do umowy z wykonawcą aneks - przesuwając pierwotny termin w którym Strategia/program miał być gotowy - z 15 października na .... 14 listopada. Dlaczego tak? Ano dlatego że prezentację Strategii dla radnych zaplanowano sesję po wyborach. Konia z rzędem temu kto zdoła wydusić go od Filipiak wcześniej, żeby porównać z ewentualnym jej "programem".

Ale tą część juz wlaściwie znacie - więc do rzeczy - otóż zgodnie z wymogami sztuki, tego typu dokument powinien być poddany konsultacjom społecznym i to na kilku etapach.

Więc co robi Droga Ewa? Ano - konsultuje, a jakże.

Oto lista "społecznych konsultantów" Ewy Filipiak:

Jak widzicie to kpina w żywe oczy, a nie żadne tam konsultacje. Patologia w wadowickim UM trwa w najlepsze - a Ewa Filipiak w niczym sobie nie przeszkadza, nawet w obliczu wyborów.

środa, 29 października 2014

Im więcej Gładysza w samorządzie

tym mniej w nim Kotarby

Pooglądajcie sobie moją ulotkę wyborczą, a za moment opowiem co i dlaczego :)




Widzicie, w lokalnej polityce jest wiele spraw złych, brudnych i po prostu małych. Tam gdzie władza stała się celem samym dla siebie, nie może zresztą być inaczej. Liderzy takiej wsobnej, małostkowej, obsesjonackiej metody sprawowania władzy, zatruwają umysły kolejnych pokoleń młodocianych pomagierów, już dzisiaj wpychając ich na listy wyborcze, czy też po prostu zatrudniając w samorządowych instytucjach. Następców sobie hodują. To źle, fatalnie wróży na przyszłość całemu naszemu regionowi.

Najgłębszym sensem mojej osobistej decyzji o kandydowaniu w tych wyborach, jest próba zmierzenia się z demonicznymi "masters of puppets". Tak, tak - rzecz jasna o ile zostanę wybrany, będę zajmował się w Radzie konkretnymi sprawami  - znam się na finansach, sporcie, bliska jest mi współpraca z organizacjami pozarządowymi - ale nie to jest celem.

Prawdziwym celem mojego kandydowania jest wyeliminowanie bądź marginalizacja wpływów politycznych takich Kotarbów.

Ludzie którzy zdecydują się oddać na mnie swój głos, nie powinni pytać którą dziurę w drodze planuję załatać. Moja kandydatura oznacza coś więcej, znacznie więcej - głos oddany na mnie jest głosem oddanym na sanację, uzdrowienie, umoralnienie oraz unormowanie celów, stylu oraz metod politycznych w całym regionie wadowickim.



wtorek, 28 października 2014

Ewa Filipiak a sprawa prywatyzacji

Do oddania udziałów w choczniańskim Eko firmie Empol, Ewa Filipiak parła jak buldożer.

A tymczasem rzecz cała dzisiaj działa tak:



L.p

Nazwa( firma) i adres wykonawcy


Punkty w kryterium „cena”

Łączna liczba punktów

1.



Zakład Gospodarki Komunalnej Sp. z o.o.
Ul. Batorego 24
34-120 Andrychów



100


100


2.

KOMWAD Spółka z o.o.
Ul. Nadbrzeżna 58
34-100 Wadowice


73,93                


73,93

3.

Przedsiębiorstwo Usług Komunalnych „EMPOL” Sp. z o.o.
Os. Rzeka 133
34-451 Tylmanowa

Wykonawca wykluczony (art. 24 ust.2 pkt 4)
Oferta odrzucona (art.89 ust.1 pkt 5 w związku z art.24 ust.2 pkt 4) 


4.

Zakład Usług Komunalnych Sp. z o.o.
Ul. Bema 12A
32-600 Oświęcim


88,02


88,02





Zamawiający informuje, że w prowadzonym postępowaniu w trybie art. 24 ust.2 pkt 4 wykluczono Wykonawcę Przedsiębiorstwo Usług Komunalnych „EMPOL” Sp. z o.o., os. Rzeka 133, 34-451 Tylmanowa .
Na podstawie art.89 ust.1 pkt 5, w związku z art.24 ust.4 ustawy oferta ww. Wykonawcy została odrzucona.


O co chodzi? Ano między innymi o to że prezes(no, dzisiaj już wice) Lesław Makuch, nie potrafił uzasadnić dlaczego oferta Empolu jest uwaga -w niektórych elementach przeszło  dwudziestokrotnie niższa niż wszystkich pozostałych konkurentów. 

Cóż, oby tak dalej - to będzie kolejny oszałamiający sukces ekipy Ewy Filipiak. 
Swoją drogą - szanowna pani burmistrz - a kiedyż to gmina Wadowice rozpisze swój przetarg na odbiór odpadów? I.... czy tym razem Eko-Empol zdoła skompletować dokumentację? A może chociaż prezes Maurer łaskawie osobiście dokumenty podpisze? 

niedziela, 26 października 2014

Ewa Filipiak nie przegrała swojej władzy

ona ją na własne życzenie oddała.

Wiem, wiem - tytuł podnosi Wam ciśnienie - zaraz podaję jakiś diuretyk, spokojnie :)

Jednym z ostatnich mitów które chcę obalić przed wyborami - a właściwie opisać jego obalenie przez samą Ewę, jest ten o jej rzekomej dużej sprawności politycznej. Czy też należałoby raczej powiedzieć - politycznym sprycie.

Ludzie którzy w przeszłości na różnych polach przegrywali z Ewą Filipiak, mają tendencję do jej demonizowania - wielokrotnie słyszałem ostrzeżenia - uważaj, uważajcie - jeszcze nie wiecie do czego ona jest zdolna. To były przychylne mnie(nam) głosy - ale jednakowoż głosy ludzi przestraszonych, przekonanych o tym że politycznie Ewa jest nie do ruszenia, że jest "kuta na cztery kopyta" - i po prostu tak sprytna, że niemal nie sposób z nią wygrać.

Słuchałem i słucham tych ostrzegających głosów przez ostatnie cztery lata - jednocześnie szukając śladów tego sprytu w jej sposobie postępowania.

Wespół z, jak się wyraził ostatnio Zbyszek Jurczak, Kotabą który nic już nie uprawia, w mojej ocenie, swoim sposobem postępowania w ostatniej kadencji, ponieśli druzgocącą porażkę. Dopuścili do tego żeby kilkuosobowa grupa ludzi stanowczo wobec nich opozycyjnych zdominowała praktycznie cały przekaz, cała opowieść o mieście w ostatnich latach. Tak bardzo skupili się na walczeniu z nami - tak mocno okopywali się na swoich pozycjach, ze kompletnie zatracili miarę, tak naprawdę zwielokrotniając siłę rażenia tego wszystkiego o czym mówiła i czego się domagała nasza grupa.

Gdyby Ewa rzeczywiście miała politycznego nosa, zamiast wyleniałego kocura - cóż stało na przeszkodzie żeby, w czasie gdy opozycja krzyczała najgłośniej o jej arogancji i lekceważeniu potrzeb mieszkańców - utworzyć na przykład jakieś ciało konsultacyjne, jakąś Radę Starszych przy Burmistrzu - i zaprosić do niej Klinowskiego, Jurczaka, Siłkowskie czy też Gładysza? Tak właśnie postąpiłbym ja - opozycja wrzeszczy? Dobrze - więc ich krzyku wysłucham osobiście - zamiast żeby miały to robić media, czy też mieszkańcy.

Bylibyśmy pod ścianą - gdyby Ewa rzeczywiście zrobiła taki krok - oraz w ramach tej Rady Starszych, zrealizowała jeden czy dwa postulaty opozycji - ani nie odbyłoby się referendum, ani dzisiaj Ewa nie żegnałaby się ze stanowiskiem. Oczywiście - moglibyśmy odmówić udziału w tworze Ewy - ale jaką wówczas wiarygodność miałyby twierdzenia o tym, że Ewa nie słucha, nie współpracuje, jest arogancka i autokratyczna?

Polityczny idiota wymiałczał jej jednak do ucha że "z nimi trzeba walczyć" - no i walczyła - dokumentując raz za razem, że wszystkie twierdzenia o niej opozycji, są jak najbardziej prawdziwe.

Nie inaczej jest i teraz - przed samymi wyborami. Ewa Filipiak napisała list. A w nim, zamiast przedstawić się jako silna, o niezachwianej pozycji, polityk - mająca poparcie mieszkańców - opowiada że popiera ją.... profesor Zoll. Oraz turyści.

Zamiast, jeżeli już w ogóle - merytorycznych odniesień do programu swojego konkurenta - wściekły i obleśny personalny atak - okraszony insynuacjami. Zamiast rzeczywistej przywódczyni  - wypłakująca żale dziewczynka.

Oceniam że list ostatni list Ewy Filipiak definitywnie przekreślił jej szansę na szóstą kadencję. Zauważcie - znowu - w sporcie to się nazywa "błąd nie wymuszony" - ona po prostu zrobiła to sobie sama.

Reasumując -nie wiem na czym urosły mity o politycznym sprycie Ewy Filipiak. A już kompletnie nie wiem skąd się wzięły podobne mniemania o Kotarbie. Tak podpowiadacz jak i, kretynizmom sugerowanym przez "nic już nie uprawiającego, dająca ucho, Ewa Filipiak, przez całą ostatnią kadencję udowadniali, że w polityce poruszają się z gracją przysłowiowego słonia w składzie porcelany.

Wyobrażam sobie że troglodyta z maczugą miałby więcej wyczucia w tych sprawach, niż Kotarba dający się zapamiętać wszystkim wadowiczanom, gdy z nienawiścią na gębie wrzeszczał - "wszystkich was znamy, policja będzie was tropić"  - co pozostanie na zawsze symbolem tej władzy.

Podobnych wpadek zaliczyła mnóstwo także i sama Ewa - wyłącznie dlatego że uwierzyła iż metodą utrzymania się przy władzy jest w jej przypadku walka z opozycją. No i walczyła, nie przebierając w środkach. Tak bardzo walczyła że w efekcie zaniedbała wszystko inne - co zaowocowało 2033 miejscem pośród samorządów.  A dzisiaj pakuje manatki.

Nie ma żadnej roztropnej, mądrej czy też sprytnej politycznie Ewy Filipiak -  jest obrażona na rzeczywistość dziewczynka, ze zidiociałym od zawsze doradcą - który pakuje ją z jednego kłopotu w kolejny.





wtorek, 21 października 2014

Wadowicka racja stanu

czyli w co gra Klinowski

Imię i nazwisko Jacka Jończyka oraz jego oficerski stopień, odmieniane jest przez wszystkie przypadki, nie tylko przez mieszkańców gminy.

Jończyk stał się oto ulubionym celem ataków dwóch ośrodków - związanego z Ewą Filipiak, Marcina Płaszczycy oraz.... Mateusza Klinowskiego. Klinowski-Płaszczyca, Płaszczyca-Klinowski - taki duet próbuje wszelkimi dostępnymi metodami zaszkodzić kandydatowi,

O ile zrozumiałe i oczywiste jest że Marcin Płaszczyca - sam będąc politykiem nade wszystko - no, może tylko ojcem i mężem jest bardziej - ale zaraz po tym w szeregu jest polityka i długo długo nic - robi to co można - a czasami mam wrażenie że nawet więcej, żeby konserwować, ochraniać układ w którym tkwi po same uszy-to postawa Klinowskiego może dziwić i zaskakiwać.

Podczas gdy dla każdego obserwatora oczywiste jest że wadowicką racją stanu jest wysłanie Drogiej Ewy wraz z Kotarbą precz z magistratu - i że to ona i jej sprawki powinny być lejtmotywem całej negatywnej części kampanii wyborczej wszystkich pozostałych kandydatów -   Klinowski od miesięcy nawet się o Filipiak nie zająknął. Zamiast tego - z maniakalnym upodobaniem obraża i samego Jacka Jończyka i członków jego sztabu. Najnowszym tego przykładem jest sprawa "debaty" przedwyborczej - podczas gdy i sam Jacek Jończyk i my wszyscy, robiliśmy absolutnie wszystko co było możliwe, żeby wywrzeć presję na Ewie Filipiak i nakłonić ją do uczestnictwa w tym wydarzeniu - Klinowski ograniczał się do kolejnych bluzgów w naszym kierunku.

Zapytany kilkukrotnie przeze mnie, by odpowiedział - czemu ma służyć debata przedwyborcza kandydatów" wpierw  strasznie się najeżył a potem wydusił że "demokracji" czyli "ludziom".

Już pomijam taki drobny szczegół jak to, że historia niewiele, albo zgoła żadnego przypadku nie zna, żeby samo brylowanie w mediach polityków rzeczywiście służyło ludziom - no, chyba że Klinowskiemu chodzi o walory rozrywkowe - pal sześć.  Ja po prostu nie rozumiem i nie akceptuję faktu że Klinowski jak o życie zabiegał o uczestnictwo w debacie Jacka Jończyka - a nie zrobił kompletnie NIC, żeby nakłonić, a skoro to okazałoby się niemożliwe - napiętnować fakt, że osoba odpowiedzialna za ponad 20 lat wadowickiej polityki - czyli tak naprawdę punkt wyjścia do wszelkich diagnoz i programów, w debatowaniu brać udziału nie chce i nie zamierza.

Z tego - oraz z dziesiątków innych przykładów wnoszę  - o ile wadowicką racją stanu jest skuteczne odsunięcie od władzy odwiecznej burmistrz i jej dworu - to racją Klinowskiego jest małostkowe szkodzenie swojemu konkurentowi. 


środa, 15 października 2014

Wiarygodność Ewy Filipiak


czyli w poszukiwaniu "przełomowego programu"


Ponownie - bezpośrednio do Ciebie, Droga Ewo - Twoimi własnymi słowami. Napisałaś w liście:

Ja swój PROGRAM DLA GMINY WADOWICE przedstawię w październiku i już zapowiadam, że będzie to program przełomowy, zmieniający dotychczasową filozofię i sposób patrzenia na rozwój gminy.

Pytam więc - gdzie jest program, obiecany mieszkańcom przez kandydatkę Filipiak?? Gdzie możemy go przeczytać, ba - chociażby o nim usłyszeć? Kiedy i z kim o nim dyskutować?

Napisałaś także i takie słowa - rozsyłając do wszystkich mieszkańców gminy:

Dlatego już dziś wzywam moich oponentów, rywali do merytorycznej debaty programowej na temat rozwoju naszej gminy, ponieważ w mojej ocenie są w błędzie lub słabo zorientowani w rzeczywistych problemach gminy, a ich wizje dotyczące przyszłości co najmniej populistyczne i bałamutne.

Od miesiąca swój Program prezentuje Jacek Jończyk. Od dwóch tygodni swoje wizje upublicznił Mateusz Klinowski. Także Zbigniew Jurczak przedstawił swoją koncepcję funkcjonowania gminy.

Ewa Filipiak pozostaje jedyną kandydatką, która nie uroniła nawet słowa w temacie, do którego publicznie namawiała pozostałych kandydatów. Czy przecząc własnym słowom, w tysięcznych kopiach rozesłanych do ludzi, chcesz powiedzieć, że Ewa Filipiak żadnej oferty dla mieszkańców gminy Wadowice nie posiada? Za wartość samą w sobie uznając trwanie przy władzy, wraz z Kotarbą et cohortes. Naprawdę Ci nie wstyd?

No i na koniec - ponownie cytat z Twojego listu:

Kandydaci posiadający konkretny program nie muszą uciekać się do sloganów i pozorów. Nie muszą obwieszać się po całej gminie szpecąc krajobraz i zasypywać nas tonami propagandowej makulatury. Wystarczy, że przedstawią nam swój program wyborczy.

Nic dodać nic ująć - zapewne pisząc te słowa, miałaś na myśli Staszkowego Kuriera - który w tonach rozwlekacie jak gmina długa i szeroka.

Tak więc najzupełniej poważnie - kandydatko Ewo Filipiak - weź odpowiedzialność za własne słowa. Zaprzestań urządzania sobie kpin z mieszkańców gminy Wadowice - zaprzestań produkowania Kotarbowej makulatury - tylko zaprezentuj tak szumnie zapowiadany program!

Niech on nawet nie będzie przełomowy, rozumiem że ciężko jest występować przeciwko samej sobie - niech będzie jakikolwiek.

Droga Ewo - pokaż swój program i zacznij o nim debatować - publicznie przyrzekłaś to nam wszystkim.





wtorek, 14 października 2014

Czas Na Zmiany



Czyli Deklaracja programowa samorządowca Prawa i Sprawiedliwości


Poniżej pełny tekst dokumentu, który podpisać musi każdy samorządowiec kandydujący z PiS.
A ja mam już tylko jedno pytanie - czy Ewa Filipiak także się pod tym podpisze? :)


My, kandydaci Prawa i Sprawiedliwości do samorządów wojewódzkich, powiatowych i gminnych, kandydaci na wójtów, burmistrzów, prezydentów miast, reprezentujący wiele środowisk i organizacji, połączeni wspólnymi wartościami oraz troską o dobro Polski, pragniemy wziąć odpowiedzialność za harmonijny rozwój naszych „małych Ojczyzn”.

Łączy nas przekonanie, że samorządy są miejscem realizacji demokracji lokalnej, powinny służyć ludziom, pracować na rzecz lokalnych społeczności, stwarzać dogodne warunki do godnego życia, dbać o bezpieczeństwo mieszkańców, wspierać ich aktywność gospodarczą, budować społeczeństwo obywatelskie.

Samorządy realizują zadania odnoszące się do najbardziej podstawowych potrzeb obywateli. Dlatego tak ważne jest, abyśmy wybierali ludzi uczciwych, kompetentnych, którzy będą działali na rzecz dobra lokalnych wspólnot, a przez to na rzecz całej wspólnoty narodowej.

Polska jest jedna, Polska jest wszędzie – podejmiemy wszelkie działania na rzecz zrównoważonego rozwoju naszej Ojczyzny, tak by miejsce urodzenia, zamieszkania, pochodzenie nie pozbawiało nikogo warunków do godnego życia. Istniejące różnice rozwojowe będziemy niwelować między innymi poprzez skuteczne wykorzystanie funduszy unijnych.

Wszyscy mają prawo do ochrony zdrowia – zatrzymamy proces prywatyzacji szpitali i inne działania zmierzające do prywatyzacji poszczególnych działań i procedur związanych z leczeniem pacjentów.

Władze samorządowe powinny działać na rzecz współobywateli, a nie w interesie lokalnych sitw. Każdy powinien mieć takie same warunki do prowadzenia działalności gospodarczej. Korupcja i ustawiane przetargi powinny być bezwzględnie zwalczane.

Obywatele mają równe prawa. Zatrzymamy, nasilający się od kilku lat, szczególnie w mniejszych miastach i gminach wiejskich, proces „zwijania się państwa”. Nie pozwolimy na likwidację ważnych dla lokalnych społeczności instytucji: szpitali, szkół, bibliotek, posterunków policji, placówek pocztowych.

Stanowczo sprzeciwiamy się polityce koalicji PO – PSL, która koszty nieudolnego rządzenia przerzuca na samorząd, dodając mu liczne dodatkowe obowiązki, bez przekazania wystarczających środków na ich finansowanie. Powoduje to nadmierne zadłużanie się samorządów, którego konsekwencją jest ograniczenie ich możliwości inwestycyjnych oraz zamykania instytucji ważnych dla funkcjonowania lokalnych społeczności.

Dążąc do poprawy jakości demokracji na szczeblu samorządowym oraz wychodząc naprzeciw coraz powszechniejszym postulatom Polaków opowiadamy się za ograniczeniem czasu nieprzerwanego sprawowania tej samej funkcji wójta, burmistrza, prezydenta do dwóch kadencji.
Opowiadamy się za wzmocnieniem pozycji organów uchwałodawczych i kontrolnych gmin. Jesteśmy zwolennikami zwiększenia znaczenia mechanizmów demokracji bezpośredniej. Chcemy wzmocnienia lokalnych mediów i uniezależnienia ich od władz samorządowych. Tylko takie media mogą w imieniu i w interesie mieszkańców sprawować funkcję kontroli społecznej nad poczynaniami władz samorządowych.
W lutym 2014 r. na Kongresie Prawa i Sprawiedliwości został przedstawiony program pt. „Zdrowie. Praca. Rodzina”. Przygotowaliśmy wielki program naprawy polskich spraw. Jego głównym celem jest poprawa jakości życia obywateli, umocnienie zarówno lokalnych wspólnot i jak i wspólnoty narodowej.



Władzom samorządowym przypadnie bardzo ważna rola w realizacji tego programu, dlatego przedstawiamy jego istotne elementy jako aneks do niniejszej deklaracji.












poniedziałek, 6 października 2014

Biblia mówi - "Boga nie ma"

czyli o prawdzie w mediach.

Chyba trochę zaskoczyłem obecnych na sali członków komitetu podczas wyborczego spotkania Jacka Jończyka na Karmelu. Miałem sztampowo - przedstawić się jako kandydat, wiecie - zadeklarować którą dziurę w powiatowej drodze załatam gdy już mnie wybierzecie - ale jakoś nie wyszło :)

Zamiast tego - opowiedziałem zebranym historyjkę - dzisiaj, cokolwiek rozwiniętą - przekażę ją Wam.

Wyobraźcie sobie ze jutro dostajecie do ręki gazetę. Dostają ją niemal wszyscy. A na tytułowej stronie - wielki nagłówek - "Sensacja - w Biblii jest napisane że nie ma Boga! Czy to już koniec chrześcijaństwa?!?" 

Czy jest coś, cokolwiek co może zrobić przeciętny człowiek, w dodatku wierzący - w takiej sytuacji? Ano - pewnie tak - pewnie po prostu pójdzie do swojego proboszcza i zapyta  - proszę księdza - czy to, co oni tu napisali, to prawda?

I tutaj jest własnie clou - literalnie patrząc - proboszcz odpowie - tak, to prawda. Rzeczywiście - słowa 'Boga nie ma" pochodzą z Biblii - z Księgi Psalmów, precyzyjnie mówiąc. Tyle tylko że poprzedzone są słowami -  "Głupiec rzekł w sercu swoim - Boga nie ma"

Już widać do czego zmierzam? W okresie wyborczym zalewani jesteśmy różnego pochodzenia informacyjną breją. Szczególnie wprost politycznie zaangażowane media zaczynają operować szczególnym rodzajem prawdy - prawdą pozbawioną dalszego ciągu, bądź poprzednika. Prawdą połowiczną. Dzieje się tak nie bez przyczyny - mało kto ma dość odwagi żeby w obowiązującym specjalnym sądowym trybie,  nałgać wprost - więc kamuflują kłamstwa - nadając im pozór prawdy - deformując ją i wypaczając w taki sposób, żeby na pytanie - "czy to jest prawda" - z formalnego punktu widzenia trzeba było odpowiedzieć, jak proboszcz na pytanie wiernego - "tak, to prawda".

Wiecie co by się stało gdyby Kościół chciał zaskarżyć wydawcę który zamieściłby taki tytuł w gazecie? Ano za kilka miesięcy pojawiłby się tytuł - "Dziennikarz napisał prawdę". Brzmi znajomo?

Kiedy równo niemal rok temu uczestniczyłem w debacie Telewizji Wolne Wadowice - "Wadowice - sukces czy porażka" - powiedziałem trochę przekornie że wadowiczanie osiągają mimo wszystko sukces - chociażby wyjątkowo aktywnie  tworząc jednoosobowe firmy. Dzisiaj ta informacja wraca u Kotarby - ale już przedstawiona jako sukces..... gminy. Coś z czym władza nie ma absolutnie niczego współnego- no, może oprócz podatków które płacą jej przedsiębiorcy - widnieje jako tej władzy sukces.


Identycznie - Ewa zbudowała obwodnicę? Tak - ale budowa trwała 10 lat. Ewa zbudowała oczyszczalnie? Tak - ale pięć lat temu. Ewa pozyskała jakieś znaczące pieniądze z Unii? Tak, ale jeszcze z funduszy przedakcesyjnych.

Półprawdy które kompletnie wypaczają rzeczywistość, sączone przez Kotarbę i spółkę, niczego nie zmieniają - gmina nadal ma 2033 miejsce pośród polskich samorządów w obecnej kadencji.

To nieprawda że Biblia głosi że Boga nie ma - ona twierdzi że 'Głupiec rzekł w sercu swoim - Boga nie ma".

Dobrze żebyśmy byli świadomi że są ludzie którzy po prostu próbują nas tak oszukać, żeby w dodatku w razie czego mogli wszystkiego się wyprzeć - i napisać - "Dziennikarz napisał prawdę"

czwartek, 2 października 2014

Powiatowy PiS poniżej dna

czyli wstyd i hańba

Radni Prawa i Sprawiedliwości pokazali prawdziwą twarz. Polityczny szał który rozpoczęli jakiś czas temu, zgłaszając głównego machera Platformy Obywatelskiej, Stanisława Kotarbę do nagrody Zasłużony dla Powiatu Wadowickiego, osiągnął dzisiaj swoje apogeum, gdy zbojkotowali wręczenie statuetki, pośmiertnie przyznanej Zbigniewowi Mieszczakowi, ich własnemu byłemu koledze, wręczonej żonie byłego przewodniczącego Rady Powiatu.
Tylko andrychowscy radni PiS ocalili twarz uczestnicząc w uroczystości. Reszta, coż - reszta jest milczeniem.

Chcę Wam coś powiedzieć, panie i panowie, nadal sterowani , mimo szumnych zapowiedzi, przez niemal posła PO, budzicie moje politowanie. Budzicie politowanie każdego rozeznanego człowieka w tym powiecie. Całkiem możliwe że przejmiecie władzę po najbliższych wyborach - ale jeszcze bardziej pewne jest to , że za nic do niej nie dorośliście.

Koci kurier

czyli lada gówno.

Już jest. Wyrób wypocony przez kolesia któremu wszystko się w szwach rozeszło. Treści w większości skradzione z propagandowej bulwarówki, forma, coż, zobaczycie w najbliższą niedzielę.

Staszek, szkoda czasu. Dobrze wiesz , kotarbizm w Wadowicach się skończył, rządy Ewy także. Głównie zresztą dzięki tobie - ta kobieta musiałby nie wiem, publicznie w sadzawkę wpaść, żeby ludzie śmiali się z niej bardziej, niż dzięki twojemu pajacowaniu.

Z rozbawieniem czekam na tych biedaków, którzy zgodzą się rozwlekać toto pod kościołami w niedzielę. Co prawda nie wysokich lotów to rozrywka, ale cóż zrobić, jaki błazen, taka błazenada.

A ludzi mających szacunek dla siebie i własnego czasu zapraszam do porównania jakości tego, co ma do zaproponowania Kotarba i Ewa Filipiak w tej kampanii wyborczej, z tym co oferują inni.

sobota, 27 września 2014

Dwadzieścia lat wadowickiej opozycji

czyli rzecz o prawdziwej naturze politycznego zaangażowania.

Z konferencji-spotkania z dziennikarzami , na którą zaprosił w ostatnich dniach Zbigniew Jurczak, musiałem po pół godzinie niestety wyjść - ale znam już przebieg całości dzięki materiałowi video, udostępnionemu przez Telewizję Wolne Wadowice, Leona Jamrożka.


Rzecz poprowadzona w znanym wadowiczanom, gawędziarskim stylu, prywatnie bardzo mi się podobała - pokazywała Zbyszka Jurczaka takim, jakim on chyba rzeczywiście jest - bardziej elitarysta niż ludowy trybun, bardziej hobbysta niż polityk, bardziej wreszcie artysta niż technokrata. Jako człowiek - chapeau bas. Polubiłem Zbyszka, mimo że poznałem go dopiero lat temu kilka - a i okazji do jakiegoś zacieśnienia znajomości było niewiele.

Chętnie wybrałbym się na kolejną taką konferencję-pogadankę  - na dowolny temat i w dowolnej roli eksplorującą bogate Zbyszka doświadczenie życiowe - dowolnej, prócz jednej - otóż nie chciałbym żeby to była konferencja kandydata na burmistrza Wadowic.

Nerwowym w tym miejscu mówię - spokojnie - w żadnym razie nie próbuję Jurczaka obrazić - a w czym rzecz - już tłumaczę.

Oto w pomieszczeniu Towarzystwa Miłośników Ziemi Wadowickiej, prócz samego kandydata było kilka osób - patrzyłem tak na tych ludzi, słuchałem tego co mówili - i naszła mnie prosta refleksja - kurczę - na sali jest trzon - rzecz jasna ten wciąż żyjący i politycznie aktywny - niemniej - trzon lokalnej opozycji antyfilipiakowej - Jurczak, Wyroba, Jamrożek, Petek. W różny sposób, różnymi drogami i metodami- ale ci faceci - przynajmniej o ile mi wiadomo, od dwudziestu lat próbowali przegonić bumarowców z magistratu.

Już widać do czego zmierzam? Dwadzieścia lat. Jedno pokolenie narodziło się i wydoroślało - a ci sami ludzie z jednej strony rządzą miastem - a ci z drugiej - ponownie zrywają się do walki z władzą.
Zryw  już niemrawy, już z przyzwyczajenia raczej, niż z przekonania - raczej by nie zawieść lewicowego elektoratu, niż z jakiegokolwiek innego powodu - a i bez cienia wiary w sukces.

Całą tę starą gwardię łączy coś mocno - otóż ci ludzie nie mając już nadziei na zwycięstwo - nie chcą także po raz kolejny czuć smaku porażki.

I dlatego cztery, trzy lata temu zainwestowali w rokującego wówczas, młodego i dynamicznego nuworysza lokalnych spraw. Na moment serca znowu zaczęły bić szybciej, na sekundę znów w oczach błysnęła nadzieja. Dla starych wilków zapewne niełatwą była decyzja o oddaniu przewodnictwa młodemu basiorowi - ale - zrobili to, wierząc że poprowadzi ich do wymarzonego zwycięstwa.

Co się wydarzyło po drodze - przemilczę - w każdym razie dzisiaj stare wilki znowu mają przygaszony wzrok, nietęgie miny a i z fotela wstają jakby z pewnym wysiłkiem.
Zawiedzeni są.
Młody basior ani polować nie potrafił, ani watahy nie powiększył - a w ostatku jeszcze wyprowadził wszystkich na bezwodny obszar, z którego z największym tylko wysiłkiem stare wilki powróciły.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Odezwał się do mnie w tych dniach zagorzały zwolennik młodego basiora. Z przyzwoitości się odezwał - żeby powiedzieć, że co prawda nie zgadza się ze mną - ale tym bardziej nie zgadza się z pewnymi ohydztwami, którymi niektórzy lokalni gracze zaczęli we mnie - w nas- rzucać.

Pogadaliśmy chwilę - chyba zrozumiał to, o czym dzisiaj chcę Wam powiedzieć - to bystry człowiek jest.

Jest kilka osób które, komentując mój wybór i moją drogę - mówią wciąż coś o zdradzie i lojalności. Nie, nie - nie chcę tutaj dyskutować z tymi tezami - przekonanych i tak nie przekonam. Chcę natomiast powiedzieć coś takiego - czy sprawy o które się biję od przeszło trzech lat, są ważne, czy może bez znaczenia? To ja - ale czy sprawy o które próbował wojować młody basior - czy one mają sens? Jeszcze inaczej - czy dzisiejsze, 2033 miejsce wśród polskich samorządów - to problem, czy też spokojnie możemy sobie pozwolić na kontynuowanie upadku, także w kolejnych kadencjach?


O co więc chodzi w polityce? O personalia czy o sprawy? O to żeby sobie pohuczeć czy żeby realnie wpłynąć na bieg wydarzeń?  I co oznacza ten realny wpływ w naszych warunkach? Dwóch, może trzech radnych i dziesięć procent poparcia dla kandydata na burmistrza? Oraz śmiejący się w kułak Kotarba - z Ewą na szóstą kadencję?


Dość już mam tych metafor i zbyt długi być może ten wstęp - bo właściwie chcę Wam powiedzieć tylko jedno zdanie - prawdziwą miarą politycznego zaangażowania, zwłaszcza w naszych wadowickich warunkach - jest skuteczność. Wszystkie inicjatywy, happeningi, protesty i śmieci są niczym, ot, epizodem, potykaczem na drodze - przestającym mieć jakiekolwiek znaczenie, jakikolwiek wpływ na cokolwiek, zaraz następnego dnia niemal. W każdym razie nie mają wpływu ani znaczenia, dla tej władzy.

Tak naprawdę liczy się wynik w dniu wyborów.

Tak definiowany był cel opozycji od samego początku tej kadencji, w to uwierzyły przez moment stare wilki, i to obiecał im młody basior. To wygrana w wyborach i tylko wygrana w wyborach może skutecznie zmienić obraz Wadowic.

I dlatego że zamiast do zwycięstwa, młody poprowadził wilki na manowce - dzisiaj ich wzrok jest przygasły a ich energia wyczerpana.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Zauważyłem także coś jeszcze, na spotkaniu zorganizowanym przez Zbyszka Jurczaka - z pewnym żalem, z dużym dystansem - ale zaczął i on i pozostali chyba także - dostrzegać że pojawił się ktoś, kto ma szanse na sukces. Jeszcze nieśmiało, jeszcze z ostrożnością ludzi którzy już nieraz się poparzyli - ale chyba przyjmują do wiadomości, że co prawda to ktoś inny, nie z ich grona - ale zrobi coś, o czym oni marzyli i czego próbowali dokonać przez wszystkie ubiegłe lata - przewróci ten zmurszały układ, wpuści do miasta świeże powietrze - i rozrusza rdzą przeżarte, odłogiem leżące sprawy. Ludzkie sprawy.

Stare wilki zaczynają chyba dostrzegać że pojawił się ktoś skuteczny.


 










czwartek, 25 września 2014

Ogłaszam plebiscyt na "Złote Usta"

czyli politycy powiedzieli.

Zupełnie poważnie proponuję miastu zabawę - i mam nadzieję że podchwycą ją także lokalne portale internetowe.

Wzorem radiowej Trójki, od lat organizującej swoje "Srebrne Usta" - zróbmy swoje, wadowickie - złote. Złote, coby nas Trójkowcy nie gnębili, żeśmy im usta podwędzili - ale złote i dlatego że prawdziwie złotoustych polityków i politykierów u nas po prostu roje.

Tyle wstępu - wadowiceonline.pl oraz wadowice24.pl zapraszam do podjęcia zabawy - a tak - warunek jest jeden - wypowiedź musi być autentyczna - no nie wkładajmy naszym herosom polityki niczego w usta, zwłaszcza w kampanii wyborczej, bo gotowi nami wypełnić ławy oskarżonych w procesach - i.... tyle, ja już zgłaszam swoje typy.


Za najparadniejsze, najśmieszniejsze wypowiedzi ostatnich lat uważam i do Złotych Ust nominuję:

Jacka Jończyka - za słowa - "Uważam, że pani burmistrz jest dobrym gospodarzem, jest skuteczna i dba o pomyślność mieszkańców"

Ewę Filipiak - za słowa  - "Ja nie znam pana Odrozka i pan Odrozek też nie powinien mnie znać"


Zdzisława Szczura - za słowa - "Ale proszę nie obrażać!" 

Matuesza Klinowskiego - za słowa - "A proszę mi wierzyć, że mieszkałem na Nowej Hucie, mieszkałem w Warszawie, mieszkałem w Niemczech, mieszkałem w Chinach, w Puerto Rico, w Stanach Zjednoczonych, w Nowym Jorku i w Nowym Meksyku. Tam spędzałem czas, tam żyłem. Wadowice są najniebezpieczniejsze z tych wszystkich"

Stanisława Kotarbę - łooo, tutaj mam co najmniej kilkadziesiąt propozycji - ale może zamiast zgranego już "policja was będzie tropić" - przypomnę arcykomiczne - do dziennikarzy Tygodnika Powszechnego"  - "A wy to pewnie jesteście od Palikota"  

Bartosza Kalińskiego - za słowa - "Bandziory kochają Platformę"

Bożenę Flasz - hit dni ostatnich - radna powiatowa a jednocześnie skarbnik gminy Wadowice -zapytana  podczas negocjacji ws gminnej dotacji na rozbudowę szpitala - "A czyje interesy pani reprezentuje w tych negocjacjach - powiatu czy gminy, odpowiedziała - Ja nie wiem, bo ja jestem politykiem"

Do zestawienia proponuję dodać także, nie będącego co prawda czynnym politykiem, ale z polityką od zawsze związanego - Lesława Makucha - za słowa - "Gdybyśmy wzięli to dofinansowanie z Unii to mielibyśmy Mercedesa wśród instalacji"

Całą redakcję W24 za sformułowanie - "Jest taki pomysł" 

Oraz, na koniec - stowarzyszenie Inicjatywa Wolne Wadowice - za słowa - "Jesteśmy stowarzyszeniem demokratycznym" 

Dostałem podpowiedź - i oczywiście dołączam ją do nominacji - o "Złote Usta" stanowczo powinien powalczyć także Józef Cholewka za słowa "Dostaniesz w ryło, mówię ci to tak szczerze"

poniedziałek, 22 września 2014

Sensacyjną wiadomość podaje Gazeta Prawna.

Właśnie się dowiedziałem iż niezwykle sensacyjną wiadomość podaje serwis Gazeta Prawna.pl 

Oto w Wadowicach nadwyżka tego ile mieszkańcy płacą za wywóz odpadów, a rzeczywistym kosztem całej operacji,  ma wynosić aż - UWAGA - milion siedemset tysięcy złotych! Tyle pieniędzy z naszego podatku śmieciowego ma, wg Gazety Prawnej zostawać w kasie gminy.

Rzecz jest do natychmiastowego wyjaśnienia przez radnych.

piątek, 19 września 2014

Zakalec Marcina Płaszczycy

czyli starostów dwóch.

Szara eminencja lokalnej polityki, głęboko, bardzo głęboko przyswoił sobie zapewne całość - a w każdym razie ten fragment "Księcia" N.Machiavellego -

"Moim zamiarem jest pisać rzeczy użyteczne dla tego, kto je rozumie, przeto o wiele bardziej właściwym wydaje mi się iść za prawdą rzeczywistą zdarzeń niż za jej wyobrażeniem. Wielu wyobrażało sobie takie republiki i księstwa, jakich w rzeczywistości ani się nie widzi, ani się nie zna; wszak sposób, w jaki się żyje jest tak różny od tego, w jaki się żyć powinno, że ten, kto chce postępować tak, jak się powinno postępować, a nie tak, jak się postępuje, gotuje raczej swoją klęskę, niż zapewnia panowanie."

To generalnie fajny przyczynek do bardzo pogłębionej analizy tego co i tak naprawdę z jakich powodów, dzieje się w lokalnej polityce - ale o tym może kolejnym razem. Dzisiaj chcę Wam pokazać po jak cienkiej linie spaceruje redaktor Płaszczyca w ostatnich tygodniach.

"Produktem flagowym", największą chyba polityczną inwestycją Płaszczycy, w całej jego dotychczasowej obecności w tych sprawach - jest zaangażowanie w karierę obecnego członka Zarządu Powiatu - Bartosza Kalińskiego. Idzie to całkiem nieźle, twarz Kalińskiego co i rusz przyozdabia czołowe strony portalu W24, PiS jest generalnie na fali - więc - kto wie - może się nawet uda.

Cóż, kiedy jest jeden szkopuł. Oto z drugiej strony Marcin ma stare zobowiązania - no Ewę musi ratować. A cóż takiego można zrobić dla Drogiej, by ją za uszy z bagniska wyciągnąć? Ano - próbować topić jej najpoważniejszego konkurenta. I tutaj dochodzimy do najciekawszego momentu - do bolesnego szpagatu który wykonuje Marcin Płaszczyca - no bo jak jednocześnie walić jak w bęben w obecnego szefa Zarządu, Jacka Jończyka - a nie pozwolić żeby coś się przykleiło do hodowanego przez siebie na to stanowisko, obecnego członka Zarządu - Bartosza Kalińskiego?

 Zadanie karkołomne - tym trudniejsze, że jak się okazuje  - jedyny tak naprawdę element czarnego PR Płaszczycy - czyli jazda po stowarzyszeniu i fundacji - ma tą słabość, że przez całą kadencję - to członek Zarządu Powiatu, pan Bartosz Kaliński głosował za podziałem środków dla organizacji pozarządowych w taki a nie inny sposób - podczas gdy starosta Jończyk zachował   ponadstandardową klasę - i w głosowaniach udziału nie brał.

Tak tak - dobrze rozumiecie - cały ten wrzask o "podejrzane sprawy" nie dość ze jest po prostu dęty, sztuczny i bezsensowny - to tak naprawdę uderza w kolegę Marcina Płaszczycy - namaszczonego i niemal na rękach wnoszonego na stanowisko starosty - Bartosza Kalińskiego. Za każdą bez wyjątku chyba decyzją Zarządu Powiatu ws dofinansowania zadań realizowanych m.in przez Dać Szansę - i to w podwójnej roli - bo i opiniującego - i decydującego ostatecznie o podziale środków, stoi m.in Kaliński.

Marcin Płaszczyca ma nawet specjalne określenie na polityków w których inwestuje - mówi wtedy "ładnie rośnie". Marcin - może ci  i Bartek rośnie, ale jeżeli dostanie zakalca, to będzie wyłącznie Twoja wina :) :) :)

A tak zupełnie już poważnie - cała ta jazda po robiącym genialną robotę stowarzyszeniu Dać Szansę, jako żywo przypomina mi niedawną (styczeń/luty tego roku) kolosalną nagonkę kilku skrajnie prawicowych dziennikarzy na fundację Jerzego Owsiaka. Toćka w toćkę ten sam scenariusz i ten sam sznyt - wylać wiadro pomyj, a nuż coś się przylepi. Tak zastanawiam się - gdzie dzisiaj są ci ówcześni sensaci? Fundacja przeszła milion kontroli, wszystko jest w jak najlepszym porządku - a dziennikarskie gnidy zapewne mają już na celowniku inne ofiary swoich obsesji(chociaż mądrzej by było zapewne powiedzieć - innych zleceniodawców)

Tak więc - za klasykiem powtarzam - Marcinie Płaszczyca - nie idź tą drogą. Nie powtarzaj scenariusza niszczenia stowarzyszenia, jaki był udziałem tamtych gnid.