Poglądy, wiadomo, rzecz istotna - każdy chce je mieć. Milczenie w jakiejkolwiek dyskusji, na jakikolwiek temat? Wolne żarty. Trzeba miec poglad! No, a że taki poglad na drzewie nie urośnie, wypracować go niełatwo - ludzie zaopatruja sie w poglądy w kioskach, empikach no i oczywiście - w sieci. Taki poglad, proszę pana ma cene tygodnika bądź dziennika, przemnożoną przez liczbę minut przeznaczoną na lekture. A ze mieszczanin klasy średniej wymagajacy jest - taniochy nie kupi, szuka więc renomowanej marki. Znajduje ją poprzez rekomendacje rodziny dodajac don swoje odczucia estetyczne. W efekcie ma mieszczanin gotowy zestaw pogladów w cotygodniowej odsłonie serwowany, z drugiej co prawda reki, ale za to z niewielkim przebiegiem, i polakierowany kilkoma cytatami z autorytetów piszących w pożądanej estetyce. Zamykajac sie zaś w niej, z poczuciem samozadowolenia, o mysleniu lateralnym słyszec nie chce, swoje wie. Szlachciura taka współczesna. |
niedziela, 22 lipca 2012
O mysleniu lateralnym, i pogladach z second handu.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Mnie zdarza się czasami nie myśleć wcale. Szczególnie jak poczytam pewnego znanego dziennikarza. No po prostu jak sobie poczytam to wtedy płacz mnie ogarnia i nic mądrego do głowy nie przychodzi.
OdpowiedzUsuńCzego to mogą być objawy?
:) Całkiem możliwe ze nie myślenie jest bliższe myśleniu lateralnemu niż myślenie ze się myśli:)
UsuńJeden z lokalnych blogerów myśli ze myśli - i wychodzą z tego zbrodnicze wspólnoty :D:D:D
Zdecydowanie lepiej by było gdyby nie myślał wcale. Lepiej - a już na pewno dla niego bezpieczniej - przynajmniej nikt nie miałby powodów żeby ciągać go po sądach.
Tak, tak - niemyślenie, gdy się mu tak dobrze przyjrzeć to czasami całkiem rozsądna strategia:)
W ekonomii każdy czyn, zwyczaj, prawo lub instytucja nie pociąga zwykle jednego a wiele następstw. Z nich jedne są natychmiastowe - te widać, inne pojawiają się stopniowo - tych nie widać.
OdpowiedzUsuńTak się zaczyna książka Bastiata "Co widać i czego nie widać".
Oczywiście najwygodniej jest pokazywać rzeczy widoczne, bo czym krótszy łańcuch przyczynowo skutkowy, tym łatwiejsze jest przyswajanie treści. Wystarczy kilka zdjęć, niedługi opis, a news jest wchłaniany jako lekko strawny, przedziera się przez umysłowe kiszki niczym papka dla niemowląt.
Metafora układu pokarmowego chyba nie jest naciągana, od dawna uważam, że informacje są konsumowane, a świat informacji politycznych wpisuje się w nurt pełniący społeczne zapotrzebowanie na takie rzeczy jak: fast food, programy typu reality show oraz sieciowe gry online. Rozważmy newsy: Komisja etyki nie ukarała Niesiołowskiego za incydent ze Stankiewicz... W M jak miłość rozwód Pawła Zduńskiego.... Zduński dla wielu nie jest tak atrakcyjny jak Niesiołowski albo Stankiewicz, bo ci ostatni są realnymi postaciami, ale podobnie jak te serialowe wikłają się w różne problemy, intrygi. To można podglądać, komentować, myśleć o tym. Niektórzy mają tylko taką frajdę, ale inni idą dalej i osiągają jeszcze więcej zadowolenia, traktując politykę jako gry online, w których istnieje możliwość interakcji.
Czy jesteśmy w stanie "zobaczyć" (oszacować) to czego nie widać? Czy jesteśmy dość odporni na smakowicie przygotowane zakąski w mediach. Czy zagryzając je i popijając obrazami sunącymi się z ekranów nie zamulamy umysłu pustymi kaloriami.
W rzeczy, których nie widać - wejrzeć można, ale to wymaga wysiłku wychodzącego poza pobieżny przegląd tego co dają na tacy media jako "danie dnia". Czasem, aby rozumieć jeden kąsek, jaki się właśnie wydarzył dziś trzeba przeczytać kilka książek - pokazujących dany problem przekrojowo i kompleksowo wychodząc od "wczoraj"...
Tego - wiedzy jaka jest nam potrzebna do rzetelnego wglądu w rzecz - jest jednak dużo. Ja mam tu taką swoją małą utopię. Wierzę, że przez udział w rozmowach otwartych umysłów, w żywych dialogach można pomóc sobie zobaczyć więcej...
Zmiennik
Nie podoba mi się to sformułowanie "rzeczy których nie widać".
UsuńGdy moja zmarła przed laty Mama beształa mnie za kiepsko posprzątane mieszkanie, zawsze wspominała coś o rynku i ulicach.
To nie jest tak że ulic nie widać - to moje lenistwo powodowało ze lądowało w nich kopnięte na szybkiego nogą jakieś pałętające się po rynku tałatajstwo, którego nie chciało mi się podnieść.
Inna sprawa że nie można ciągu uzasadnień prowadzić w nieskończoność. W którymś momencie trzeba, mimo wciąż dostrzeganych niuansów, podjać decyzję, zająć jakieś stanowisko, wyrobić sobie pogląd.
Ale też, gdy Mama, zniechęcona moją nieuleczalną awersją do gruntownego sprzątania i przyciśnięta okolicznościami( bo mamy mieć gości, wynoś się stąd, ja to dokończę) pokój wysprzątała po maminemu - wył wysprzątany w sam raz.
Tak przenosząc to na skalę uzasadnień - był w punkcie wystarczająco uzasadnionym żeby przyjąć sensowny pogląd:)
Jasne - ściany można by jeszcze odmalować, meble powymieniać, a tak w ogóle to wyremontować cały blok:)
Gdzieś jednak musi być ten punkt good enough.
Gdzieś jednak musi być ten punkt good enough.
UsuńO tym punkcie myślałem również. Gdy idziesz po schodach twój mózg nigdy nie ma dokładnych danych na temat wysokości schodów, kątów, krzywizn, ale "oblicza" po swojemu dane dostępne w obserwacji i jako wynik wyrzuca twoją nogę w konkretne miejsce. W ten sposób chodzisz. Czasem się potykasz, ale zazwyczaj wszystko jest w porządku. Ci, którzy przez kilka tygodni lub miesięcy nie chodzili potrzebują rozruchu, aby znów iść pewnie.
Są tylko dwie możliwości poznania tego czego dokładnie nie widzimy - poprzez doświadczenie skutków tego czegoś (po pewnym czasie, nierzadko bolesne) albo przewidywanie. Przewidywanie podobne do tego jakie dokonuje mozg gdy szacuje ułożenie naszego ciała w ruchu - nie jest ono wróżeniem z fusów, ale wypadkową wielu naszych doświadczeń, które pozwalają aproksymować rozwiązanie. Ale, żeby tak było trzeba ćwiczyć chodzenie...
Zmiennik
No i...wypadkowa musi mieć z czego wypaść:)
UsuńIm więcej wprowadzisz danych, tym szansa na upadek ze schodów i połamanie bądź przynajmniej bolesne stłuczenie dupska mniejsze:)