czyli sam nie jestem pewien.
Czy nie do pomyślenia jest, pamiętając ze tzw rynki, mają swoje twarze, adresy i nazwiska - namówienie, a w najgorszym razie zmuszenie największych graczy do spotkania i zawarcia czegoś co nazwałem na własny użytek - paktem bezpieczeństwa?
Rynki to setki milionów transakcji wykonywanych dziennie na całym świecie, ale nici ważącego odsetka z nich prowadzą do najwyżej kilkuset instytucji, dających się wiążąco reprezentować przez kilka tysięcy konkretnych osób. Osób które w świeżej pamięci maja traumę ostatniego kryzysu, mają w niej też np przesłuchanie, choć w innej sprawie, przed komisje parlamentarną nestora rodziny Murdochów wraz z synem. Co dla tego pokroju ludzi jest chyba trudniejsze do przełknięcia niż najdotkliwsza nawet finansowa strata.
Czy, stosując metodę kija i marchewki - czyli z jednej strony przypominając graczom ze państwa, mimo iż finansowo skarlałe, wciąż dysponują prawem i aparatem przymusu, dającym się skutecznie użyć także przeciwko oligarchom i finansowym magnatom, z drugiej zaś strony wnosząc propozycje mogące skutecznie zmniejszyć ryzyko spektakularnych i na globalna skale perturbacji, nie dało by się zgromadzić największych np pod egidą Prezydenta Stanów?
I tak nimi pokierować żeby sami zaproponowali jakiś rodzaj samokontroli? Żaden urząd nie jest w stanie równie szybko i równie skutecznie wykryć transakcji, emisji, czegokolwiek co odbiega od standardowego poziomu ryzyka czy w innych sposób niestandardowych, nierynkowych działań jak inni uczestnicy tej gry. I nic równie skutecznie nie zapobiegło by tego typu praktykom jak ostracyzm w środowisku. Istnieje przecież potężny rynek pożyczek międzybankowych - najmocniejsze z możliwych narzędzie nacisku. Państwa ze swoimi regulacjami i aparatami przymusu pełniłyby rolę strażnika tego paktu.
Słowem - gracze zarabiali by mniej ale żyli spokojniej. A wraz z nimi - przeciętni zjadacze chleba którym rata kredytu hipotecznego nie podwajała by się tylko dlatego ze ktoś gdzieś pożyczył innym stokrotnie więcej niż sam jest wart.
Jeżeli mam racje i u źródła ostatniego kryzysu bardziej niż zazwyczaj leży nieokiełznana przez konserwatyzm chciwość, i to rozumiana nie jako może niezbyt piękna ale powszechna ludzka cecha, ale chciwość systemowa, ustrukturyzowana, to nie wierze żeby państwa mogły uregulować jej poziom samodzielnie.
Kończąc ten temat powiem tak - skala globalnej wioski, na jaką dzieją się obecnie sprawy gospodarcze i finansowe, stanowczo mnie przerasta. Jeżeli zdarzy się ze tekst ten - obie jego części, przeczyta fachowiec, z łatwością zauważy nieporadność a być może także naiwność z jaką się po nim poruszam.
Właściwie nigdy by nie powstał gdyby nie moje nieustanne utarczki z Miłośnikiem magistratu, wiec tak właśnie proszę go traktować - jako dalszą część amatorskiej pogaduszki znajomych:)
Sam odpowiadasz sobie na najtrudniejsze pytania. Rynek jest w stanie sam się kontrolować! Oczywiście mniejsze bądź większe machloje będą zawsze się zdarzały.
OdpowiedzUsuńOdpowiedz mi wreszcie na pytanie w jaki sposób rządy miałyby kontrolować postępowanie bankierów*.
I drugie pytanie, po co kontrolować coś co samo się może kontrolować?
"Istnieje przecież potężny rynek pożyczek międzybankowych - najmocniejsze z możliwych narzędzie nacisku. Państwa ze swoimi regulacjami i aparatami przymusu pełniłyby rolę strażnika tego paktu."
Sam widzisz, że rozwiązanie leży pośrodku. Tylko jakoś nikt go nie może znaleźć. Jak się postaramy to może dostaniemy ...bla.
*bankier - Skarbek ciulu!
http://www.youtube.com/watch?v=2EzdU4XGtaA
http://www.youtube.com/watch?v=-DHFPHrLlr0&feature=relmfu
Miłośnik
Jakoś przeoczyłem:)
OdpowiedzUsuńWięc - jak jest, jak nie jest?
Poza tym - bez przesady - nie odpowiadamy tu na żadne pytania - a juz z pewnością nie na te najważniejsze.
Co najwyżej nieśmiało stawiamy kilka kolejnych.