"Derywaty, kredyty subprime, syntetyczne narzędzia typu lewar z jednej strony i totalna deregulacja całych sektorów rynków z drugiej, w konsekwencji kompletne oderwanie rynków finansowych od realnej gospodarki, to owoce dogmatycznego liberalizmu aplikowanego w światowy system przez ostatnie 30 lat. Wszystkie absolutnie zgodne z doktryną wolnego rynku – i wszystkie w ogromnym stopniu odpowiedzialne za najpierw amerykański a potem europejski kryzys.
Prywatne, ponadnarodowe molochy, określane mianem "to big to fail", kosztujące podatników pieniądze dające się zapisać cyfrą z kilkunastoma(!!!) zerami.
Premierzy europejskich rządów, wybierani w demokratycznych wyborach, zmuszani do dymisji przez agencje ratingowe".
W taki sposób opisywałem kilka miesięcy temu sytuację w dyskusji z Miłośnikiem, na blogu M.Klinowskiego.
Jeszcze tylko jedna wklejka z tego samego źródła-
"Bo gdy popatrzysz na rzeczywiste przepływy kapitału, w skali światowej, to łatwo zauważysz, ze państwa, nawet te najpotężniejsze, są właściwie karzełkami w porównaniu do sektora prywatnego. I to – zwłaszcza w ostatnich latach -karzełkami które są karmicielami tzw rynków.
Juz ci tu kiedyś mówiłem – “sytuacja wygląda tak ze to nie politycy trzymają za mordę “rynki” tylko one polityków.I nie politycy wyciągają kasę z “rynków” tylko rynki z podatków”
- i już przechodzę do podsumowania tamtej rozmowy:)
Co taki stan spraw oznacza dla naszego rozumienia rynkowej gry? Czy leseferyzm skompromitował się całkowicie i odtąd ekonomiczne noble będą odbierać spadkobiercy J.M Keynes'a? Czy wiara w wolny rynek i jego teoretyczne modele są całkowicie pozbawione sensu?
Z oglądu rzeczywistości opisanej w pierwszych zdaniach wynikało by ze tak.
Z drugiej zaś strony, gdyby tak było, to jakim cudem wszystko działało sprawnie przez ponad stulecie w ogromnej części świata?
Dzisiaj myślę że dobrym, logicznym i działającym zasadom przydarzył się...człowiek. Człowiek ze swoją nieposkromioną chciwością, który ukrywając się za sztandarem nienaruszalnych praw rynku, w rzeczywistości od dłuższego czasu wszelkimi sposobami te prawa naginał, obchodził a czasami brutalnie łamał.
To co jeszcze kilkadziesiąt lat temu nie śniło się konserwatywnym z natury finansistom -nie tylko dlatego ze wówczas było niemożliwe, ale głównie dlatego ze oznaczało sprzeniewierzenie się zasadom które sami ustalali,odkrywali i w które świecie wierzyli - stało się chlebem powszednim rekinów, które były na tyle silne ze w dużej mierze przestały być poddane na naturalne zagrożenia wynikające z ryzykownych a czasami brutalnie łamiących naturalne prawa rynku zachowań. Przynajmniej, jak się okazało podczas spektakularnego upadku Lehman Brothers - do czasu.
Czy więc, gdyby zgodzić się z tak naszkicowaną przyczyną pozornej niewydolności wolnego rynku, potrzebne jest postulowane przez wiele ośrodków opiniotwórczych czy politycznych jakieś radykalne odejście w stronę interwencjonizmu? Czy państwa powinny przejąc kontrolę wprowadzając tysięczne przepisy w zakresie finansów, zatrudniając rzesze urzędników, tworząc jakiś światowy nadzór bankowy, do ich egzekwowania?
A w sferze gospodarek krajowych co? Nacjonalizować przedsiębiorstwa czy być może cale działy gospodarki? Usztywniać kursy narodowych walut?
Innymi słowy - czy jest cień szansy ze gospodarki oraz sytuacja na rynkach finansowych będą się miały lepiej, sterowane ręcznie przez urzędników? Czy to w ogóle możliwe w zglobalizowanym świecie? Nie trzeba chyba zbyt wielkiej wyobraźni żeby przyznać ze nie brzmi to zachęcająco.
Wygląda wiec na to ze jesteśmy skazani na epokę coraz szybciej po sobie następujących tąpnięć, coraz intensywniejszych i szerzej rozlanych kryzysów.
Albo.... zapytamy, trawestując zdanie z tytułu posta - "a ile rynki mają dywizji?"
No widzę, że powoli skręcasz na moje tory. Gratuluję! :)
OdpowiedzUsuńPoważnie jednak mówiąc, rozwiązanie leży chyba gdzieś pośrodku. Nie wszystko może być publiczne tak jak nie wszystko może być prywatne.
Nie wszystko może być wolną amerykanką, tak jak... nie wszystko musi być regulowane prawem pisanym.
Rynek naprawdę może być wolny poprzez racjonalne regulacje. Brzmi dziwnie? Ale czy przypadkiem nie jest możliwe?
I w nocy się nie spinam :)
Miłośnik
Oj nie jesteś ty ekonomistą, od razu widać ze nie jesteś:)
Usuń"Wolny rynek" nie tyle oznacza wolny od reguł co kierujący się własnymi regułami. I o łamaniu tych własnych reguł pisałem.
Mówisz ze skręcam w twoja stronę - a nie zaniepokoiło cię czasem ostatnie zdanie? :)
Nie jestem ekonomistą. Musiałbym być wariatem, żeby zajmować się tym czym zajmować się nikt nie powinien.
UsuńDziadunio, trochę logiki! Łamanie reguł, które się samemu ustala jest przecież... ustalaniem reguł :)
I nic mnie nie zaniepokoiło. "Czasami" masz przebłyski :D
Miłośnik
:):) Powinieneś pójść na jakieś zajęcia M.K. Prawdopodobnie mówi swoim studentom ze zdania "logiczne" wcale nie muszą być prawdziwe;)
UsuńZauważyłeś ze w drugim słowie napisałem "odkrywali"? Z ekonomią jest jak z matematyką - istnieje dyskusja czy ich prawa, ich twierdzenia tworzy się, czy odkrywa własnie. W stosunku do zasad rynkowych uważam ze bardziej odkrywa niż tworzy.
P.S - mimo tej twojej zadziornej deklaracji i tak myślę ze niezły z ciebie wariat:):):):)
Zawsze możemy posługiwać się logicznym kłamstwem przecież. Ja na to mówię "prawda obiektywna w drugą stronę" :D
OdpowiedzUsuńWariat???
Może i masz trochę racji :)
Miłośnik