wtorek, 15 maja 2012

Słowo do M.Klinowskiego

czyli gmeranie w prawie.

Pamiętam twoje ostre i bezkompromisowe wypowiedzi w sprawie zakazu noszenia masek w miejscach publicznych. Miałeś swoje powody - ale później przyszły protesty w sprawie ACTA - i przyszło żałować.

Dziś podobnie - zderzasz się z kolejną sprawa trudną, z referendalną niemożnością i pierwsze co od ciebie można usłyszeć to - zmieńmy prawo!

Przyglądnąłem się tym twoim propozycjom.

Pierwsza sprawa - zbyt krótki czas na zebranie podpisów. Wymuszanie pospiechu, jak mówisz.

 Taak, tylko czy nie jest przypadkiem prawdą ze grupa obywateli ma dowolnie długi czas PRZED uruchomieniem procedury żeby dobrze przygotować i siebie i lokalną społeczność na ewentualną próbę odwołania włodarza? Kto powiedział ze sprawy prowadzone w sposób - "wydrukujemy biuletyn, rozlepimy plakaty i hajda na Sopliców"  mają się udawać? Choćby i były na plakatach i broszurach wymalowane słuszne, święte racje za odwołaniem - ludzie może i nie znają się na sprawach publicznych, ale na rzetelnej robocie znają się z cała pewnością. I jeżeli zobaczą, wyczują ze ktoś próbuje coś osiągnąć idąc na łatwiznę, na skróty - nie przyłożą do tego ręki, dlaczegóż by mieli?

Wniosek - to nie czas na zebranie podpisów stanowi jakąś istotną barierę, tylko bylejakość działań wnioskodawców.

Kolejna rzecz -  to już perełka. Zniesienie progu ważności kosztem zwiększenia ilości podpisów potrzebnych do rozpisania referendum.
Nawet nie wiem jak to opisać. Odwróćmy więc na moment sytuacje - Klinowski po jakieś nadzwyczajnej mobilizacji wyborców wygrywa następne wybory. Powiedzmy w drugiej turze, stosunkiem 54-46. Po kilku miesiącach kocicho rozpisuje referendum, z palcem pod ogonem zbiera 25%(wystarcza mu sama stara gwardia, żadnej napinki) i....tyle  Klinowskiego w gabinecie burmistrza widzieli.

Poważniej daje się to ująć jakoś tak - akt wyborczy jest trudno sterowalny, intymny, tajny, strzeżony prawem. Zbieranie podpisów zaś daje multum okazji do zastraszania, naciskania, manipulacji, etc. Sama konfrontacja, sama fizyczna styczność potencjalnego wyborcy z osobami zbierającymi podpisy może być powodem zafałszowania prawdziwej jego intencji.

Nie da się zastąpić wyborów sondażami. Nie da się choć już niejeden o tym marzył :)
Nie można też zmieniać prawa, ba zasad ustrojowych, tylko dlatego ze nam jest tu i teraz pod górkę.

Przypuszczam ze nie jeden raz srożyłeś się na polityków głosujących jakieś prawo ad hoc,  pod wpływem bieżących wydarzeń, nastrojów, bez rzeczywistego oglądu sytuacji. A skoro tak to po kiego stawiasz się co i rusz z nimi w jednym rzędzie?

Odwołanie urzędującego burmistrza musi być możliwe - ale wcale nie powinno być łatwe. Także dlatego ze nie w każdej sprawie, nie wszędzie podział na good guys i bad guys jest taki oczywisty i klarowny jak u nas.

To z jednej strony. Z drugiej zaś - politycy, także samorządowi, bardzo potrzebują wyborców do poparcia swoich szczytnych, słusznych, zbawiennych postulatów. W dniu wyborów - i ani sekundy dłużej.

 I ludzie doskonale to wiedzą. Dlatego nie są skłonni uczestniczyć we wszystkich proponowanych im sprawach. Sprawcie żeby ludzie poczuli się jakoś przez was zaopiekowani, żeby poczuli i doświadczyli ze rzeczywiście przychodzicie do nich i macie im coś do powiedzenia, do zaofiarowania - ba, ze przynajmniej przez chwile po ludzku z nimi porozmawiacie, zamiast podtykać coś do podpisania - może wtedy będą mniejsze kłopoty z frekwencją.

 To co fizycznie niewykonalne w wielkiej polityce - jest zupełnie możliwe w skali gminy.

3 komentarze:

  1. Ok, myśl globalnie - działaj lokalnie ;)

    Jak zwykle "siedne se" pośrodku.

    Czy zniesienie progu frekwencyjnego nie przysporzyłoby wyższej frekwencji? Czemu cholera stawiasz sprawę personalnie i odwracasz kota ogonem, że niby burmistrzowi ma nie zależeć na zamianie prawa... bo to jego prywatny interes.

    Przykład:
    Dziadunio zostaje burmistrzem, dajmy na to w pierwszej turze, miażdży Carycę całkowicie.
    Kocicho tydzień po wyborach organizuje referendum, chodzi od drzwi do drzwi i wszędzie słyszy - cytat z Niesiołowskiego - won. Jakimś jednak cudem udaje się mu zebrać wymaganą ilość podpisów, z których większą część stanowią podpisy ludzi uzależnionych układowo od Posła. Do referendum idzie 10% uprawnionych, z czego 95% uzależnionych. Dziadunio zostaje odwołany, na tron wraca Księżna. Dramat.
    Po miesiącu, zwolennicy Dziadunia orientują się, że w Księstwie znowu panuje burdel i bezprawie. Dociera do nich, że nieuczestniczenie w referendum było największym ich życiowym błędem. Mobilizują się szybko, w ciągu tygodnia zbierają podpisy i tym razem w referendum uczestniczą całą hordą. Dziadunio powraca na tron a zwolennicy normalności od tej pory zawsze stoją na straży demokracji i frekwencji uczestnicząc w każdych wyborach i referendach.

    To musi działać na takiej zasadzie. Ludzie muszą mieć świadomość, że o czymś decydują, że robią (poprzez głosowanie) coś dla siebie. I tu jest rola IWW i Mateusza. Obudzić tę świadomość, że można mieć na coś wpływ. Zresztą jest to tak samo rola Twoja i moja.


    Miłośnik. PZPR-owski pomiot.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :D:D:D Bajkopisarz. Toż w twoim przykładzie wybory i referenda trwały by okrągły rok :D Przynajmniej do momentu aż czyiś zwolennicy w końcu by odpuścili.

      Usuń
    2. Teraz już wiesz dlaczego demokracja to przekleństwo?
      I wiesz dlaczego lepszy Książe Dziadunio niż Caryca Nieporadna.

      Usuń