niedziela, 6 maja 2012

Walka z bogiem, walka bogiem

czyli przelewanie z pustego w próżne.


No tak, ale ateizm ma przecież także inną, poważniejszą i bardziej przemyślaną stronę niż straszenie sukienkowym pedofilem. 
Może jest więc tak ze atakujący wierzących w boga, mimo iz używają rynsztokowego a w każdym razie obraźliwego języka i na podobnym poziomie argumentów - mimo wszystko się nie mylą, bo jest pewne ze bóg nie istnieje a ktoś to raz na zawsze rozstrzygnął?


Cóz - w każdym razie wielu próbowało. Ontologie wszystkich znanych systemów filozoficznych w swoim centralnym punkcie stawiały i stawiają dyskutowanie problemu istnienia Absolutu, bądź są jakąś formą ustosunkowania się do twierdzeń i stanowisk w tym zakresie systemów konkurencyjnych. 


 Problem istnienia boga zajmował umysły najgenialniejszych fizyków, znamy opinie Einsteina , Hawkinga i wielu innych. 


   Powstały tomy rozważań tuzów współczesnej myśli ateistycznej. Prace takich autorów jak Daniel Dennett , Richard Dawkins, Sam Harris, Christopher  Hichens czy wreszcie Victor Stenger, pisane z pozycji naukowych, obficie korzystających z dorobku nauk biologicznych, miały oznaczać definitywną rozprawę z ideą boga osobowego. 


Czy oznaczały rzeczywiście? Otóż oczywiście nie. Najmocniejszym twierdzeniem na jakie może sobie pozwolić, trochę zadając kłam krzykliwym tytułom publikowanych przez siebie książek, każdy z tych autorów, jest takie ze istnieje ogromne prawdopodobieństwo iż boga nie ma. Prawdopodobieństwo, nie pewność.


Tak na marginesie - być może dlatego ze nie dowodzi się negatywnych twierdzeń egzystencjalnych,   tylko pozytywnych :) A także dlatego iż zbiór twierdzeń nauki jest rozłączny ze zbiorem twierdzeń wiary.


Tak czy owak sumaryczny wynik wysiłków najpotężniejszych umysłów od czasów jońskich filozofów po współczesność nie przyniósł konkluzywnych rozstrzygnięć w sprawie istnienia absolutu. I mogę bez większego ryzyka  powiedzieć ze nigdy nie przyniesie a to dlatego ze natura dyskutowanego problemu leży poza możliwościami poznawczymi człowieka. Dokładnie tak jak,wszystko na to wskazuje - natura samej otaczającej nas rzeczywistości.


Co z jednej strony powoduje pewien niepokój u świadomych ateistów a z drugiej zaś w niczym nie przeszkadza świadomym wierzącym. 


Skoro więc nie tylko podwórkowa mądrość ale sama nauka nie przynosi definitywnych rozstrzygnięć, przytomnie wypadało by uznać ze nie ma najmniejszych powodów żeby z intelektualną wyższością spoglądać na rzekomo głupiutkich i naiwnych wierzących?


Więcej - skoro, jak wszystko na to wskazuje, obcujemy z problemem niedającym się rozstrzygnąć, to mało rozsądnym jest używanie zgranych argumentów jako sposobu na  opiniowanie czy wartościowanie o ludziach? 

I wreszcie - na poziomie ideologicznym, politycznym spór oczywiście będzie trwał - ale czy nie powinien być prowadzony jak spór równego z równym - a nie, jak próbują to ustawiać niektórzy - jak spór kasty "oświeconych" z ogłupiałym, naiwnym motłochem?




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz