czwartek, 9 sierpnia 2012

Wieśniak nie na żarty

czyli daj kurze grzędę. 

Ludzie urodzeni i wychowani w mieście, prócz oczywistego życiowego handicapu, mają także jedna, zasadniczą ułomność. No dobrze - może nie ułomność, ale z całą pewnością odmienność w sposobie patrzenia na świat. Umykają nam zmiany, które ludzie na wsi widzą jak na dłoni. O jakich zmianach mowa? Ano - bogacimy się. Pracujemy coraz mniej, w coraz bardziej komfortowych warunkach, wypoczywamy więcej i przyjemniej. Żyjemy wygodniej. Wszyscy.

Tylko ze o ile postęp ten w rodzinach mieszczańskich odbywał się liniowo - z pokolenia na pokolenie stale ale nieomal niezauważalnie - na wsiach odbył się skokowo.
  I stąd dzisiejsi wiejscy dziadkowie, a już z pewnością pradziadkowie oczy przecierają ze zdumienia patrząc na poziom i sposób życia swoich następców. I nic dziwnego ze przecierają - sposób i ilość pracy, jaką oni w swoim czasie musieli wykonać, żeby utrzymać siebie i rodziny, pewnie by zabiła a w najlepszym razie wysłała na długi pobyt w szpitalu dzisiejsze pokolenie. Ale nie to jest najistotniejsze - nie ciężka praca - tylko jej efekty. Otóż ludzie o których mówię, dzisiaj ponad osiemdziesięcioletni, mimo że harowali w sposób dla nas już niewyobrażalny - wcale się nie bogacili.  Albo inaczej - bogacili się powoli,  dziesiątki lat trwało nim poziom życia rodziny znacząco się poprawiał.

Dlatego, prócz zdziwienia, towarzyszy im uczucie, które dla tego tekstu jest kluczowe - towarzyszy im nieufność. Pamiętają swoich dziadków, rodziców, znają historię własnego życia - i bazując na tym doświadczeniu, zwyczajnie nie mogą pojąć ze można żyć łatwo i łatwo się dorabiać.

O tą nieufność właśnie ubożsi jesteśmy my - mieszkańcy miast. Nie mając jej wyrytej w pokoleniowej, prawie genetycznej pamięci, nie mamy skąd brać tej nieufności - więc przeciwnie - ufamy, ba, uważamy za oczywiste, ze powinniśmy być coraz bogatsi, najlepiej coraz mniejszym nakładem pracy. Mam nawet wrażenie ze dla powiększającej się grupy - najlepiej w ogóle bez pracy.

To ta nieufność stanowiącą znakomitą przeciwwagę dla naszej zachłanności  powinna nas bronić i ostrzegać przed ładowaniem się z zamkniętymi oczami w przedsięwzięcia typu osławiony dzisiaj Amber Gold.

To, nieograniczona nieufnością, chciwość, każe nam, wbrew zdrowemu rozsądkowi, ba, ignorując instynkt samozachowawczy, angażować własne pieniądze w przeróżnej maści fundusze inwestycyjne, gdzie gołowąsy, nastolatki nieomal, maklerzy, dilerzy, brokerzy i inne cudaki, próbują podtrzymywać mit Midasa, co udaję im się w takim stopniu ze wystarcza na absurdalnie wysokie apanaże dla nich samych - jeszcze wyższe dla właścicieli podwórka  - i oskrabiny dla setek tysięcy tych, którzy własnymi pieniędzmi puszczają cały ten cyrk w ruch. A i to do czasu gdy natura się nie zbuntuje i nie zechce przypomnieć domorosłym Midasom ze złoto to się wykopuje z ziemi, opłacając wydobycie cholernym bólem w krzyżu - a nie domalowując zera w komputerze.

I wreszcie, chyba najpoważniejszy w skutkach efekt braku nieufności. Polityczny.
Otóż wbrew wszystkiemu co racjonalne, wbrew osobistym obserwacjom, wbrew całkiem czasami prostym obliczeniom, wciąż mamy tendencje wybierać na swoich przedstawicieli politycznych świętych Mikołajów. Wybierać tych którzy najbardziej obiecają że dzięki nim będziemy posiadali więcej.
Skuteczniej zapewnią że dzięki nim więcej zarobimy, ewentualnie że mniej nam zabiorą.

Chęć posiadania jest więc  podstawowym kryterium naszego uczestnictwa w wyborach politycznych. Więcej -myślę  ze także jednym z głównych powodów nie uczestnictwa - a to dla tych, którzy nie wierzą że politycy mogą czegokolwiek im przysporzyć.

 Paradoksalnie nie glosujący są chyba nawet lepszym przykładem naszych rzeczywistych motywacji do uczestnictwa w sprawach publicznych - nie wierząc że politycy mogą znacząco wpłynąć na ich stan posiadania, nie znajdują żadnych innych powodów żeby wybierać swoich reprezentantów we władzach. Ich brak nieufności realizuje się po prostu na innym poziomie.

Jasne, boje się coraz ostrzej szczerzącego zębiska kryzysu, oczywiście ze tak. Czytając ekonomiczną publicystykę najsłynniejszych specjalistów naszych czasów, nie sposób bez niepokoju myśleć o najbliższej przyszłości.

 Ale kryzys kiedyś się skończy, a ja na dalszym planie dostrzegam cień szansy że jednym z jego efektów  może być uzupełnienie, tak powszechnego dzisiaj, deficytu nieufności. Cień szansy na to że obok klucza "więcej mieć" pojawią sie także inne wartości, decydujące o naszych życiowych oraz, czym jestem żywotnie zainteresowany - politycznych wyborach.

Zmitologizowany, zsakralizowany nieomal rozwój gospodarczy, przyrost skrótowcami opisywanych wskaźników nie musi i nie może trwać wiecznie.
Zrozumiałem to przeprowadzając się na wieś.
Tak, tak - wieśniak ze mnie - nie na żarty.

10 komentarzy:

  1. Jak zwykle... będę się naśmiewał. Otóż tytuł, w nawiązaniu do zakończenia, powinien być zupełnie inny:

    "WSIUR WYCHODZI Z CIENIA"

    Oczywiście nawiązuję do popularnych ostatnio tytułów :-D
    I już widzę jak prostytucja będzie się zastanawiać, co to za wieśniak? Anal-izy, komentarze, domysły, podszywanie się. Hehe.

    A tak na poważnie. Kryzys? Będzie, nie będzie, był może?
    Sam nie wiem. W każdym razie wcale nie jest dobrze. Ale nie powiem Ci kiedy będzie dobrze bo... znowu byś mnie zwyzywał od ***synów :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dział analiz coś jakby ostatnio przygasł, więc pewnie i mnie ominie :)
      Z zaufanych źródeł wiem że są istotne problemy na linii wazeliny :D


      I twoje szczęście ze nie napiszesz, taki...synu :)

      Usuń
    2. Gdy próbujemy definiować człowieczeństwo, wyłaniać determinanty człowieczej duszy, korzystając z literackich śladów człowieczeństwa obejmujących całe wieki oraz swoich własnych doświadczeń - wychodzą nam takie zjawiska jak cierpienie, śmierć, przemijanie. I oczywiście miłość, która ma być lekiem na to całe zło, choć nierzadko bywa odwrotnie. Człowieczeństwo wypiętrza się niczym góra, dojrzewa w wyniku zdarzeń obfitujących w wymienione determinanty.

      Występuje pewna zasadnicza sprzeczność w omówionym procesie. Otóż człowiek wcale nie chce się ubogacać cierpieniem, on biegnie przez dzieje i krzyczy, że ma tego dość. Marzy o szklanych domach i nieustannie wypatruje poprawy swego ciężkiego losu.

      Pewien poeta na głodzie słowa napisał: "Kamienie raczej rąbać dla czerstwego chleba I żuć go, by znów siły zdobyć na rąbanie". Chciał wówczas pokazać swoją niemoc twórczą jako coś gorszego od życia w kieracie ciężkiej pracy. Ale odrzućmy poetyckie hiperbole i uznajmy jako "próg szczęścia" pewne minimum czasu i energii jakie człowiek może wykorzystać oprócz rąbania kamieni. Syty żołądek, dach nad głową i względny spokój. Na co on przeznaczy ten dodatkowy czas? Gdyby go przeznaczył na refleksje nad sensem życia patrząc w nurt rzeki wówczas nie przyczyniłby się do tego, aby ulżyć komuś innemu w jego doli rąbania kamieni. Musi konsumować dobra wypracowane przez innych, aby oni i on sam mieli jeszcze więcej czasu dodatkowego. Oczywiście każdy myśli tylko o sobie, ale żeby pomyślał o innych wmawia mu się różne potrzeby, zachęca do konsumpcji na różne sposoby. Ta kreacja potrzeb i nowych pokładów nieszczęścia jest szalenie łatwa. Wykorzystuje się odwieczną symbiozę człowieczeństwa i nieszczęścia. Po prostu nie pozwala się zatrzymać temu człowiekowi, który przez dzieje biegnie i woła, że mu źle. On to robi dalej, z rozbiegu. Jest zachłanny mimo woli.

      Zmiennik

      Usuń
  2. Gdy próbujemy definiować człowieczeństwo, wyłaniać determinanty człowieczej duszy, korzystając z literackich śladów człowieczeństwa obejmujących całe wieki oraz swoich własnych doświadczeń - wychodzą nam takie zjawiska jak cierpienie, śmierć, przemijanie. I oczywiście miłość, która ma być lekiem na to całe zło, choć nierzadko bywa odwrotnie. Człowieczeństwo wypiętrza się niczym góra, dojrzewa w wyniku zdarzeń obfitujących w wymienione determinanty.

    Występuje pewna zasadnicza sprzeczność w omówionym procesie. Otóż człowiek wcale nie chce się ubogacać cierpieniem, on biegnie przez dzieje i krzyczy, że ma tego dość. Marzy o szklanych domach i nieustannie wypatruje poprawy swego ciężkiego losu.

    Pewien poeta na głodzie słowa napisał: "Kamienie raczej rąbać dla czerstwego chleba I żuć go, by znów siły zdobyć na rąbanie". Chciał wówczas pokazać swoją niemoc twórczą jako coś gorszego od życia w kieracie ciężkiej pracy. Ale odrzućmy poetyckie hiperbole i uznajmy jako "próg szczęścia" pewne minimum czasu i energii jakie człowiek może wykorzystać oprócz rąbania kamieni. Syty żołądek, dach nad głową i względny spokój. Na co on przeznaczy ten dodatkowy czas? Gdyby go przeznaczył na refleksje nad sensem życia patrząc w nurt rzeki wówczas nie przyczyniłby się do tego, aby ulżyć komuś innemu w jego doli rąbania kamieni. Musi konsumować dobra wypracowane przez innych, aby oni i on sam mieli jeszcze więcej czasu dodatkowego. Oczywiście każdy myśli tylko o sobie, ale żeby pomyślał o innych wmawia mu się różne potrzeby, zachęca do konsumpcji na różne sposoby. Ta kreacja potrzeb i nowych pokładów nieszczęścia jest szalenie łatwa. Wykorzystuje się odwieczną symbiozę człowieczeństwa i nieszczęścia. Po prostu nie pozwala się zatrzymać temu człowiekowi, który przez dzieje biegnie i woła, że mu źle. On to robi dalej, z rozbiegu. Jest zachłanny mimo woli.

    Zmiennik

    PS.
    Teraz wklejam w dobre miejsce :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taak, mimo woli.
      Dupa jaś :D

      Którą to dupę wycofam z przeprosinami jeżeli tylko mi przekonująco wykażesz ze człowiek nie 'nakręcany" z zewnątrz, rzeczywiście byłby mędrcem nad brzegiem rzeki:)

      Nakręcanie tylko wzmaga naturalną tendencje, jak metanabol mięśnie karków z siłowni:)

      Usuń
    2. Tobie mam wyjaśniać moje figury retoryczne? No wiesz.

      Mimowolność - to pewna bezwiedność, nieświadomość, mechaniczność. Rzucony człowiek w przestworza niczym meteor - gdy przecina pył gwiezdny iskrzy. A gdy wpadnie w próżnie - bezwiednie leci nie hamowany już niczym. Hamulce - to te "inne wartości", o których pisałeś.

      Zmiennik

      Usuń
    3. A Zmiennik siedzi i owija w te sreberka:):)

      Prawdopodobnie da się lekko, poetycko opisywać ludzką naturę tak jak ja widzę - ale ja nie posiadłem tej umiejętności.

      Ty może i tak - ale twojej poezji nie ufam za grosz - bo wiem ze przewrotna bywasz bestia:)

      Usuń
    4. I znowu mnie wywalasz na zbity, tylko za to, że nie umiem zagrzać miejsca w swoich czasach. A to przecież przypadek, że jestem tu i teraz. Jak mam o tym zapomnieć i skupić się na jakimś "tu". Chłostać człowieka zawsze można, zasłużył sobie ponad wszelką wątpliwość. Ale bez względu na to skąd wypełzło życie, chciało tego jednego - trochę sobie pożyć. A gdy weszło w ludzką skórę - chciwie zapragnęło żyć wiecznie i wygodnie. Dlatego duszę swoją zaprzedało. Musiałoby się zatrzymać w tym biegu. Spojrzeć na nurt rzeki. Wiersz może jaki przeczytać. Albo na wieść pojechać...

      Nie chcesz moich słów, to wkleję C.G.Junga:
      "(...) To prawda, że nastawiona na świat zewnętrzny cywilizacja Zachodu
      potrafiła zażegnać wiele zła. Lecz życie pokazało, że cena tego postępu
      okazała się zbyt wysoka, gdyż przyszło zań zapłacić utratą kultury duchowej.
      Niewątpliwie przyjemniej jest mieszkać w porządku i higienie, w wygodnie umeblowanym domu, lecz poprawa warunków mieszkaniowych nie daje nam jeszcze odpowiedzi na pytanie, k t o w tym domu mieszka i czy jego dusza jest równie czysta jak miejsce, które mu służy w świecie zewnętrznym. Doświadczenie pokazuje, że człowiek, który postanowił szukać szczęścia w świecie materii, nigdy nie znajdzie zadowolenia w prostych faktach życia, lecz będzie pragnął mieć i posiadać coraz więcej. Zapomina całkiem o tym, że mimo wszelkich oznak powodzenia w świecie, wewnętrznie jest ciągle taki sam, i dlatego skarży się na biedę, kiedy ma tylko jeden samochód, a nie dwa, jak wszyscy dokoła. Niewątpliwie życie zewnętrzne człowieka mogłoby być jeszcze lepsze i
      piękniejsze, lecz wszystkie te dodatki tracą znaczenie, jeśli nie może za nimi nadążyć człowiek wewnętrzny. Zaopatrzenie się w rzeczy "niezbędne" jest niewątpliwie powodem do szczęścia, którego nie można nie doceniać. Nade wszystko jednak należy pamiętać, że człowiek wewnętrzny również zgłasza swoje żądania, a tych nie sposób zaspokoić żadnym towarem ze świata materii: im skuteczniej pogoń za "wspaniałościami" tego świata zagłusza jego głos, tym częściej staje się przyczyną niewytłumaczalnego pecha i głębokiego niezadowolenia mimo warunków życiowych, po których należałoby się spodziewać czegoś zupełnie innego. To uzewnętrznienie przysparza człowiekowi nieuleczalnych cierpień, gdyż nie potrafi on pojąć, jak sam może być ich źródłem. Własne nienasycenie go nie zdumiewa, gdyż uważa je raczej za przyrodzone, niezbywalne prawo; nie uzmysławia sobie, że przewaga materii w jego duchowej strawie wiedzie do niezwykle poważnych zaburzeń równowagi. To ona stanowi o chorobie człowieka Zachodu, który nie spocznie, póki całego świata nie zarazi tą nerwową zachłannością".

      Zmiennik

      Usuń
    5. Dobrze wiec - zostawmy przyczyny - zastanówmy się na moment czy istnieje sposób żeby duszę odzyskać?
      Na stałe - nie ma szans - być może na jakiś czas - no właśnie, być może.

      Tylko jakaś powszechna i powszechnie dotkliwa trauma mogła by na moment poprzestawiać tory.
      Powiem coś co po pierwsze - zamierzałem powiedzieć od samego początku, po drugie - z kompletnie przeciwnych powodów można usłyszeć pod budką z piwem, a po kolejne - jest absolutną ekonomiczna herezja o której specjaliści od czasu tylko, do czasu pod nosem przebąkują, pewnie z obawy przed jakimś stosem - począwszy od Lehman Brothers a skończywszy na UE - przynajmniej w jej dzisiejszym kształcie - nie mówię oczywiście o idei - powinno upaść wszystko, absolutnie wszystko co by upadło niczym z zewnątrz nie podpierane.

      Wiem, inaczej - potrafię sobie wyobrazić jaką pożogę by to wywołało -ale jestem pewien ze top jedyny sposób żeby uzupełnić deficyt nieufności.

      Przepracowywany obecnie scenariusz zabijając to co ludzkość ma najcenniejszego - poczucie wspólnotowości i za wspólnotę odpowiedzialności - pcha nas w przepaść jeszcze głębszą niż globalny potężny, ekonomiczny kryzys, którym skończyło by się przepracowanie "mojego".

      Usuń
    6. powinno upaść wszystko, absolutnie wszystko co by upadło niczym z zewnątrz nie podpierane.

      Po czwarte, tak się mówi do uczestników kuracji odwykowych, może nie tyle do nich samych, co do ich rodzin/bliskich. Niech dotknie dna, niech zostanie zupełnie sam, niech obudzi w sobie odpowiedzialność i siłę...

      Obawiam się, że może nastąpić totalne pomieszanie przyczyn ze skutkami, tak, że nie będzie klarowne co jest czym. Socjaliści powiedzą (tzn. mówią) - "zobaczcie do czego prowadzi ta wasza wolność rynkowa" i nie wspomną o współudziale państwa w procesach podpierania glinianych kolosów. Upadłych, leżących na dnie kuracjuszy wydźwigną swoimi dźwigniami. Za ich przyzwoleniem oczywiście.

      Mówię o tym, abyś pamiętał kto jeszcze wypatruje dna i nie może się doczekać odbicia odeń.

      Zmiennik

      Usuń