Na początek za Forbesem :
Majątek zgromadzony przez 85 najbogatszych ludzi na świecie jest wart tyle, ile posiada 3,5 mld najbiedniejszych, stanowiących połowę ludności świata – ogłosiła organizacja Oxfam
70 proc. ludności świata żyje w krajach, w których przepaść między najbogatszymi i najbiedniejszymi pogłębiła się w ostatnich 30 latach - zaznacza Oxfam.
Raport potępia zgubne skutki systematycznie powiększającego się rozziewu między nieliczną grupę superbogatej elity a biedniejącymi setkami milionów ludzi, wskazując, że może to wywołać społeczny bunt przeciwko nierówności i korupcji, zwłaszcza ze strony ludzi młodych, nie widzących dla siebie przyszłości.
"Tak duża koncentracja zasobów ekonomicznych w rękach małej grupy ludzi jest dużym zagrożeniem dla spójności i stabilności społeczeństw" - podkreślono.
A od siebie powiem tak - wolałbym o tym po prostu nie wiedzieć, nie mieć takiej świadomości i basta. Bo diabła zje ten, kto wymyśli choć cień skutecznego sposobu na to, by ten trend odwrócić. Nie istnieje i podejrzewam że w ogóle nie jest możliwy, taki model redystrybucji, który by się temu mógł przeciwstawić.
Klucz pozostaje w ostatnim przytoczonym zdaniu raportu - w powietrzu zaczyna się unosić, póki co zalążek, pyłek rewolucji. Która wcześniej, później nadejdzie, z całą pewnością. Będzie jak zawsze - do postulatów socjalnych dojdą konflikty religijne - etniczne i inne. Ktoś w to będzie dmuchał aż rozpali. Cóż - nie ma żadnych przesłanek by wierzyć że świat najbliższych kilkudziesięciu lat czeka kolorowa przyszłość.
Brr, a nie mówiłem że lepiej o tym nie myśleć.
Nowy Pragmatyzm czyli ekonomia umiaru, na którą stawia Kołodko w Dokąd Zmierza Świat Ekonomia Polityczna Przyszłości, pozwala zdystansować się do strasznie pesymistycznych perspektyw jakie Pan zdaje się podzielać. W zasadzie odnoszę wrażenie, że chce się ludziom wmówić pewien sposób postrzegania problemów świata zakładający nieuniknioną katastrofę, a jednocześnie czyni się to bez oglądania się na uczciwość intelektualną wymagającą odrzucenia utartych, często wygodnych schematów. Pamiętam kiedy w TVN Kołodko polecił lekturę swojej ostatniej książki redaktorowi Marciniakowi (ten brunet, nie jestem pewna nazwiska), aby ten lepiej mógł pojąć problem – wiem, świetny marketing ze strony profesora, tyle, że redaktor na wiedzę bardzo oporny, bo na kolejnym spotkaniu parę miesięcy później, Marciniak palił się ze wstydu, że do książki nie zajrzał a Kołodko niczym ostry belfr nieoczekiwanie wywołał go do odpowiedzi.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałem ten wpis dwukrotnie, zaciekawił mnie :) Kilka wyjaśniających uwag więc. Po pierwsze - na pewnym poziomie mówię dokładnie to samo co prof. Kołodko- jego JWK tym własnie jest - przewidywaniem katastrofy, rewolucji. Różnica między nami polega na tym że o ile Kołodko próbuje dawać receptę dla świata - co zresztą robi w arcyciekawy sposób- o tyle ja mam mniej złudzeń. O ile on próbuję wbijać gwóźdź do trumny liberalizmu nowego typu - o tyle ja myślę że mu się to nie uda. Po prostu świata nie ukierunkowuje, nie nadaje mu pędu żaden racjonalny ogląd. Albo prościej - to nie ekonomiści, ani ich społeczno - gospodarcze teorie zdecydowały o tym w jakim punkcie jesteśmy. Oni posłużyli i nadal służą li tylko za dogodny pretekst prawdziwym rekinom.
UsuńMój sceptycyzm na tym się właśnie opiera - Kołodko mówi że nie powinnyśmy być chciwi - a ja twierdzę że jesteśmy i basta.
Bodajże 200 lat temu, uczeni obliczyli, że najdalej za 100 lat miasto Londyn utonie w odchodach generowanych przez konie, które były wówczas jedynym środkiem napędowym i transportowym. Nie było alternatywy. Ale zupełnie inni uczeni wymyślili i skonstruowali samochody, potem pociągi, metro, śmigłowce, samoloty itd... Można siedzieć płakać i biadolić nad nadchodzącym nieuchronnym końcem, albo robić coś by temu zapobiec. Wszystko zależy od nas. Sam zobacz, piszesz - "twierdzę, że jesteśmy chciwi". Może zacząć od siebie. Gdybyś napisał "twierdzę, że JESTEŚCIE chciwi" byłby to dobry początek. To my żywi ludzie kształtujemy i tworzymy otaczający nas świat i rzeczywistość nie zapominajmy o tym.
OdpowiedzUsuńPokolenie naszych dziadków i rodziców wywalczyło nam wolność, może nasze pokolenie powinno zawalczyć o przyszłość dla naszych dzieci i wnuków ?...
Swojego czasu Londyn jednak utonął w odchodach, z tym że samochodowych.
UsuńTo drugi z interesujących wpisów dzisiaj. Jednocześnie drugi z którym się nie zgadzam :)
UsuńDo rzeczy. Nie, nic nie zależy od nas. A to w takim znaczeniu że nie zmienimy trwale własnej, ludzkiej natury. Chciwość jest naszą komponentą, podobnie tęsknota za nieśmiertelnością, władzą itd. No, nie, nie dam rady napisać wszystkiego przez telefon, wrócę do tego gdy będę przy komputerze
jak nie dasz rady to nie pisz
UsuńSkoro tak twierdzisz to albo ja jestem inny albo z Tobą coś nie teges.
OdpowiedzUsuńChciwość, żądza władzy, tęsknota za nieśmiertelnością?... Przecież to cechy małych, niedowartościowanych, pogrążonych w przyziemnych zachciankach ludzi.
Jeżeli to oni będą kierować losami tego Świata - zgadzam się z Tobą.
Ale na szczęście Świat nie ogranicza się do Wadowic i Polski to że tak jest u nas nie znaczy że tak jest wszędzie. Zobacz na Norwegię, Szwecję, Singapur, Japonię... "Nic nie zależy od nas"??? Człowieku to po co żyć???
No właśnie nie - to cechy przynależne ludziom w ogóle. I potężne źródło motywacji ludzkich działań. W dodatku wcale niekoniecznie tylko złych - przeciwnie - często budujących, tworzących postęp. Ale zostawmy ten poziom ogólności - właściwie dobrze że wymieniłeś jakieś konkretne państwa - bo o tym ci chciałem powiedzieć - gdybyś na świat popatrzył jak na ludzki organizm, a na poszczególne państwa jak na jego organy - to czy zdrowe serce potrafi coś zmienić gdy mózg zżera glejak? Albo nie wiem - rak nerki? Rynki finansowe a nawet gospodarka są zglobalizowane w takim stopniu że państwa powoli przestają mieć znaczenie. Są w znakomitej większości słabsze niż korporacje. Popatrz na przykład Stanów - i ich instytucje finansowe "too big to fail". Gdy rozumnie prześledzisz co się wydarzyło podczas kryzysu kilka lat temu - zrozumiesz w pełni co mam na myśli :)
UsuńW sytuacji gdy władze państwowe są słabsze niż korporacje musimy przewartościować nasze myślenie o świecie. Bo gdzieś w ukrytym obiegu to właśnie one rozdają karty - nie demokracja, nie reprezentanci narodów - ale właśnie przedstawiciele korporacji. Które - zapewniam cię - za jedyny cel mają zysk i własny rozrost a nie dobro ogółu.
Władza i korporacje o których piszesz chcą by wszyscy myśleli tak jak Ty.
OdpowiedzUsuńNic nie możemy zrobić bo jesteśmy zbyt słabi; nic nie znaczymy, trzeba być cicho i robić co każą, oni wiedzą lepiej...
Mylisz się. Nie daj się ogłupić. Mądrzy ludzie to siła sama w sobie. I wcale nie potrzeba krwawej rewolucji. Zobacz na to.
http://www.youtube.com/watch?v=afx5_Vw3edQ
Tego nie pokaże żadna komercyjna ani strachliwa "publiczna" TV. O tym nie przeczytasz w korporacyjnej "wolnej" prasie. Oni boją się ludzi więc milczą.
Na szczęście jeszcze mamy wolny internet i myślących obywateli, którzy wiedzą jak zrobić z niego dobry pożytek. Najważniejsze to świadomość swojej wartości.
To nie banki, nie korporacje i nie politycy kierują naszymi poczynaniami i naszym życiem. Jeszcze nie...Choć cały czas do tego dążą i o tym marzą.
Dla bardziej zainteresowanych i rozgarniętych jeszcze coś:
OdpowiedzUsuńhttp://www.youtube.com/watch?v=4GgAOF1vZWI&list=PL5C3A1FC10B3B8B1A
Wiedza to fundament wolności...
Bardzo, bardzo proszę o wypowiedzi osobiste - nie rozmawiajcie ze mną filmikami.
OdpowiedzUsuńKtóre obejrzałem - i które potwierdzają w całości moją pierwotną tezę - jesteśmy chciwi - a ta chciwość wcześniej, później najprawdopodobniej doprowadzi do rewolucji(spowodowanej coraz wiekszym rozwarstwieniem społecznym, powtarzającymi się falami kryzysów).
Moja obawa dotyczy w głównej mierze tego że jeżeli rewolucja juz nadejdzie - to nie będzie miała takiego przebiegu jak islandzka. Nie będzie pokojowa. Tam zagrożone były drobniaki w gruncie rzeczy - gdyby podobna rzecz miała miejsce w Europie bądź USA zagrożony będzie cały system - a na to nikt dobrowolnie i pokojowo nie pozwoli. Tzn nikt kto jest częścią tego systemu.
Ciężko jest uchronić się przed tymi, co to prędziutko chcą dzielić się w postach ze wszystkim, co im do łba akurat przyjdzie, ale skoro odszedł Pan od wcześniejszego motta, jakim kierował się ten blog („Szczęśliwi, którzy nie mają nic do powiedzenia” – tak to jakoś leciało) teraz przyszło Panu czytać mój komentarz dwukrotnie.
OdpowiedzUsuńDo dusz obojętnych nie należę, a jak tu przejść do porządku dziennego w obliczu bredni serwowanych przez medialne gura, TVNy czy Marciniaki?
Gwoli wyjaśnienia, nie było moją intencją sugerowanie, iż Pański przekaz z wpisu ma coś wspólnego z nieuczciwością intelektualną czy ciasnotą horyzontów redaktorów TVN. Nawet bym się nie zdziwiła gdyby Pan studiował myśl konserwatywną Gowinowego idola – Ortegi y Gasseta, i to jeszcze w oryginale (ponoć tylko po hiszpańsku można go zrozumieć). Pozwolę sobie jednak uzupełnić moją wcześniejszą wypowiedź nawiązującą do „Dokąd zmierza świat”, książki napisanej tak, że można ją łatwo przełożyć na inne języki, a już z pewnością dla rozgarniętego licealisty powinna być lekturą obowiązkową (już mu podaruję, że nie pamięta daty chrztu Polski czy wybuchu Powstania Warszawskiego).
Niewątpliwie chciwość napędza kanibalistyczny system polityczno-ekonomiczny, ale jak już mamy przed nim skapitulować, to na miłość boską, co stoi na przeszkodzie, aby zacząć posługiwać się narzędziami niezbędnymi do racjonalnego rozwoju? To tak, jakby nie wymagać od busiarzy, by ich pojazdy spełniały wysokie standardy techniczne, bo przecież są chciwi, więc nie będą się rujnować na jakieś tam fanaberie. A starosta, żeby wyjść z twarzą to udaje, że niby kontrole nasyła, cuda niewidy, a po cichu jedno trzydzieści z właścicielami – robi wszystko, by monopolista się rozwijał. Sam przecież potrzebuje całego busa, bo rodzina liczna. Chciwość czy tylko lęk przed fizycznym unicestwieniem?
Hartman ubolewa, że filozofia z uniwersytetów zaczyna odchodzić, a ja ubolewam nad tym, że Hartmanowi nie pozwala się publicznie dzielić owocem swoich przemyśleń. Musi kręcić i mataczyć, by go w końcu opublikowano. Dotyczy to jego i całej filozoficznej ferajny.
Efekt taki, że debata publiczna zaczyna przeobrażać się w groteskę – niezadowoleni jesteśmy kiedy kandydat na szefa rządu nie wie ile chleb kosztuje, ale nikt go już nie pyta czy wie jaki mamy wskaźnik Giniego. A Marciniak to nawet nie wie, że nikt nie wie, bo na bieżąco nie robi się analiz rozwarstwienia dochodowego. Ważne tylko, żeby wiedziano o kształtowaniu się eksportu i importu oraz przepływach kapitałowych. Po co działać na szkodę wielkiemu biznesowi i opracowywać z jak najmniejszym opóźnieniem dane o kształtowaniu się dochodów? A nuż jakie rządy zaczną podejmować inteligentne decyzje? Dobrze, że takiego Millera chociaż mają, bo są pewni, że on będzie wiedział akurat tyle ile, musi wiedzieć.
Lepiej też gardłować na Majdanie i od Janukowycza demokracji żądać, ale wara od Międzynarodowego Funduszu Walutowego – pisnąć tu coś o demokracji, to tak jakby na sesji Rady Miejskiej w Wadowicach zaproponować postawienie na Granit Platz pomnika Urbanowi, orędownikowi swobód obywatelskich czy wnioskować o finansowanie wazektomii z budżetu gminy.
Kołodko budzi zaufanie brakiem dogmatyzmu i trzeźwym osądem rzeczywistości. Pański wpis zdaje się sugerować, że dyskusje o nierównościach w podziale dochodów są jałowe. W istocie, Kołodko podkreśla, że niepotrzebnie konfliktogenne kwestie podziału wzięły górę nad twórczymi aspektami rozwoju. Optymistyczny akcent w przesłaniu profesora opiera się na keynesowskim przekonaniu, że choć w dłuższym okresie wszyscy będziemy martwi, to w jeszcze dłuższym na pewno mamy wspólne interesy.
Odniosę się tylko do końcowego akapitu - rzeczywiście uważam że dyskusje o redystrybucji są jałowe. Mam ku temu ważny powód - otóż myślę że normalnymi metodami(legislacją) jesteśmy w najlepszym razie spowodować jakąś drobną korektę - ale za chińskiego boga nie wpłyniemy na trend. Jego odwrócenie jest(w moim przekonaniu) możliwe wyłącznie poprzez działanie poza granicami prawa(ewentualnie balansując na nich). Oczywiście że marzy mi się lepszy, bardziej sprawiedliwy, świat - tyle tylko że gdy pomyślę jaką cenę musiałby zapłacić ten który znamy - wcale mi nie spieszno do tych zmian.
Usuń