poniedziałek, 20 stycznia 2014

Nowy burmistrz a sprawa BDI

Zanim przejdę do najważniejszego w mojej opinii członu blogerskiego pomysłu na miasto, chcę wrócić do tematu, który od czasu do czasu podnosi ciśnienie dyskutantom.

Beskidzka Droga Integracyjna. Nie jest to co prawda inwestycja prowadzona przez gminę - ale aktywność i sposób reprezentowania interesów miasta w tej sprawie to par excellence obowiązek Rady Miejskiej i Burmistrza. Dlatego nie wyobrażam sobie żeby przed wyborami samorządowymi kandydaci nie wypowiedzieli się w tej kwestii i dlatego już dzisiaj kilka zdań ode mnie.

Chcę z całą mocą podkreślić że wszystkie dane, które udało mi się zebrać, oraz wszystkie rozmowy które odbyłem, wskazują, że Mateusz Klinowski miał rację, przynajmniej co do jednej sprawy bez cienia wątpliwości - GDDKiA nigdy nie traktowała wariantu północnego jako rzeczywistej, realnej alternatywy dla przebiegu drogi. Ludzie Generalnej Dyrekcji  zwyczajnie mataczyli w tej sprawie - a ja zaprezentowałem dokument który, raz na zawsze to udowadnia i rozstrzyga.

Dobrze więc - wiemy ze Gdaka grała nie fair - ale co z tego ma wynikać dla gminy? Powinniśmy iść z zaparte, boksować się z zarządami dwóch województw, oczekiwaniami kilkunastu gmin które na BDI czekają? Spokojnie czytać kolejne statystyki i kolejne doniesienia o wypadkach na DK52?

Długo - bardzo długo nad tym myślałem - także dlatego że każdy kto mnie zna wie że w duszy - a o ile czas pozwala także w rzeczywistości - jestem beskidzkim powsinogą - i tereny na południe od miasta przedreptałem no, w każdym razie nie rzadziej niż inni miłośnicy przyrody - i dzisiaj moje stanowisko - ale także moja rada dla ludzi którzy w ostateczności będą wypracowywali stanowisko Gminy w tej sprawie po wyborach brzmi - nie możemy być hamulcowym dla tej inwestycji. Ma ona zbyt wielkie znaczenie dla regionu.

  Więc o ile i jeżeli inwestor uzyska decyzję środowiskową dla wariantu południowego, przyszły gospodarz miasta, zamiast stawać okoniem i stawać na czele, nie wiem - protestów, blokad i barykad - powinien całą energię skupić na wynegocjowaniu możliwie jak największego , jak najkorzystniejszego pakietu kompensacyjnego.

 Samorządy pokazały że można i udaje się to robić - np. w gminach  Aleksandrów Kujawski, Raciążek i Waganiec WFOŚiGW refunduje 70 procent kosztów kwalifikowanych dla inwestycji proekologicznych, a dodatkowo marszałek dodaje jeszcze 5 procent. Tak więc, godząc się na straty środowiskowe na południu Wadowic - moglibyśmy na przykład, z niewielkim wkładem własnym, skanalizować miejscowości na północy gminy.

Tak rozumiem i tak widzę rolę gospodarza miasta i gminy - jeżeli nie jesteśmy w stanie przesunąć BDI na północne rubieże gminy(lub ją wyrzucić poza jej obszar) - należy z tej sytuacji wyciągnąć maksimum korzyści dla środowiska, dla mieszkańców - dla nas wszystkich. Wydaje mi się takie stawianie sprawy i takie definiowanie interesów gminy o tyle rozsądne że, w przeciwieństwie do rejtanowskich gestów i blokowania - zgoda na BDI wraz z jednoczesnym negocjowaniem pakietu kompensacji ma wszelkie szanse powodzenia.




12 komentarzy:

  1. Jesli Klinowski ma rację GDDKIA nie dostanie decyzji środowiskowej. Jeśli dostanie to i tak zrobią co będą chcieli. Ewy już nie będzie na fotelu burmistrza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niezupełnie. Tak Gdaka jak i zarząd województwa zrobi wiele żeby kupić sobie spokój społeczny wokół inwestycji.

      Usuń
    2. To jest jakiś argument dla negocjacji.

      Usuń
  2. Dziadunio, świetnie że publikujesz swoje artykuły również na fb.
    Tam najlepiej widać, jak asystent dwoi się i troi, aby udowodnić tezę o boskości EF - interesuje go tylko to, żeby ciemny lud uwierzył, że pani burmistrz przez prawie 20 lat nie popełniła najdrobniejszego błędu.
    Prawie jak radna Wodyńska na sesjach - łubudubu, łubudubu...

    OdpowiedzUsuń
  3. Mogliśmy wszystko (ale Filipiakowa nie chciała rozmawiać i nie rozmawiała), aby uzyskać wszystko o czym piszesz. Teraz jest już "pozamiatane". Będzie decyzja i będą prowadzone prace według zatwierdzonego projektu.
    Nadto pisząc, że to GDDKiA coś "mieszała" zapomniałeś o dwóch najważniejszych dokumentach, które w całości potwierdzają, iż nie do końca jest tak jak piszesz.
    Pierwszy to porozumienie, podpisane przez Filipiakową, z jej własnej woli bez wcześniejszych konsultacji społecznych.
    Drugi - równie bez konsultacji wskazanie zaledwie tydzień po podpisaniu porozumienia, terenów południowych pod BDI.

    http://www.wadowita24.pl/czy-dlatego-filipiakowa-nie-godzi-sie-na-bdi-ze-wadowicka-mafia-nie-mialaby-jak-z-tej-inwestycji-ukrasc/

    Więc?
    Będzie - co można stwierdzić z dużą dozą prawdopodobieństwa rozmawiając z GDDKiA - jak napisałem

    http://www.wadowita24.pl/bdi-wczesniej-od-tej-wrozonej-z-fusow/

    po spotkaniu właśnie w krakowskiej Dyrekcji.

    Czy nowy burmistrz będzie miał jeszcze jakikolwiek wpływ na... cokolwiek?
    Wątpię, chociaż nie wykluczam, jeżeli będzie chciał rozmawiać, a nie próbował stawiać... warunków.

    Ale miło, że piszesz...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właściwe Ciebie także dotyczy mój komentarz opublikowany wyżej.

      Usuń
    2. Niby który? ew.

      Usuń
    3. Edward - ten w którym mówię o cenie za społeczny spokój wokół inwestycji. To jest mocny, bardzo mocny argument przetargowy.

      Usuń
  4. To taki przykład z niedalekiej gminy, że samorząd może coś podziałać w kwestiach dróg krajowych - w Wadowicach oczywiście się nie da :
    http://www.beskidzka24.pl/artykul,zator_rondo_albo_korki,17881.html

    OdpowiedzUsuń
  5. Z uwagi na możliwość zawieszenia kursów pociągów na trasie Wadowice – Kraków, o czym traktuje dzisiejszy artykuł na wadowiceonline, zastanawiam się czy planuje Pan poruszenie kwestii komunikacji kolejowej w przyszłych wpisach na blogu. Czy od kandydatów powinniśmy oczekiwać konkretnych propozycji mających na celu utrzymanie połączeń? Ewidentnie obecny starosta i burmistrz nie dołożyli starań, aby włączyć Wadowice w projekt kolei aglomeracyjnej, co w moim przekonaniu powinno dyskwalifikować ich z ubiegania się o urząd burmistrza. Ale czy w obecnej sytuacji można cokolwiek uczynić, by w przyszłości nie być skazanym na podróż busami? Wójt Spytkowic nie waha się mówić otwarcie do mediów , iż nie należą one do cywilizowanych środków transportu, stąd też jego zaangażowanie, by przywrócić pociągi relacji Spytkowice – Kraków – nie słyszałam jednak by nasi włodarze kiedykolwiek wyrazili oburzenie na jakość usług oferowanych przez przewoźników busowych.
    W komentarzach do wspomnianego artykułu Klinowski po raz kolejny wskazał na bezczynność zarówno starosty, jak i burmistrz, która doprowadziła do sytuacji, że niebawem likwidacja połączeń kolejowych z Krakowem może stać się faktem. Ponadto, radny zauważa, że „nasz powiat i gmina już dawno temu powinny przygotować się do świadczenia kolejowych usług przewozowych. Byłoby nas na to stać i można było to zrobić dobrze. Co zrobiono? NIC. “
    Czy faktycznie nasz samorząd mógłby z powodzeniem prowadzić działalność przewozową? Bylibyśmy ewenementem, ale z drugiej strony … „tu wszystko się zaczęło…” Całkiem już poważnie – biorąc pod uwagę, że to ostatnia wielka szansa na skok na unijną kasę – czy jest realne ściągnięcie funduszy na modernizację i rozwój lokalnej infrastruktury kolejowej? Aż boję się zapytać o połączenie do Spytkowic. Ktoś na forum zaproponował kiedyś, żeby zerwać na tej trasie tory i zbudować ścieżkę rowerową, mógłby Pan wtedy popedałować trochę dalej, jednak ja wolałabym zostawić auto w garażu i dojechać do pracy pociągiem. Gdyby tylko Karol wspomniał, że karpia zatorskiego wyławiał, pociągiem papieskim mogłabym zajechać pod sam dom.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W mojej ocenie nie ma cienia szans na jakiekolwiek pieniądze, pochodzące bądź to od rządu, bądź za pośrednictwem rządowych czy samorządowych agend z UE- na infrastrukturę kolejową w naszym regionie. Tworzenie własnego przedsiębiorstwa transportowego przez gminę jest możliwe - ale trzeba wziąć za pewnik że byłoby bardzo deficytowe. NIe mam zdanie czy jest zasadne - nie mam jasnego obrazu skali problemu, albo precyzyjniej - skali potrzeb. Właśnie tym powinni zajmować sie m.in sołtysi - zbierać dane od mieszkańców swoich wiosek - tak by można było stworzyć dokładny obraz potrzeb w zakresie transportu publicznego. Jest jeszcze i inna możliwość - gmina mogłaby zakupić usługę transportu od zewnętrznego podmiotu - ale znów stoimy przed tą samą ścianą - nie znamy skali ani rozmieszczenia potrzeb.

      Odpowiedź więc na Twoje pytanie nie jest prosta - są oczywiście formalno-prawne a być może nawet i finansowe możliwości żeby samorząd prowadził(w jednej z dwóch wymienionych form) działalność przewozową - ale tak długo jak nie znamy skali potrzeb - każdy ruch w tym kierunku skończyłby się prawdopodobnie katastrofą - o ile nie malwersacjami na dużą skalę.

      Co do generaliów zaś - całkowicie zgadzam się z oceną Mateusza Klinowskiego - "zarżnięcie' publicznych przewoźników to był kolosalny błąd - tyle tylko że odpowiedzialnością nie obarczałbym, no, przynajmniej nie w tym stopniu co on, samorządowców - transport publiczny to po prostu jedna z wielu ofiar przekształceń systemowych i tak naprawdę nie ma mądrego kto by wskazał w którym momencie i kto zdecydował że zawieszone ostrze gilotyny ma spaść.

      Usuń
  6. Dziękuję za wypowiedź. Również interesująca wymiana opinii w komentarzach do wczorajszego artykułu na wadowiceonline pozwala w pewnym stopniu zorientować się w faktycznym stanie rzeczy.

    OdpowiedzUsuń