czyli koszty postępu.
Wyodrębniam to zagadnienie z chaotycznej i burzliwej rozmowy o konserwatyzmie w nadziei że jakoś się nam w końcu uda ją ogładzić.
Wyciskały nam w ostatnich dniach łzy prawie wszystkie media, obrazkami i opowieściami o horrorze we wrocławskim żłobku. Padało tysiące najczęściej kompletnie absurdalnych pytań i komentarzy, w tym także politycznych. Zwyczajnie - dziennikarski i komentatorski bełkot, mający robić wrażenie odpowiedzialności i profesjonalizmu.
Nie udało mi się natomiast wyłowić z tej kakofonii pytania dość zasadniczego w całej tej sprawie.
Więc ja je sobie zadam. Obywatelowi je zadam. Wam wszystkim je zadam.
Co takiego sprawiło że rodzice do przechowalni oddają 6-cio miesięczne niemowlęta?
Do przechowalni dodam, prywatnej, prawdopodobnie bardzo kosztownej?
Czy można bez większego ryzyka powiedzieć ze to była właśnie cena postępu, o ocenę której się dopominałem? Czy efekty pracy obojga rodziców, dająca im mieszkanie w lepszej dzielnicy, solidniejszy samochód i wyższą pozycję społeczną to postęp? Zapewne tak. Czy to co spotkało ich dzieciaki, ale przecież nawet gdyby nic aż tak drastycznego się nie stało, nawet sama rozłąka z niemowlakiem - jest czy nie jest, kosztem tego postępu?
Pokazuje indywidualny przypadek bo dość dobrze obrazuje generalne zjawisko - postęp ma swoją cenę. Czasami widoczną gołym okiem, czasami rachunki przychodzi płacić w przyszłości - ale wystawiamy weksle. I nikt nigdy ich za nas nie wykupi.
A ludzie którzy zdają sobie z tego sprawę, ludzie dla których postęp nie jest złotym cielcem, nie jest dobrem samym w sobie, wcale niekoniecznie muszą być wstecznikami, betonami czy jak tam ich jeszcze raczy określić, nadający światu rozpęd, postępowiec.
I tutaj się mylisz osoby oddające dzieci do żłobka czy też wynajmujące opiekunki bardzo często są do tego zmuszone sytuacją na rynku pracy ,po dłuższym urlopie nie ma już do czego wracać, a o znalezieniu nowej pracy można tylko pomarzyć. Nie są to wcale osoby zamożne, niejednokrotnie są to osoby wynajmujące mieszkania, albo obarczone kredytem nie na jakieś luksusowe lokum, ale zwykłe 2 pokoje.Osobiście znam dużo takich osób w Krakowie. Odnośnie konserwatyzmu nie zapominaj,że jego składową bardzo ważną jest religia na którą tak zwani bardzo konserwatywni się powołują, prawda jest taka, że robią to w fatalnym rydzkowym stylu .Każdy przyzwoity człowiek po części jest konserwatystą czyli debilem w/g "panów krytycznych".
OdpowiedzUsuńMaju, sprawdziłem ceny prywatnych żłobków we Wrocku. Ok 1000zł.
UsuńTo jedno. Druga rzecz że to tylko pierwszy z brzegu przykład kosztów postępu- akurat ten, bo najbardziej aktualny, znany. Wcale nie mam ochoty upierać się że idealny:)
Co do miejsca religii w konserwatywnym światopoglądzie - dostrzegam je, oczywiście. Niemniej twierdze ze nie jest ona warunkiem koniecznym. To mniej więcej mój przypadek - nie jestem religijny a mam dużo sympatii do konserwatyzmu właśnie.
Dziaduniu w Krakowie ceny kształtują się podobnie , wielopokoleniowe rodziny już nie istnieją więc czasem inaczej się nie da. Konserwatyzm w Polsce religią stoi i nie zmienisz tego ,ani ty ,ani ja.
UsuńJeszcze jedno co powiesz o mamusi, podobno wykształconej, która swojemu dziecku zakłada podkoszulek z napisem "Jestem katolikiem i lubię odmawiać"+ różaniec, opowiadała mi nauczycielka jaki stres przeżywa takie dziecko , niestety małomiasteczkowy konserwatyzm religijny to ciemnogród.
UsuńTo ze nie istnieją to także cena postępu, czyz nie?
UsuńPróbuje rozmawiać o światopoglądzie a nie jego lokalnej mutacji:)
Matki zapytałbym kiedy ostatnio dzieciak sam z siebie, bez sugestii, przypominania, nakłaniania czy zmuszania sięgnął po różaniec. Gdyby sie okazało że ciągle to robi, porozmawialibyśmy o intymności wiary i tym podobnych - w przeciwnym wypadku - cóz - pewnie nie było by z nią o czym rozmawiać.
Dziaduniu nie istnieją bo świat się zmienił 50 letnia babcia po prostu pracuje i najczęściej nie mieszka nawet w miejscowości gdzie jej dzieci. Niestety taka jest cena postępu, a czy to zle?
UsuńBoje sie żeby dyskusja o matkach nie sprowadziła tej dyskusji na manowce - ale jeszcze tylko słówko - powiedziałaś ze praca młodych matek to konieczność, ze przerwa w karierze nie do nadrobienia.
UsuńByć może tak to wygląda w twoim otoczeniu. Statystyki natomiast pokazują że kobiety nader ochoczo biorą L4 - od najwcześniejszego okresu NIEZAGROŻONEJ ciąży. To jak to jest - 7 miesięcy na zwolnieniu lekarskim nie stanowi zagrożenia dla kariery a rok macierzyńskiego już tak?:)
Czy co źle? Że babcie pracują? Pewnie dobrze. Pojedyncze zjawisko nie stanowi problemu - cały konglomerat zjawisk - powszechne rozwody, bardzo późne macierzyństwo, pojedyncze dzieci w rodzinach - wszystko to łącznie daje obraz który z wyraźnym niepokojem opisują socjolodzy.
Dziaduniu nie o karierę , ale o zwykłe przyziemne finansowe sprawy , wynajem, kredyty itp.
UsuńA na co te kredyty, Maju? Na jedzenie? Na przeżycie? Czy może jednak na rozwój właśnie?:)
UsuńJa nadal podtrzymuję teorię o moim debilizmie :D Nadal jednak nie wiem co tak drążysz ten jasny temat?
OdpowiedzUsuńNo i jestem sobie w stanie wyobrazić że nikt nie przybiegnie zeby sie z tobą sprzeczać;) :D:D
UsuńJasny? Obywatelowi to powiedz:)
Dla obywatela też wszystko jest pewno jasne, tylko chyba nikt wczoraj nie rozumiał o co Ci biega. Ale za brednie uważam, że "koszty przedszkola czy żłobka" to koszty postępu. Przecież to są koszy uwsteczniania się. Jaki to postęp? Co Wy gadacie w ogóle.
UsuńPostęp byłby wtedy, gdyby te 1000 zł można było wydać nie z przymusu, ale z własnej woli - no nie wiem, może z niechęci do obciążania babci itd. :)
Nie ma przymusu - jeżeli opłaca ci się płacić tysiaka, zostawiać niemowlę i pracować - to to jest najczęściej wybór, nie przymus.
UsuńNajczęściej właśnie przymus.
UsuńAleś pieprznął teraz, że Ci tak napiszę. O czym Ty w ogóle gadasz? Bezrobocie jak fiks, jedna osoba z pensji chaty nie utrzyma, koszty życia 200x wyższe niż za komuny, a Ty mówisz o wolności????? Co nie pamiętasz jak było? Sam siedziałem w żłobku za smarka, ale nie był to wynik biedy i przymusu, tylko - o zgrozo - wolności.
UsuńNo proszę Cię.
Dziadunio odpłynął:D
UsuńNigdzie nie popłynąłem, jestem tu gdzie byłem:)
UsuńMajka wypowiedziała zdanie - klucz, najwartościowsza bodaj myśl w tej kwestii - rodziny wielopokoleniowe trafił szlag.
Myślcie o rozwoju i jego kosztach w kategoriach, setek, dziesiątków najmniej lat - nie od przedwczoraj do jutra:)
Wprost z konserwatynej łączki uciekłeś dziaduniu do prywatnego żłobka :)
OdpowiedzUsuńPrzybrawszy emocjonalny czepeczek małego brzdąca zwodzisz czytelników tysiącłotowym banknotem krzycząc masz tu Obywatelu na koszty postępu ...
Ale źle trafiłeś chowając się w żłobku.
Nie dlatego że próbujesz sugerować że żłobki są złem ( co za szczeście że w Papalandzie jedyne takie zło dawno temu wypleniono ku rozpaczy grzesznych matek )ani że z zadowoleniem sprowadzasz koszty postępu do materialnych kwot. Nie dlatego też że ani słowem nie wspominasz o milionach dzieci i ich matek żyjacych np w Afghanistanie w zacofaniu i ubóstwie a tak pragnacych tego ukazywanego przez ciebie postępu jako zagrożenie a nie jako szansa na lepsze życie. Nie dlatego też że gubisz prawo do wolności, do samodecydowania o własmym życiu. Do własnego wyboru matek, ojców. Nie dlatego też że zapominasz o możliwości zapewnienia takiego wyboru w wyniku społecznej umowy.
Żle trafiłeś bo dzieci są zaprzeczeniem konserwatyzmu. W każdym aspekcie.
Dzieci nie trzymają się praw ustanowionych. Nie wyznają boga ni moralności. Za nic mają własność. Obcy im fałsz. A pragną poznania,nowości i z ufnością oczekują zmian. Są za to uosobieniem ludzkiej natury i wartości istoty ludzkiej a to jak widzisz nijak się ma do konserwatyzmu.
Być może teraz dostrzeżesz swą niemal freudowską próbę zaprzeczenia wydżwieku poprzedniej notki.
Mam nadzieje ze to wstęp tylko? Przygrywka? Rozgrzewka? Cokolwiek - bo chyba nie wszystko co masz do powiedzenia o konserwatyzmie?:)
UsuńJasne że nie ale to nie moja wina że stadion zalało ;)
UsuńOdpowiadając zaś na twoje pytanie.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję ( może nieco słabą ) że przy całej swej ostrożności ( żeby nie pisać konserwatywnym lęku ) dostrzegasz konieczność postępu. Tak konieczność. Nie możliwość, nie wolę rozwoju. A własnie jego konieczność.
Nie piszę tu o jednostkowym pragnieniu czy odczuciu. Mam na myśli potrzebę społeczną. Konieczność cywilizacyjnej zmiany, nowośći. Masową skłonność do kreatywności.
Używając metafory można by rzec konieczności dopływu nowej krwi tak by uniknąć degeneracji niczym we wsobnym chowie. Ta zaprogramowana w naszym DNA zdolność, nieustanna potrzeba drobnych mutacji odbija się w tkance społecznej. To jak ciągły proces ewolucji. Dostosowywania się do warunków. Poszukiwania innych opcji z nadzieją na lepsze rozwiązania. Z nadzieją a nie z pewnością że każda musi być lepsza.
Jeśli to dostrzeżesz inaczej spojrzysz na to co nazywasz kosztem postępu. Pomyślisz raczej jak je niwelować, wyrównywać a nie próbować ich unikać przez całkowitą blokadę zmian. To trochę jak z odpowiedzialnym rodzicielstwem. Pozwalasz rosnąć dziecku i musisz akceptować coraz wiecej autonomiczności dziecka. Godzisz się na coraz wieksze zagrożenia bo wiesz że dziecko coraz lepiej z nimi umie sobie radzić. Nie trzymasz jednak dziecka w bezpiecznej klatce, bo to nie pozwala mu się rozwijać. Starasz się raczej lepiej przygotować dziecko na na nowe otoczenie. Tak by lepiej w nim sobie radziło.
Podobnie jest z postępem...
Wow! Pierwszy dający się czytać wpis od momentu opublikowania psota o konserwatyzmie:)
UsuńWciąż jeszcze przypisujący mi siłą rozpędu ślepotę, ale już przynajmniej na jedno tylko oko:)
Długo czekałem na twoją część tej historii - nie przeszkadzam - kontynuuj:)
Jak publikujesz psoty to to masz ślepotę ;)
UsuńTo to, kurde. Przyganiał kocioł garnkowi:D
UsuńObywatelu, znów przyciągnąłeś moją uwagę :)
Usuń"Starasz się raczej lepiej przygotować dziecko na na nowe otoczenie. Tak by lepiej w nim sobie radziło.
Podobnie jest z postępem..."
Oglądałem kilka miesięcy temu film o postępie w Szwecji,trochę tu zahaczyliśmy o tym kiedyś.
Jeżeli nie oglądałeś, to spokojnie możemy się posłużyć przykładem znanym wszystkim - z filmu Seksmisja. Jeśli nowe warunki, jakie postępowy trend wyznacza - wymagają rozluźnienia więzów rodzinnych, to młody człowieczek musi możliwie szybko się dostroić, aby życie było dlań znośnym w tych warunkach. Dziewczynki urodzone pod ziemią nie będą tęsknić do mamusi i tatusia - tylko wypełniać miejsce w swoim społecznym szeregu. Gdyby były wychowywane w rodzinach - byłyby bardziej różne, ale jeśli mamusia i tatuś to Państwo (tzw. Wielki Tatuś, czyli Wielki Postęp), to wszystkie będą myślały to samo. Czyli nie będą myślały w ogóle.
Zmiennik
Tam cię wydałem, tutaj cieszę się że jesteś:) Barwniej się zaraz zrobiło:)
Usuń@ Zmienniku
UsuńZrozumiełem dopiero po łyku coli z rumem,ale pewnie i tak nie do końca. Szczególnie to o braku myślenia dzieci wychowanych przez struktury państwa. To co z sierocińców wychodzą tylko debile ?
Zwróciłem jednak uwagę na co innego i to nawet wczoraj a nie dziś. A ty mi to przypomniałeś.
Pisząc komentarz do dziaduniowego psota o konserwatyźmie pomyślałem przez chwilę czy konserwatyzm dopuszcza taką sytuację jak opisałeś.
Przymusowego zastąpienia rodziców przez struktury państwa. Z jednej stony akcentuje on przywiązanie do tradycyjnej roli rodziny a z drugiej kładzie nacisk na supremację wspólnoty nad prawami jednostki. Czyli gdy wspólnota tak postanowi rodzice musza swoje dzieci jej oddać. Ma to częściowe uzasadnienie w przykładzie przymusowego poboru do wojska pewnej części młodych parobków w wiosce oraz np w innej ideologi akcentującej dominację wspólnoty jaką jest nacjonalizm np niemiecki Lebensborn i przypadki kradzieży dzieci dobrej krwi. Moze to refleksja nie na miejscu ale tak mi się skojarzyło.
A Ty kochany w jakim wieku oddałeś swojego skarba do przechowalni?
OdpowiedzUsuńTwoje wypociny to stek bzdur.
Jak to wypociny....
UsuńAle gdyby się okazało że czegoś nie zrozumiałaś bardzo chętnie pomogę.